Znowu Solidarność namieszała. Tym razem na torach kolejowych. Kolejarze strajkowali w obronie systemu emerytalnego, który ma zostać zmieniony na mniej korzystny dla pracowników. Sparaliżowany przez kilka godzin węzeł warszawski rozregulował krajowe rozkłady jazdy.
Zdenerwowani pasażerowie wykrzykiwali do kamer swoje żale. A przecież związek Solidarność robi co do niego należy. Przypomina rządzącym, że dopinanie budżetu, łatanie deficytu, przydeptywanie inflacji to nie są jedynie gabinetowe gry koalicji z opozycją. To naruszanie żywej tkanki społecznej. Na końcu każdej ustawy decyduje się czyjś ludzki los, rozstrzyga się finansowe położenie jakiejś rodziny. Jeżeli rzeczywiście należy coś w tej materii naprawić ? władza musi to robić ostrożnie, taktownie a nie bezceremonialnie, bezczelnie. Zwłaszcza, jeżeli ta władza lubi podkreślać swoje solidarnościowe korzenie.
A propos ?korzeni?, właśnie oglądaliśmy niedawno w telewizorach festiwal laureata Pokojowej Nagrody Nobla, Lecha Wałęsy. Znakomici goście ze świata w każdym zdaniu sławili polską Solidarność i legendarnego Lecha. Krajowi dygnitarze prężyli się dumnie na widowni. Nawet poseł Kalisz napawał się wagą chwili. Jedynie Solidarności przy tym nie było. Tej prawdziwej, ze Stoczni Gdańskiej, z ?kolebki?, i z kolejarskiego strajku, z pielęgniarskich głodówek, z górniczych demonstracji? Solidarności, która do dziś pamięta o pracowniczych postulatach z Sierpnia 80. roku. Nie rzucali się w oczy następcy Lecha Wałęsy na stanowisku przewodniczącego: Marian Krzaklewski, Janusz Śniadek, kierujący niezwykłym związkiem zawodowym w wyzwolonej przez ten związek Polsce. Nie był to dla nich i dla Komisji Krajowej czas łatwy, lekki i przyjemny, wręcz przeciwnie ? czas bardzo trudny.
Blisko dwadzieścia lat przebudowy realnego socjalizmu na tak zwany kapitalizm przebiegało pod ochronnym parasolem Solidarności. I tak to zostało chytrze przeprowadzone przez ośrodki medialne, że winą za oczywiste kłopoty i niedogodności tego okresu obarczona została Solidarność, a śmietankę spijali i coraz bardziej spijają spadkobiercy minionego ustroju. Kiedy zaś siła najemna, zwana kiedyś klasą robotniczą upomina się o swoją godność, traktowana jest jak dokuczliwy balast na drodze do ?lepszego jutra? przez rząd powołujący się na solidarnościowe korzenie.
Paradoks na paradoksie. Jakie to polskie, jakie nasze?
Jan Pietrzak