Taki tytuł nosić będzie książka o życiu Ani Szałaty, niepełnosprawnej dziewczynki, która była wzorem poświęcenia i udowodniła, że marzenia się spełniają. O książce rozmawiamy z jej autorką, panią Anną Justyną Słomką.
– Dlaczego postanowiła Pani napisać książkę o historii Małej Ani z Zielonki?- Nie chciałam, by jej opowieść zginęła. Jej postawa była dla mnie przykładem. Sama Ania była w takiej sytuacji, że wymagała stałej opieki, a mimo to mogła zrobić tak wiele. Miała w sobie wiele odwagi, podejmowała się rzeczy naprawdę trudnych. Trudnych dla każdego dziecka, a co dopiero dla dziecka niepełnosprawnego. Im więcej o niej słyszałam, tym bardziej byłam pełna podziwu. Sama jestem matką i wiem jak trudno jest dzieciom chcieć zrobić coś dla innych.
– Skąd wziął się materiał na książkę?
– Podstawą do jej napisania była książka opisująca świadectwa związane z Anią pt. ?Bóg mnie kocha?, a także rozmowy. Przede wszystkim z rodzicami Ani, właściwie, na każdy temat. Ale nie tylko z nimi. W książce pojawiają się też nauczyciele, rodzeństwo, koleżanki. Wszyscy oni opowiadają jak jej życie zmieniło ich życie. Starałam się jakoś przekazać w książce, że to co Ania chciała zrobić nadal w nas żyje.
– To jaka jest Misja Małej Ani.? Co takiego zostawiła po sobie?
– Ania żyła niecałe dwanaście lat. Patrząc po ludzku to bardzo niewiele, a jednak potrafiła wzbudzić w nas ducha solidarności z tymi najsłabszymi. Tak niepełnosprawnymi, jak ubogimi z Afryki. Ona bardzo chciała spotkać te dwa światy. Świat misjonarzy ze światem dzieci niepełnosprawnych i żeby z tego powstało jakieś dobro. I ona połączyła te światy. Sama nie zdążyła ich zrealizować, ale realizują to teraz inni.
– I udało się spełnić jej marzenie?
– Okazuję się, że nic nie ginie. Krótkie życie Ani podejmowane z ogromnym wysiłkiem dało owoc. Powstało coś dobrego. Lata mijają, a ludzie nadal pamiętają o Ani. Coraz więcej osób ma do czynienia ze Spotkaniem Dzieci Niepełnosprawnych i Festiwalem Misyjnym. To o czym marzyła rośnie.
Rozmawiał Adam Kudełka