Nie zawsze mam czas na bieżący monitoring wszystkich lokalnych forów internetowych. Jednak, z racji wykonywanego zawodu, czuję się w obowiązku zasięgnąć przysłowiowego języka, nie tylko w trakcie osobistych kontaktów i funduję sobie pokaźną dawkę opinii wiecznych malkontentów, którym generalnie ciągle jest pod górkę. Wszędzie i wszystko jest nie tak. A może to coś że mną jest nie tak?
Bo mnie generalnie na ogół jest fajnie i to zarówno tu gdzie mieszkam jak i w sąsiedniej Kobyłce, Dąbrówce, Radzyminie, Urlach, Kuligowie, Woli Cygowskiej, w Chrzesnem, Sadownem czy w Ślężanach – miejscach, w których spotykam się z ludźmi, by razem z nimi coś porobić. Widzę, jak ogromne zmiany zachodzą w tych naszych miejscowościach niemal z dnia na dzień, a jako praktyk wiem, jakie te zmiany pochłaniają koszty, zarówno finansowe jak i osobowe. Nie potrafi tego ocenić ktoś, kto się nie angażuje, albo tylko markuje jakieś działania. Gdy moje, dawno już dorosłe dzieci, poszły do szkoły, to większość szkół wołomińskich nie miało sal gimnastycznych. Była jedna w piątce i taka w kiepskim stanie przy nieistniejącej już „jedynce”. Po drugiej stronie torów była mała sala sportowa przy LO im. Z. i W. Nałkowskich no i jakieś niewielkie przy ekonomiku i przy szklarskim oraz połowa rozmiarów dzisiejszej hali na OSiR Huragan Wołomin. Budynki szkół były w opłakanym stanie, w niektórych szkołach trzeba było za potrzebą wychodzić na dwór. W klasach dziecięce nóżki wpadały w dziury podłogowe do kostek. Były piece kaflowe, przy których wisiały wieszaki pełniące rolę szatni. We wszystkich szkołach uczono się na 3 zmiany. Dziś, przybyło wielu mieszkańców i choć szkół również przybyło wszędzie (dwójka, mała trójka, rozbudowana i wyremontowana czwórka, siódemka, nowa siódemka, rozbudowano Duczki, wybudowano Ossów i Zagościniec) a obiekty ciągle są remontowane i rozbudowywane, powstają nowe drogi, chodniki, ścieżki rowerowe… przybywa narzekających. W tamtych latach, – 90. czyli w sumie nie tak bardzo odległych, my rodzice, nauczyciele ale i uczniowie, potrafiliśmy przyjść do szkoły w weekend i własnymi rękoma często z własnych, prywatnych funduszy, ulać podłogę w sali na piętrze wciągając zaprawę w wiadrach. Zbieraliśmy fundusze na projekty tych nowych i modernizację starych szkol. Realizowaliśmy te projekty we współpracy z gminą jeszcze na przełomie wieków – kadencja AWS (1998 – 2002) i kolejne. Uczniowie, w tym też moje dzieci, z dyrektorem szkoły i nauczycielami, rozbierali piece kaflowe, żeby centralne szybciej powstało. Cieszyliśmy sie, że coś się zmienia. Angażowaliśmy się nie tylko podpisami i klikaniem w klawiaturę. A dziś? Dziś wszyscy żądamy, czekamy i narzekamy. Chyba już na wszystko i na wszystkich. Pada śnieg – źle. Nie pada – dlaczego nie pada? Świeci słońce – też znajdziemy powody do użalania się…
Chcąc pozostać w nurcie to i ja sobie teraz trochę ponarzekam – coraz bardziej mam dość FB i zamętu informacyjnego.