Od pierwszych minut kursu wprowadzono element stresu, chaosu i zamieszania – przez 5 dni zmagaliśmy się z bólem, głodem i brakiem snu. Możesz być wyposażony w super sprzęt, ale na nic się przyda, jeśli zawiedzie głowa i ciało – wspomina kpr. Małgorzata z 5 Mazowieckiej Brygady Obrony Terytorialnej. Była jedyną kobietą, która wzięła udział w Ranger Pre Selection Course.
“Przedsionek piekła” – to określenie kursu Rangers w południowo-wschodniej części USA. Jest jednym z najbardziej ekstremalnych i wyczerpujących szkoleń wojskowych, który ukończą tylko nieliczni. Droga do zdobycia elitarnej odznaki Ranger jest długa, wyczerpująca i prowadzi m.in. przez preselekcyjny kurs, który w ubiegłym roku zorganizowali żołnierze Batalionowej Grupy Bojowej Poland z Bemowa Piskiego.
Jedynymi reprezentantami Wojska Polskiego, którzy spróbowali swoich sił w morderczym kursie preselekcyjnym, było dwóch żołnierzy 5 Mazowieckiej Brygady OT, w tym kpr. Małgorzata – jedyna kobieta pośród żołnierzy.
Reżim czasowy, wykańczające ćwiczenia, deficyt snu i pokarmu
O godzinie 5:00 rozpoczął się test sprawności fizycznej, polegający na wykonaniu 49 pompek, 59 przysiadów, przebiegnięciu 8 kilometrów w czasie poniżej 40 minut i wykonaniu 6 podciągnięć. Po 4 minutowym śniadaniu szkoleni zostali zapoznani z budową i obsługą karabinków maszynowych M249 i M240, kierunkowej miny przeciwpiechotnej M18A1 Claymore oraz radiostacji Sincgars ASIP. Każde szkolenie kończyło się wykonaniem odpowiedniej normy, czy to z rozkładania i składania broni, ustawiania miny czy programowania radiostacji.
Przez kolejne dni Rangersi z USA wystawili na próbę wytrzymałość psychiczną i fizyczną kursantów. Żołnierze pokonywali dystans 20 kilometrów, w pełnym oporządzeniu i plecakiem ważącym minimum 15 kg w czasie do 3 godzin. Podczas przemieszczania się do kolejnych punktów, sprawdzano ich wiedzę i umiejętności m.in. z nawigacji lądowej (odnalezienie w nocy 5 z 6 punktów w ciągu 5 godzin), zasad rozpoznawania obiektów, zakładania baz patrolowych, zasadzek, reakcji na kontakt ogniowy czy pokonywania strefy zagrożenia.
– Każda grupa miała swoje zadania do wykonania w procesie planowania czy też w przypadku kontaktu z przeciwnikiem. Podczas tego kursu spaliśmy może 3 godziny na dobę, do tego ciągła praca na zmęczeniu, zadania nocne oraz nauka taktyki. Za nadprogramowe zasypianie, za zwykłe przymknięcie oka, cała drużyna była „nagradzana” dodatkowymi ćwiczeniami. – powiedziała kpr. Małgorzata, jedyna kobieta biorąca udział w kursie.
W czasie fazy patrolowania instruktorzy stawiali żołnierzom rozkazy operacyjne, zadania taktyczne i ćwiczenia bojowe, które miały na celu sprawdzić cechy przywódcze każdego z żołnierzy. Zabroniono używania telefonów komórkowych, urządzeń z GPS i „inteligentnych zegarków”. Instruktorzy Amerykańscy wprowadzali rygor i stale podkręcali tempo. Szkoleni byli wyrywkowo przepytywani podczas prowadzenia działań dobowych z treści Credo Rangersów – nieznajomość lub pomyłka skutkowała karnymi zadaniami dla całego oddziału.
Podczas 4 dni spędzonych w terenie, żołnierzom przysługiwały 2 racje żywnościowe dziennie, średnie cykle snu trwały 3 godziny lub mniej w ciągu doby.
– Był całkowity zakaz posiadania kofeiny, cukierków czy gum z cukrem itd. Śniadanie jedliśmy o 3 w nocy ( 5min) po 3 godzinach snu, checklista i wymarsz na punkt startowy. Czego nie zdążyliśmy zjeść – lądowało w koszu. Na początku bałam się jeść całą rację żywieniową z obawy, że zaraz znowu będzie wysiłek fizyczny, ale z czasem było mi już wszystko jedno i jadłam ile się dało. Scena z filmu G.I. Jane, gdzie jedli wszystko co popadnie, wypełniając sobie policzki jedzeniem – stała mi się bliska. – wspomina żołnierz ciechanowskiej Brygady.
Żołnierze 5MBOT przez pięć dni walczyli z bólem, głodem, brakiem snu oraz intensywnym wysiłkiem fizycznym.
– Oprócz fizycznego sprawdzenia siebie, była to wspaniała okazja na trening mentalny. Głowa potrafi podrzucać tak realne myśli by odpuścić, zrobi wszystko, by ciało miało już wytchnienie. Twoim zadaniem jest, aby temu przezwyciężać i iść naprzód! Od ciebie przecież może zależeć życie i los twoich kompanów oraz czy zadanie będzie wykonane. Dodatkowo musisz motywować innych. Udział w tym kursie dał mi powera do działania, był jak paliwo dolane do ognia. Poznałam jeszcze lepiej siebie, poznałam swoje słabe i mocne strony. Doszłam do takiego stanu, że non stop walczyłam by nie usnąć wykonując zadanie. Drzewa zaczynały tańczyć… Możesz być wyposażony w super sprzęt ale na nic się przyda, jeśli zawiedzie głowa i ciało. – puentuje kpr. Małgorzata.
Jak zaznacza Dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej gen. bryg. Maciej KLISZ, jeden z niewielu oficerów Sił Zbrojnych RP będący absolwentem amerykańskiej szkoły RANGERSÓW: Ranger Pre-Selection Course to doskonała droga do pozyskania nowych zdolności i umiejętności żołnierza lekkiej piechoty, ale także początek drogi każdego absolwenta szkoły rangersów.
– Ja również w 2001 roku uczestniczyłem w kursie preselekcyjnym i okazał się w wielu aspektach nawet trudniejszy niż sam kurs RANGER. Dlatego gratuluję moim żołnierzom ukończenia preselekcji do kursu i z dumą kieruję do nich zawołanie: RANGERS! Lead the Way! – mówi gen. Klisz.
Rangersi armii Stanów Zjednoczonych są jedną z najlepiej wyszkolonych formacji wojskowych na świecie. Wykonują najbardziej wymagające, skomplikowane i niebezpieczne operacje wojskowe. Żołnierze zawdzięczają swoje umiejętności intensywnemu i doskonale opracowanemu procesowi szkoleniowemu. By zdobyć odznakę RANGER trzeba m.in. przejść przez etap preselekcji oraz ukończyć trwający 63 dni kurs. Szkolenie Rangersów zazwyczaj podzielone jest na trzy fazy: ogólną, górską oraz dżunglową.