Od wielu lat duże miasta w naszym kraju zmagają się ze zjawiskiem nielegalnych wyścigów samochodowych. Są to czasem bardzo duże imprezy, w których uczestniczą setki osób, często przyjeżdżający na miejsce swoimi pojazdami. O tym, jakie były początki tego rodzaju wydarzeń, jak są niebezpieczne dla osób biorących w nich udział i innych uczestników ruchu drogowego oraz o tym, jak radzą sobie z takimi wyzwaniami policjanci w Warszawie – opowie nam podinsp. Wojciech Ratyński, w służbie od 28 lat, cały czas w „drogówce”, Kierownik Sekcji Kontroli Ruchu Drogowego V Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji.
Zdjęcie: Tomasz Oleszczuk
Jakie były początki nieformalnych grup związanych z nielegalnymi wyścigami miejskimi? Od kiedy w Polsce zaczęliśmy zmagać się z tym problemem?
Gdy zaczynałem pracę w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Stołecznej Policji, to Warszawa wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj. Wtedy na ulicach nieśmiało zaczęły się pojawiać zachodnie marki samochodów, choć nadal królowały polonezy i maluchy.
W związku z napływem „bogactwa” ludzie zaczęli szukać rozrywek podobnych do tych, którymi pasjonowali się miłośnicy motoryzacji na zachodzie. Wtedy też po raz pierwszy zetknąłem się z pierwszymi próbami miejskich wyścigów samochodowych, które odbywały się przy ul. Ordona w Warszawie. Pamiętam, że ta droga była wybrukowana kostką i oczywiście nie było jeszcze osiedli, które są tam obecnie wybudowane. Kolejnym miejscem była ulica Karowa, gdzie ówczesna młodzież rozlewała olej na łukach i tam ćwiczyli coś, co współcześnie można by porównać do driftu. Oczywiście wszystkie te wyścigi odbywały się nocą, a że miejsca były odludne, a ruch drogowy znacznie mniej intensywny, to właściwie nikt poza zainteresowanymi osobami i policjantami nie interesował się tym tematem.
Pod koniec lat 90. miejsc nielegalnych wyścigów przybyło i ta rozrywka cieszyła się coraz większą popularnością. Młodzi ludzie zaczęli ścigać się w Warszawie na ul. Zabranieckiej. Pamiętam, że był tam bardzo długi odcinek prosty, a gdzieś w okolicy była spalarnia śmieci. Tam właśnie nocami spotykała się młodzież i organizowała nielegalne wyścigi samochodowe. Wyglądało to, jak w amerykańskich filmach. Na linii startu pojawiały się dwa usportowione auta, pomiędzy którymi stała dziewczyna, wyścig ruszał na sygnał, a zwycięzca zgarniał nagrodę, którą najprawdopodobniej była gotówka.
Kolejnym miejscem w Warszawie, gdzie odbywały się w tamtym czasie nielegalne wyścigi, były Wały Zawadowskie. Była to ulica z ładnym asfaltem i długim odcinkiem prostej drogi, czyli warunki sprzyjające do tego, aby się ścigać. Trzecim miejscem były okolice cmentarza północnego, na ulicy Wójcickiego. Tam też na parkingach przy cmentarzu na motocyklach „palili gumę”. To był czas, kiedy jako młody policjant miałem okazję zetknąć się z tym zjawiskiem. Zresztą pamiętam, że to właśnie w tamtym okresie – w czasie jednego z takich wyścigów – zdarzył się bardzo poważny wypadek ze skutkiem śmiertelnym.
Dodam tylko, że takie zachowania na drodze publicznej są bardzo niebezpieczne – dlatego, że ci, którzy się ścigają, najczęściej jadą obok siebie z bardzo dużą prędkością, w miejscu w żaden sposób niezabezpieczonym, bez możliwości udzielenia szybkiej pomocy medycznej. Ocena stanu technicznego tych samochodów pozostaje tylko w gestii kierującego, który nie zawsze potrafi właściwie ocenić możliwości swojego pojazdu.
