O samorządzie i byciu samorządowcem w aspekcie rozwoju lokalnego biznesu z Pawłem Banaszkiem, kandydatem PiS do Rady Powiatu Wołomińskiego z Wołomina, rozmawia Zbigniew Grabiński, redaktor naczelny „Życia”.
– Przez 5,5, roku był Pan radnym powiatowym. W poprzedniej kadencji radnym Rady Miejskiej w Wołominie. Patrząc na Pana wiek – 28 lat – i w sumie już 9,5 roku w samorządzie – to duże doświadczenie. Wiem, że jest Pan związany z biznesem. Czy Pana zdaniem samorządy wykorzystują potencjał lokalnego biznesu? Czy i jak, pomagają przedsiębiorcom?
– To prawda, pochodzę z przedsiębiorczej rodziny, mam to w genach. Od małego ciekawił mnie świat biznesu i prowadzenia własnej firmy. Będąc dzieckiem wydawało mi się, że to sama przyjemność. Myślałem – Jestem w swojej firmie sterem, żeglarzem i okrętem, pracuje kiedy chce, nikt mnie do niczego nie zmusza. Wydawało się, że to jest fajne. Jednak w dorosłej rzeczywistości świat bywa zupełnie inny. Zwłaszcza jak porównamy czasy, początków mojej rodziny i prowadzenia biznesu w latach 90-tych do roku 2024. W pracy na etacie pełnisz swoje obowiązki w określonych godzinach. Przy własnej działalności (zwłaszcza jednoosobowej) nie ma czegoś takiego jak chorowanie, urlop czy zastępstwo. Jesteśmy zdani na siebie. Dzisiaj naprawdę jest ciężko prowadzić biznes, zwłaszcza ten mały. Konkurencja na rynku jest duża praktycznie w większości dziedzin gospodarki. Pod względem urzędnicznym bywa, że trzeba zbierać masę dokumentów i pozwoleń, które według mnie nie do końca spełniają swoją rolę. Już nie wspomnę o licznych opłatach i wydatkach jakie mają polscy przedsiębiorcy. Sam prowadzę swoją firmę, dlatego doskonale z autopsji rozumiem inne osoby, prowadzące działalność gospodarczą.
– Czy jest możliwa współpraca/ pomoc przedsiębiorcom ze strony samorządów?
– Pamiętam jak dziś, jeszcze w kadencji 2014-2018, gdy byłem radnym Rady Miejskiej w Wołominie, uczestniczyłem w spotkaniu w Urzędzie Miejskim, które dotyczyło przebudowy jednej z ulic naszego miasta. Był tam mężczyzna, który prowadził firmę już wiele lat. Mieliśmy wówczas krótką wymianę zdań na temat podejścia do relacji Biznes-Samorząd. W pamięci utkwiło mi jedno zdanie. „Urzędnicy nie muszą pomagać, wystarczy że nie będą przeszkadzać”. Myślę, że to zdanie jest aktualne i dziś. Słyszałem niedawno historię o przedsiębiorcy, który chciał przejąć rodzinny biznes, zakładając na siebie nową firmę. Charakterystyka przedmiotu działalności była taka sama jak tej poprzedniej. Wydawać by się mogło, że nie potrzeba specjalnych pozwoleń skoro wcześniej ojciec przyszłego przedsiębiorcy prowadził interes w tym miejscu przez wiele lat. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że przyszły biznesmen będzie musiał czekać z tym co najmniej 6 miesięcy, a może się przeciągnąć nawet do roku.
– Co wtedy robi taka osoba , gdy napotyka na tak dużą przeszkodę?
– Stara się szukać nowych rozwiązań. Wspomniany zainteresowany postanowił udać się do innej miejscowości. W sąsiedniej gminie czekał na te same dokumenty 3 tygodnie. Jak z takim podejściem mamy oczekiwać, że w naszym mieście pojawią się nowe firmy? Na razie jesteśmy na etapie odstraszania ich.
– Niestety muszę się tu z Panem zgodzić bowiem od kilkudziesięciu osób usłyszałam w ostatnim czasie wiele podobnych historii mówiących o zmianie lokalizacji biznesów bądź rezygnacji ich rejestracji w Wołominie, bo – jest za dużo przeszkód? Z czego to, Pańskim zdaniem wynika?
– Urodziłem się w Wołominie w 1996 roku, w czasie gdy stolica naszego powiatu siała grozę w całym kraju. Minęło 28 lat i dalej słychać od niektórych naszych mieszkańców słowa „mafia”. To jest naprawdę smutne. Czemu ta gmina przez blisko 3 dekady nie zrobiła czegoś, co mogłoby odkleić tamtą łatkę i dodać zarazem nowe, bardziej przyjazne skojarzenia. Wołomin potrzebuje rozwoju, a co za tym idzie ludzi, którzy mają świetne pomysły i są zdeterminowani, żeby je zrealizować. Jestem przekonany, że w naszym mieście jest dużo takich osób. Młodych trzeba oszlifować, by stali się diamentami, z których nasz Wołomin może stać się znany z innej, tej lepszej strony.
