Z Jackiem Filc-Nowakowskim, rzeźbiarzem mieszkającym w Ząbkach, wyróżnionym za projekt nagrobka Mikołaja Kopernika, rozmawia Emilia Chąchira.
– Skąd dowiedział się Pan o konkursie na opracowanie nowego grobowca Mikołaja Kopernika?
– Dostałem wstępną propozycję współpracy od grupy architektów z Olsztyna szukających wsparcia przy realizacji elementów rzeźbiarskich w projekcie nagrobka Kopernika. Tak dowiedziałem się o konkursie. Oni przestali interesować się mną. Ja zainteresowałem się tematem. Nasze projekty rywalizowały ze sobą. Ich projekt odrzucono.
– Projekt, który wygrał, to praca zbiorowa. Czy Pan także korzystał z pomysłów, które podsunęli Panu znajomi bądź rodzina?
– Zawsze korzystam z oceny i doradztwa osób mi bliskich, czasem postronnych. Patrzę im głęboko w oczy i szukam błysku akceptacji lub bielma znudzenia. W tym przypadku również tak było. Jednak nie da się tego nazwać pracą zbiorową profesjonalnego zespołu. Koncept, forma i realizacja projektu, model i opis to moje dociekania. Inspiracje i życzliwe wsparcie to zasługi bliskich mi osób.
– Czy to jedyny konkurs w jakim Pan wystartował i zajął tak wysokie miejsce?
– Naście lat temu brałem udział w konkursie na herb szacownej instytucji. Poczułem się wykorzystany i oszukany. Na lata zapomniałem o takiej formie dowartościowywania się. Teraz z lękiem przystąpiłem do kolejnej rywalizacji. Było dużo lepiej.
– Czy czuje się Pan spełniony po zajęciu zaszczytnego II miejsca, czy jest to może dla Pana motywacja by zacząć intensywniejszą pracę?
– Na szali konkursowej położyłem wiele swoich wyobrażeń i oczekiwań co do tematu, formy konkursu, moich możliwości warsztatowych i artystycznych. Chciałem i mogłem zrealizować zaprezentowany ów plan. To było moje marzenie, ale konkursy mają swoje reguły, dlatego bardzo cieszę się z wyróżnienia. Z jego przełożenia finansowego również. Nie jestem dżentelmenem, więc o pieniądzach powiem, że są bardzo istotną formą docenienia mojego zaangażowania w wyobrażenia o sztuce, które to wyobrażanie stało się moim zawodem. Co prawda ten sukces nie może mnie już zmotywować do intensywniejszej pracy w kategoriach zaabsorbowania czasowego, ale z pewnością pobudzi mnie w staraniach o większą celowość i jakość pracy.
– Jak zaczęła się Pana przygoda z rzeźbiarstwem, kiedy debiutował Pan jako artysta?
– Najprościej mówiąc działania plastyczne rozpocząłem od robienia prezentów dla ważnych dla mnie osób. Do tego był czas, gdy samotnie mieszkałem na Mazurach i miałem jeziora czasu tylko dla siebie i bez telewizora. Było jeszcze wiele pokładów ambicji i nadziei na bycie kimś we własnym mniemaniu. Było parę inspirujących osób, parę metafizycznych sposobności. Myślę, że na drodze do dzisiejszego mego rzeźbiarstwa z większości szans skorzystałem. W 2000 roku zrobiłem pierwsze statuetki dla Wirtualnej Polski. To nie był jednak debiut tylko decyzja, że zaryzykuję jako rzeźbiarz nadworny. Później było jeszcze wiele – w moim mniemaniu- debiutów: pierwsza rzeźba figuralna w kamieniu, pierwsza rzeźba drewniana polichromowana, pierwszy zrealizowany projekt witraży, pierwszy zamówiony autorski obraz.
– Czy studiował Pan bądź uczył się w szkole, która zajmowała się kształceniem młodych artystów?
– Jestem zakompleksionym, upartym i niezależnym obywatelem, nie uszanowałem autorytetu żadnej uczelni. Po zdanej maturze w ?elektroniku?, odmówiłem wojsku i studiowaniu. Myślenia uczę się sam, umiejętności warsztatowe na zasadzie wymiany doświadczeń pozyskuję od paru zaprzyjaźnionych mistrzów.
– Czy pańskie prace wystawiane są na sprzedaż, czy może tworzy Pan je sam dla siebie?
– Swego czasu sprzedawałem prace w galeriach np: w galerii ?Zapiecek? na warszawskiej Starówce. Ewoluowałem i do chwili obecnej działam jako usługodawca. Dawca swych pomysłów i umiejętności w formule wszechpańskiego artysty nadwornego. Następnym krokiem, jaki planuję jest promocja nieskrępowanego, narcystycznego Ja pod szyldem: ?artysta jako uczciwy nosiciel mięsa?.
– Czy jest możliwość obejrzenia Pana prac w galerii?
– Zapraszam do kościoła parafialnego w Bramkach, 3km za Błoniem w kierunku Sochaczewa. Tam można obejrzeć moje rzeźby w kamieniu, w drewnie, witraże wg moich projektów i trzy dużych rozmiarów obrazy.
– Czy mógłby Pan w kilku zdaniach powiedzieć czym jest dla Pana sztuka
– Nie mam zielonego pojęcia czym jest sztuka, ale oczywiście przeanalizowałem parę możliwości. Spekuluję, że sztuka jest jak ocean, można w niej podążać bezpiecznymi szlakami przy brzegach jedynie ryzykując utknięcie na mieliźnie komercyjnej wygody i automatyzmu myślowego. Można roztrzęsionym będąc pakować się w sztormy i burze by zmyć z siebie nienasycenie głodnego ducha. Można być jak korab zbrojny, groźny i przedsiębiorczy i jak zagubiona, dryfująca szalupa uzależniona od żywiołów. Można być flądrą, można też delfinem. Można być kamieniem na dnie i pianą na fali. W sztuce można być kim się zechce, ale korzystnym jest wykombinować model siebie najlepiej dopasowany do własnych ograniczeń i talentów, cudzych wabików i maszkar, obiektywnych złudzeń i egocentrycznych uwiedzeń. W tym modelu można wyrzeźbić siebie lepszego.