W niedzielny poranek, 13 grudnia 2020 roku, wróciły wspomnienia sprzed prawie czterdziestu laty. To niechybny znak, że już się starzeję! Ale tak to już jest w życiu. Wracamy pamięcią do lat młodości. Do naszych młodzieńczych ideałów, nadziei, oczekiwań.
?Z głębi dziejów, z krain mrocznych
Puszcz odwiecznych, pól i stepów
Nasz rodowód, nasz początek
Hen, od Piasta, Kraka, Lecha
Długi łańcuch ludzkich istnień
Połączonych myślą prostą
Żeby Polska, żeby Polska
Żeby Polska była Polską!?
Tym ja, i moje pokolenie żyliśmy! Tego jestem pewien. Pamiętam to. Wierzyliśmy, że dana nam jest szansa na odwrócenie biegu historii. O tym rozmawialiśmy, to próbowaliśmy osiągnąć.
Dziś, po czterdziestu latach, mam wątpliwości, czy o to, co było dla nas święte, wywalczyliśmy?
Nie przypadkiem przypomniałem słowa pieśni Jana Pietrzaka. Z idola mojego pokolenia stał się ? jednym z nas, cynicznym karierowiczem, dążącym do utrzymania się na powierzchni. Ale nie o tym przecież śniliśmy przed czterdziestu laty!
Nieustannie pojawia się w reżimowej telewizji, niemal regularnie występuje na organizowanym przez TVP Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, nawet w tych latach, kiedy większość branży artystycznej solidarnie bojkotowała tę imprezę. Jego najgłośniejszym występem w ostatnim czasie był czerwcowy koncert w samym środku pandemii w przejętym przez władzę Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Artysta poszedł wtedy na całość i ?pietrzakował? bez litości: obrażał opozycję, kpił z władz Warszawy, opowiadał rasistowskie i seksistowskie dowcipy. Twierdził np., że ?przecież wiadomo, że Niemki są brzydsze niż krowy?. Gdyby ktoś szukał odpowiedzi na pytanie: ?Kim dziś jest Jan Pietrzak??, ten obrazek znakomicie pokazał jego przemianę w czasie ? ale chyba i naszą! Niestety!
Kiedy widzi się dziś Jana Pietrzaka na scenie można mieć bardzo ambiwalentne uczucia: z jednej strony satyryk bezdyskusyjnie imponuje swoją żywotnością. Ma dziś przecież prawie 84 lata, a jest aktywny, sprawny, dynamiczny. Ba, podczas swoich występów na żywo, kiedy śpiewa, opowiada żarty, komentuje na bieżąco to, co się dzieje wokół niego, bywa naprawdę błyskotliwy.
Ale z drugiej strony – niemal przykro patrzeć na to, jak bardzo jest zażarty w swoim ślepym ksenofobicznym nacjonalizmie, jak bardzo odsłania kompleksy, resentymenty, niezrealizowane ambicje, jak zdaje się być zaślepiony ideologią zgodną z tym, co prezentuje rządząca partia. Być może tak było od dawna, może od zawsze, ale wcześniej nie było tego widać aż tak bardzo. Szkoda, że ten niewątpliwie utalentowany satyryk, wokalista, autor i aktor, stał się dziś symbolem czegoś, co sam nazywa ?obłąkaną nienawiścią?.
Przykra to puenta, ale ? jestem tego dziś pewien ? że coś nie wyszło tak, jak myśleliśmy.