Wracając do początków tego zjawiska, to sprawy komplikowały się, gdy w czasie wyścigu dochodziło do awarii lub uszkodzenia opony, co przy dużej prędkości skutkowało utratą sterowności. Przy założeniu, że zawsze takim imprezom towarzyszyło duże zainteresowanie i tłumy gapiów, to ściganie się zawsze było bardzo ryzykowną rozrywką i to nie tylko dla kierowcy.
O ile w rajdach samochodowych strefa kibiców zawsze jest odgrodzona różnymi barierami od ścigających się aut, to w przypadku nielegalnych wyścigów żadne zabezpieczenie oglądających od ścigających się aut nie istnieje.
Po kilku niebezpiecznych incydentach, związanych z takimi wyścigami, zaczęto traktować to wydarzenie jako poważne zagrożenie dla życia i zdrowia w ruchu drogowym, kierując znaczne siły do jego opanowania. Po kilku miesiącach naszych działań, w znacznym stopniu ograniczyliśmy możliwości prowadzenia nielegalnych wyścigów i sprawa przycichła.
Nasze działania wtedy opierały się na założeniu, że te wyścigi przyciągają zwolenników między innymi, dlatego że wszyscy ich uczestnicy byli anonimowi i czuli się bezkarnie. Postanowiliśmy odebrać im anonimowość, co w krótkim czasie przyniosło spadek zainteresowania takim sposobem spędzania wolnego czasu. Okazało się, że zwykłe legitymowanie może być doskonałym narzędziem odstraszającym. Zresztą organizatorzy tych wyścigów również podejmowali próby ochrony przed naszymi działaniami, wystawiając czujki ostrzegawcze, które miały ich informować o jadących radiowozach, ale na to również znaleźliśmy sposób.
Moim zdaniem, problemy z nielegalnymi wyścigami są bezpośrednio związane z brakiem odpowiedniej infrastruktury, gdzie mogliby spotykać się fani motoryzacji. Tor wyścigowy w okolicach Warszawy, który komercyjnie umożliwiałby zorganizowanie wyścigów samochodowych z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa zarówno ścigających się, jak i kibiców, w dłuższej perspektywie rozwiązałby problem tego typu wydarzeń. Niestety obecnie w związku z dużym zagrożeniem w ruchu drogowym, tą sprawą musi zajmować się Policja.
Wiem, że takie obiekty funkcjonowały np. w Poznaniu, gdzie można było wynająć tor wyścigowy i w kwocie wynajmu było uwzględnione zabezpieczenie medyczne, czy też przeciwpożarowe. W Warszawie nadal brakuje takiego miejsca.
Zdjęcia: archiwum WRD KSP
Czy wiadomo, które miasta w naszym kraju mają największy problem z tego typu działalnością i dlaczego?
Obecnie te grupy przemieszczają się po całym kraju, więc co jakiś czas każde duże miasto wojewódzkie ma problem z nielegalnymi wyścigami samochodowymi na swoim terenie. Wydaje mi się, że w ostatnim czasie zrobił się z tego trochę też biznes, więc będą to wszystkie te miasta, gdzie można liczyć na dużą frekwencję.
Wiem, że na pewno w Łodzi pojawia się zjawisko nielegalnych wyścigów samochodowych, jest to związane z bardzo prężnie działającym środowiskiem driftowym i dużą ilością kibiców sportów samochodowych. Wiem też, że Wrocław jest jednym z ulubionych miejsc, gdzie spotykają się fani nielegalnych wyścigów samochodowych, do tego grona należy też Trójmiasto.
Natomiast takie lokalne grupy, gdzie kilkunastu młodych ludzi spotyka się i „kręcą bączki” na rondzie, możemy znaleźć niemalże w każdym miejscu w kraju. Nad takimi niewielkimi grupami fanów motoryzacji łatwo jest jednak zapanować, co innego, gdy w grę wchodzi kilkaset osób i samochodów.
Jakie są największe zagrożenia związane z nielegalnymi wyścigami samochodowymi?
Jak już wcześniej wspominałem – głównym grzechem i niebezpieczeństwem, które wynika z nielegalnych wyścigów samochodowych, jest to, że korzystamy z drogi publicznej w sposób niezgodny z jej przeznaczeniem. W takich okolicznościach jest przekraczana prędkość, osoby piesze znajdują się miejscach niedozwolonych i tak naprawdę chodzi o to, że jest duża szansa, że przy okazji takich wyścigów komuś coś się stanie.
