Edward M. Urbanowski
Hucznie świętujemy pierwsze sto dni ekipy obecnie sprawującej władzę. W mediach tylko jakieś podsumowania, analizy, polityczne dyskusje. Wszyscy coś tam dostają lub mają dostać. Dziwnym zbiegiem okoliczności ten miód płynący szerokim strumieniem od tronu jakoś mnie omija. A nie mam na myśli becikowego! Wiem już, że nie będzie u mnie pieniędzy na podwyżki, premie i nagrody. Wszyscy będą szczęśliwi jeśli nie będzie redukcji zatrudnienia. O sile nabywczej naszych pensji już się publicznie nie mówi. Wiem z pewnego źródła, że tańsze będą w tym roku tylko lokomotywy.
Spokój na stronie internetowej Życia Powiatu. Jestem rozczarowany. By tchnąć nowy twórczy impuls w nozdrza tych, co z ukrycia obserwują bliźnich, dedykuję im kilka myśli Piotra Wierzbickiego, byłego naczelnego redaktora Gazety Polskiej. „Zagrożenie zmusza do czujności. Kto ma pilnować kogo? Rzecz jasna, większy radykał mniejszego. Stwarza to wymarzoną sytuację dla ludzi znikąd. W PRL siedział jak mysz pod miotłą – dziś przelicytowuje w antykomunizmie samego Józefa Mackiewicza. Kiedyś handlował walutą – teraz żąda powszechnej lustracji. Liczą się tylko słowa. Wielkim Polakiem zostaje się luksusowo, za gadanie”.
Działalność tych Wielkich Polaków odczuwam codziennie. Od lat jeżdżę do pracy drogą E 634 z Wołomina do Warszawy. Tej zimy często się zastanawiałem, dlaczego na tej drodze leżał do granic Warszawy śliski nieroztopiony zlodowaciały śnieg, a w mieście ta sama droga już była czarna. Domyślam się, że zastosowano inną mieszankę środków chemicznych. Czyżby to był ściśle chroniony sekret zakładu oczyszczania ulic? Wątpię!
W ubiegłym tygodniu dodatnia temperatura sprawiła, że jazda tą drogą stała się niebezpieczna. Pokazały się dziury w asfalcie. W Kobyłce na odcinku pomiędzy pierwszą a drugą sygnalizacją i w Ząbkach przy Agromie. I to wszytko na pasie jadących z Warszawy. Oddzielnym tematem jest pierwsze dwieście metrów drogi z Ząbek w kierunku ogródków działkowych. Dziura na dziurze. By uniknąć uszkodzenia zawieszenia – slalom. Ale te zapierające dech atrakcje są tylko do granic Warszawy. Dalej już inny świat. I znowu refleksja: A jednak można!
Jak znam Wielkich Polaków, to na pewno robili wszystko, by jeździło się nam wszystkim bezpiecznie i przyjemnie. Tyle nocy nie przespali! A że zajmują stanowiska kierownicze, to przecież nie ich wina! Ja mimo to twierdzę, że nasza droga wojewódzka jest źle odśnieżana i niewłaściwie konserwowana. Dziury w asfalcie na warszawskich ulicach, a mam na myśli te, po których jeżdżą duże ciężarowe samochody, były już w tym miesiącu zalewane. Czyli można, jak się chce, używać soli która rozpuszcza lód na jezdniach i na bieżąco uzupełniać ich wykruszoną nawierzchnię. By to robić nie potrzeba być Wielkim Polakiem. Sądzę, że wystarczy posiadać sprawnie funkcjonującą łepetynkę.