– Kto wie, może wśród naszych mieszkańców jest osoba która stworzy firmę która nie tylko da nowe miejsca pracy – co oczywiście jest zawsze bardzo mile widziane od czasów zamknięcia Huty Szkła i Stolarki ale też nada nową rangę dla Wołomina?
– Uważam że samorząd powinien stwarzać coraz więcej możliwości dla firm. Jeżeli te firmy się rozwiną to powstaną nowe miejsca pracy, dzięki temu pojawią się większe wpływy z podatków do miejskiej kasy. A wszystko przełoży się, przy mądrym gospodarzu, na poprawę warunków życia w regionie. Przedstawiciele samorządu powinni nie tylko zajmować się sprawami które dotyczą nas tu i teraz (nie umniejszając żadnej z codziennych potrzeb, a wiemy że jest ich bardzo dużo) ale jestem zdania że samorządowcy powinni być dalekowzroczni, wybiegać z pomysłami w przyszłość. Myśleć o tym jaki Wołomin może być za 10, 20 czy 30 lat. Oczywiście łatwo jest mówić „Ja mam 65 lat to co ja będę myślał o przyszłości. Ale sam wiem po sobie jak szybko płynie czas. Wydawało mi się że jeszcze niedawno zostałem najmłodszym radnym w historii Wołomina a od tego czasu minęła już dekada. Jest też pewna kwestia która cały czas mnie martwi, jestem radnym już 10 lat a ciągle słyszę o sobie młody.
– Dlaczego?
– Może dlatego że młodym nie daje się szansy, nie traktuje ich poważnie, a może dlatego że w gminie czy w powiecie nie ma nikogo młodszego ode mnie. Szanuję wszystkich w każdym wieku, ale wydaje mi się że młodsi ludzie bardziej będą myśleć o tym jaki będzie Wołomin w tym słynnym od kilku lat 2050 roku. Czy będzie taki sam jak dziś?
– W takim myśleniu perspektywicznym, jeśli chodzi o strategię rozwoju miasta, u podstaw leży infrastruktura – sanitarna, drogowa, kolejowa, ale też zaopatrzenie w inne media. Czy nie to powinno być jedną z najważniejszych domen samorządu? Tak zaplanować przestrzeń, aby dało się w niej każdemu z nas funkcjonować. Co, Pana zdaniem, stoi na przeszkodzie, że tak się nie dzieje?
– Ciężko jest rozwinąć biznes jeśli np. nie ma planu zagospodarowania, jeśli nie ma dróg czy mediów. W kontekście ulic nie mam na myśli tylko tych, gdzie potencjalne ma stanąć budynek nowej firmy. Ale chodzi mi o całą Gminę. Słyszałem, że Wołomin się wyludnia, że ludzie czy firmy się przenoszą. Wszyscy mówią o tym, że trzeba to naprawić. Ale nie dostrzegam dalekosiężnych planów. Zobaczmy, jeszcze zanim droga 634 zaczęła być remontowana, w rejonie ulic Sasina i Armii Krajowej w godzinach popołudniowych, już teraz tworzą się korki. To są rzeczy do zmiany, jeśli chcemy, aby Wołomin rósł nie tylko w siłę, ale aby przybywało tu zarówno firm jak i mieszkańców. A firmy to ludzie, pracownicy, klienci, kontrahenci, którzy się przemieszczają. Wyobraźmy sobie sytuację, że w ciągu dekady w Wołominie przybędzie 10 czy 20 tysięcy mieszkańców. Czy dziś ktoś już pomyślał o tym, co może się dziać w Wołominie, jeżeli już teraz mamy paraliż i korki jak w Warszawie?
– Co pomogłoby w rozwoju młodym ludziom?
– Jeżeli chodzi o pokolenie młodych, to uważam, że powinna powstać powiatowa instytucja, może komisja, ds. przedsiębiorczości. Mogłaby się składać z ekspertów z różnych dziedzin. A jej działanie miało by na celu, może nie bezpośrednie wsparcie finansowe, ale mogłaby przyjmować chętnych z ciekawymi pomysłami na różne projekty, które, jeśli uznałaby, że dany pomysł ma w sobie potencjał, to pomagałaby rozwinąć taki biznes. Nie zawsze do wielkich pomysłów potrzebne są miliony. Uważam, że spora część społeczeństwa ma talent do rozwijania tego, co nas otacza. Samorząd powinien tworzyć szeroki wachlarz możliwości wprowadzania innowacyjnych projektów. Pomagać tym, którym czasem brakuje trochę szczęścia lub kogoś, kto skieruje na dobre tory. Może wtedy, wreszcie pojawi się ktoś z zakresu radzenia sobie z problemem odpadów, który jest od lat wielkim problemem naszego miasta?