Oczywiście wynika to z tego, że nawet najlepszy kierowca nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego i tylko ułamki sekund dzielą go od tragedii. Często to jest cienka granica pomiędzy życiem a śmiercią.
Już nawet samo poruszanie się tak dużych grup pojazdów stanowi zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego. Nawet jeśli jadą w kolumnie i zgodnie z przepisami, to wygenerowane w danym miejscu natężenie ruchu w porze, która zupełnie temu przeczy, jest niebezpieczne, ponieważ nawet jeśli jeden kierowca, który na co dzień porusza się tą trasą, pojedzie na pamięć, może to mieć tragiczne skutki.
Czy cały ruch związany z takimi działaniami możemy nazwać subkulturą?
Organizatorzy nielegalnych wyścigów bardzo chcieliby, abyśmy nazywali ich subkulturą. Cała ta otoczka indywidualizmu i elitarności imponuje młodym mężczyznom, a także młodym kobietom. To poczucie wyjątkowości przyciąga wielu uczestników i widzów, powodując wzrost zainteresowania taką aktywnością. Jednak nadal jest to ruch nieformalny, często związany z niejasnym finansowaniem i elementami biznesu. Więc myślę, że dopóki nie zostanie zalegalizowany i sformalizowany, to nadal będzie inicjatywą grup osób, które na tym zarabiają.
Zdjęcia: archiwum WRD KSP
Czy można skutecznie zwalczać taką działalność, jeśli tak – to w jaki sposób?
Pytanie, co znaczy skutecznie zwalczać nielegalne wyścigi samochodowe? Kiedy jakiemuś kierowcy puszczą nerwy na autostradzie i postanowi sprawdzić, czy „zamknie szafę”, to już są nielegalne wyścigi w sensie instytucjonalnym? – z pewnością nie. Jeśli nawet spotka się dwóch takich, którzy chcą sprawdzić, kto jest mocniejszy, to nadal jest brawura czy zwykła głupota, ale to wciąż nie są nielegalne wyścigi samochodowe.
Trzeba z rozsądkiem podchodzić do każdego typu wydarzenia i rozgraniczać elementy codziennego ruchu drogowego od działań zorganizowanych i planowanych.
A wracając do pytania, to myślę, że głównym sposobem radzenia sobie z tym zjawiskiem jest pozbawianie osób biorących w nim udział anonimowości i oczywiście konsekwencja działania. Przy okazji naszej obecności na różnego rodzaju nielegalnych imprezach, drobiazgowo sprawdzamy stan techniczny pojazdów, jak również stosowanie prawa przez uczestników takiego zlotu. Dzięki naszej reakcji i zaangażowaniu w ostatnich latach nie dochodziło do poważniejszych zdarzeń w zakresie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, ale to właśnie konsekwentne i surowe działania być może uratowały komuś życie.
A może lepiej dogadać się z tymi środowiskami, szukając drogi kompromisu?
Myślę, że jest to możliwe, ale tylko i wyłącznie w szerszym gronie osób, instytucji oraz środowisk, które chciałyby się w ten proces zaangażować. Aby te wyścigi wyszły z podziemia, to konieczne jest stworzenie infrastruktury, która przyjmie do siebie takie środowiska oraz niezbędne byłoby sformalizowanie organizacji występujących w imieniu tych ludzi.
Zresztą już są organizowane różne oficjalne imprezy motorowe, takie jak pokazy driftu, czy wyścigi na ¾ mili, czy też tzw. rozpoczęcie sezonu, więc jest to doskonały przykład na możliwości działania tego środowiska. Zresztą muszę dodać, że chętnie uczestniczymy w oficjalnych wydarzeniach organizowanych przez środowiska fanów motoryzacji, bo wiemy, że w ten sposób my także mamy wpływ na umacnianie się zachowań poprawiających bezpieczeństwo wszystkich uczestników ruchu drogowego.
Myślę, że takie rozwiązanie byłoby korzystne dla wszystkich stron w nim uczestniczących, dla władz samorządowych korzyścią byłoby większe bezpieczeństwo na ulicach miast, dla środowiska motorowego natomiast poprawa bezpieczeństwa organizowanych przez nich imprez i oczywiście dla nas, bo mielibyśmy mniej pracy. Tak więc można spróbować, ale moim zdaniem Policja nie ma tu decydującego głosu.
