Brunetka z nieodłącznym aparatem fotograficznym. Absolwentka Technikum Fototechnicznego, ale też zakochana w malarstwie matka i żona. Z Ewą Piekarz ? kobietą, która zatrzymuje ulotne chwile o malarstwie, fotografii i pasji rozmawia Aleksandra Olczyk
? Wybór Technikum Fototechnicznego był Twoją świadomą decyzją czy to raczej dzieło przypadku?
? Przypadek? choć aparat miałam już w podstawówce, myślałam raczej o szkole plastycznej? zabrakło odwagi, by samotnie iść na egzaminy, a więc wraz z koleżankami wybrałam się do szkoły fotograficznej?
? Co najbardziej pasjonuje Cię w fotografii? Najchętniej fotografujesz??
? Oczywiście natura? w niej są drzewa… robaki i uśmiechy ludzi (śmiech). Nie ukrywam, że architektura też jest wspaniałym tematem, ale wymaga obiektywów, a to dość kosztowne inwestycje. Najchętniej fotografuję drogi ? prowadzące wszędzie…, zalane wodą, ukryte w krzakach, nagle przerwane…
I drzewa, które choć milczą wiele mówią – cieszą się, smucą, tańczą…
i ?załamują? – one przeżyły więcej.
? Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z malarstwem?
? W przedszkolu oczywiście (śmiech). Podczas mojej choroby, wychowawczyni grupy podpisała swój rysunek moim nazwiskiem i zawiesiła na wystawie. Gdy wróciłam, wypatrzyłam na tablicy nie swoją pracę i ogłosiłam światu, że to nie ja rysowałam, ale nauczyciel ma zawsze racje, więc musiałam przyjąć bagaż sukcesu na siebie i pokochać rysowanie. Wszystkie przedszkolaki przychodziły by im coś dorysować na rysunkach (śmiech). Powrót do malowania nastąpił już w życiu dorosłym. Do Miejskiego Ośrodka Kultury
w Ząbkach zapisałam się z synkiem, który zrezygnował gdy zakazałam mu zbytniego przetracania farby. Ja chętnie pozostałam w pracowni, w której niezapomniany klimat tworzyła Bogusia Ołowska. Stawiała kropkę nad ?i? Pod jej ręką każda praca ożywała. Kilka lat uczestniczyłam w spotkaniach Warszawskiego Stowarzyszenia Plastyków w Staromiejskim Domu Kultury Rynek Starego Miasta 2. Jednak zostałam wierna ząbkowskiemu domowi kultury i nadal uczęszczam na środowe zajęcia. Obecnie pod okiem młodego artysty Mariusza Ołowskiego.
? Jak udaje Ci pogodzić rolę matki i artystki?
? To chyba się nie udaje – jestem matką i tyle (śmiech) Mam rodzinę i mam pasje? wydarzenia przeplatają się ze sobą, nie lubią próżni (śmiech). Rodzina jest podstawą w moim życiu, pasja wspiera w działaniu, oby pozytywnie. To wypełnia moje życie.
? Czy dzieci kontynuują Twoje pasje?
? Nie, dzieci wybrały własne ? wolą zajęcia ruchowe – sport, ale mają też zdolności manualne i czasem je wykorzystują. Najmłodsza córka chętnie sięga po aparat fotograficzny – jest moim osobistym fotografem (śmiech), choć woli być inspiracją do fotografii.
? Oprócz fotografii i malarstwa piszesz też wiersze. O czym najczęściej? Kiedy możemy liczyć na to, że ukażą się drukiem ?
? Wiersze to raczej rymowane spostrzeżenia, uśmiechy do ludzkich sił i słabości. Jako wierszowane rozmowy. Są spotkaniami
z dawnymi poetami i nieznanymi ludźmi… słowa symbole. Miały być rozmowami wspomnień między kilkoma znajomymi, zaczęły łączyć przypadkowych ludzi z podobnymi fascynacjami. Powstają bez planów na wydanie, choć dwukrotnie planowałam wybór ulubionych, kończył się jednak z chwilą, gdy czytając nie utożsamiałam się już z napisanymi słowami. Czas i emocje rządzą się własnymi prawami? przemijają. Pozostają w obrazach, fotografiach i wierszach. Tam są zatrzymane niepowtarzalne chwile.