O plusach i minusach hermetyzacji wołomińskiej kompostowni, kosztach przedsięwzięcia i terminach realizacji, a także o niejasnościach – z radnym Wołomina, Jerzym Mikulskim, rozmawia Barbara Wiśniowska.
– Czego dowiedział się Pan na kolejnym spotkaniu w sprawie hermetyzacji kompostowni?
– Na spotkaniu w zakładzie MZO na Starych Lipinach poinformowano nas, jak przerabiany jest obecnie kompost i jak potrzeba zagospodarować kompostownię, żeby przerabiała dużo więcej. Pokazano nam też, jak wygląda hala, której wybudowanie kosztowało 18 milionów. Pierwszym etapem rozbudowy według zarządu MZO i firmy doradczej będzie rozbudowa kompostowni i jej hermetyzacja. Wspomniano, że następnym etapem inwestycji będzie budowa linii segregującej, kolejnym ewentualnie biogazownia. Najważniejszym elementem kompostowni będzie hermetycznie zamknięta stacja przyjęć. Reaktory będą pracowały niezależnie w hali zamkniętej z zachowaniem wymogów technologicznych, z nadmuchem spod posadzki. Kto chciałby obejrzeć podobny obiekt, może zapisać się na wycieczkę w okolice Poznania, która wkrótce wyruszy z Wołomina. Jest dużym rozczarowaniem, że na spotkaniu nie został przedstawiony żaden projekt i żaden program dotyczący inwestycji. Nie powiedziano też, kto podjął decyzję o budowie tej kompostowni.
– Co powiedziano o finansowania budowy?
– Nie uzyskaliśmy na ten temat precyzyjnych informacji. Powiedziano, że całość pochłonie około 50 mln zł i że wkład 40 mln zł będzie stanowić nisko oprocentowana pożyczka z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, którą zakład będzie musiał spłacać. Kiedy ma to spłacić? To już jest uzależnione od wykonawcy, który wygra przetarg. Nam, radnym, nie podoba się, że o wielu sprawach technicznych dowiemy się dopiero po wybudowaniu kompostowni, to nie jest dobre rozwiązanie dla miasta, powinniśmy najpierw poznać dokładny projekt. Najważniejsze, czego się dowiedzieliśmy to że kompostownia będzie przetwarzać rocznie 30-35 tys ton odpadów zielonych.
– Tydzień temu mówił Pan, że 20-25 tysięcy…
– Jak widać, ze spotkania na spotkanie te parametry wzrastają. Zielonych odpadów z Wołomina jest 4-5 tys ton, pozostałe mają być pozyskiwane z zewnątrz. Skąd? Odpowiedziano nam, że z tym nie będzie problemu, bo wszyscy chcą się pozbyć śmieci biodegradowalnych, zwłaszcza Warszawa. Zapytaliśmy także, dlaczego mamy budować taki wielki zakład, a nie mniejszy, który wystarczyłby na nasze potrzeby? Odpowiedziano, że kompostownia dla 5000 ton się nie opłaca, bo koszty są nieproporcjonalne do takiego sposobu przetwarzania. Domagaliśmy się analizy całego programu przebudowy: nie tylko kompostowni, ale segregowalni i biogazowni. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi, jakie korzyści ta inwestycja przyniosłoby miastu. Odpowiedziano zdawkowo, że powstanie zakład, będą nowe miejsca pracy. Ile? Nikt nie był w stanie tego wyjaśnić. W ocenie wielu radnych ta inwestycja jest nie do końca zasadna i są wątpliwości, czy powinniśmy w nią wchodzić i zadłużać zakład. Zarząd MZO broni pomysłu z kompostownią za pomocą argumentów, że w okresie 3-5 lat wysypisko będzie wygaszane, a nie rozbudowywane i musi zarabiać na kompoście. Niestety – na rynku jest pod dostatkiem kompostu i jest nawet oddawany za darmo. Zyskowność tego przedsięwzięcia jest więc obarczona niewiadomą. Według radnych trzeba przeprowadzić analizę działań, które pozwolą na wykorzystanie potencjału MZO oraz na utrzymanie porządku w mieście.
– Jakie to mogłyby być działania?
– Na dziś borykamy się z problemem sprzątania koszy, ulic, koszenia trawników. Niektóre z tych działań są zlecane firmom zewnętrznym, a to właśnie MZO mogłoby na nich bardzo dobrze zarabiać. Bylibyśmy w stanie przedstawić kilka wariantów obsługi miasta łącznie z dbaniem o zieleń. Mamy obawy, że mimo hermetyzacji kompostowni i tak część odorów będzie się wydostawać. W tej chwili zapach wysypiska jest fatalny, a przecież w przyszłości chcemy zwiększyć ilość odpadów siedmiokrotnie. Musimy przedyskutować ponownie zasadność tej inwestycji.
MZO spółką skarbu gminy, nie może prowadzić polityki dla zysku i zwiększenia dochodu, to nie jest jej celem statutowym. Spółka powstała dla dbania o czystość miasta. Mogłaby dbać o tereny zielone, przycinać drzewa, na razie tego w mieście brakuje. Kiedy zaczęła się modernizacja DW634, niepotrzebnie wycięto wiele drzew, a taki właśnie zakład mógłby zadbać, żeby pozostawiono te, które nie kolidowały z inwestycją.
– Pojawiają się pytania, czy pożyczkę z NFOŚ będzie spłacać tak naprawdę miasto?
– Gmina musi udzielić gwarancji, że MZO spłaci pożyczkę: albo zastawić jakieś dobra, albo znaleć inne zabezpieczenia.
– Inne miasta, które by przywoziły śmieci biodegradowalne do naszej kompostowni, uiszczałyby za to opłaty?
– Oczywiście.
– Co jeśli owe miasta stwierdzą jednak, że taniej jest wozić śmieci do bardziej oddalonej kompostowni?
– Jeśli się nie zagwarantuje strumienia odpadów, będzie to stanowić zagrożenie dla płynności finansowej kompostowni. Miasto musi mieć klarowne dane dotyczące tej inwestycji. Na razie tego brakuje, zakłada się, że jakoś to będzie, a tak nie można. Radni domagają się szczegółowego raportu. Ja dodatkowo oczekuję, że powstanie komisja ochrony środowiska.