Co stanowi największy problem w zwalczaniu tego typu zachowań?
Największym problemem jest fakt, że ci ludzie nie rozumieją, że robią źle. Oni uważają, że są „nieśmiertelni”, ale jest to domena młodości. Z czasem przekonają się, że są tak samo narażeni na niebezpieczeństwo, jak inni i tylko pozostaje mieć nadzieję, że ich działanie nie skończy się tragedią. Każdy, kto ma choć trochę wyobraźni i doświadczenia – wie, że na drodze może się przydarzyć wszystko, a zagrożenie, nie jest tylko teoretyczne.
Czasem mam wrażenie, że nie zdają sobie sprawy z niebezpieczeństw prawdziwego świata i wydaje im się, że mając opony za kilkanaście tysięcy złotych i samochód wart kolejne tysiące złotych, nic złego nie może im się przydarzyć. Zupełnie do nich nie dociera, że mogą doprowadzić do sytuacji niebezpiecznej i niestety przy okazji dużych imprez przez nich organizowanych, bardzo często rozbijają się samochody. Nie jest jeszcze najgorzej, gdy są to tylko auta, problem pojawia się wtedy, gdy ranni zostają ludzie albo ktoś ginie.
Czy odnosimy sukcesy w tej dziedzinie jako Policja?
Ciężko znaleźć tu właściwą miarę, ale myślę, że naszym największym sukcesem jest to, że lokalizujemy duże spotkania i często nie dochodzi tam do żadnych wyścigów. Robimy wszystko, żeby być na miejscu w czasie, gdy się zbierają i wtedy przeprowadzamy drobiazgowe kontrole kierujących, pojazdów i zawsze wracając z takiej akcji, przywozimy ze sobą kilkanaście dowodów rejestracyjnych, czasem ujawniane są też środki odurzające, a niekiedy zatrzymujemy osoby poszukiwane.
Zdarza się, że „wożą się” z nami po całym mieście, próbując się gdzieś spotkać bez naszej obecności, ale my jesteśmy tam z nimi, a często nawet przed nimi. To zawsze jest loteria, co ujawnimy, ale pewne jest to, że tego dnia nikt nie będzie się ścigał i nikt inny nie będzie zagrożony.
Jaką rolę w działalności środowisk promujących nielegalne wyścigi samochodowe odgrywają media społecznościowe?
Bardzo chciałbym, aby media społecznościowe zaangażowały się w temat prewencji i przekazywania tym środowiskom informacji o zagrożeniach. Mnie tam brakuje takiej wiedzy.
Jako przykład takiej właśnie informacji mógłbym posłużyć się sytuacją sprzed wielu lat, gdzie na imprezie było palenie gumy na motocyklu w tłumie i ranne zostały postronne osoby, gdy pękła opona i kawałki gumy uderzyły w gapiów. Pamiętam też, jak w latach 90, na ul. Połczyńskiej młody motocyklista postawił swój jednoślad na gumie (jazda na tylnym kole) i coś poszło nie tak, bo urwało mu nogę w kolanie.
Ja wiem, że to jest drastyczny przykład, ale on właśnie pokazuje, że zawsze może pójść coś nie tak i na drodze wtedy może wydarzyć się wszystko. Zawsze uważałem, że dyscyplinowanie młodych kierowców tylko wychodzi im na „zdrowie”, jeśli chcesz być dorosły, to zachowuj się jak dorosły.
Jakie są możliwe scenariusze rozwoju tych środowisk w naszym kraju?
Uważam, że te środowiska nie rozwiną się bardziej, ponieważ my jako formacja także się rozwijamy. Przy naszych działaniach często korzystamy z najnowocześniejszych narzędzi i zdarzyło nam się także korzystać ze wsparcia śmigłowca policyjnego. Ci młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy, że nowinki techniczne, które widujemy w filmach sensacyjnych, na stałe już zagościły w naszej codziennej służbie. My bardzo chętnie z nich korzystamy przy naszych działaniach i wszystko wskazuje na to, że z dobrym skutkiem.
Dziękuję za rozmowę.
źródło: Magazyn Policyjny