Ministerstwo Obrony Narodowej porozumiewa się z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej i zgadza się na wypłatę kolejnych zadośćuczynień. Nowym argumentem krewnych ofiar w walce o pieniądze są przeżycia związane z ekshumacjami. Wniosków jest ponad 50, niektóre po kilka milionów zł. Roszczeniom może nie być końca, bo MON nie zabezpiecza się prawnie przed kolejnymi wnioskami od tych samych osób.
Do wcześniejszych argumentów ? o stracie bliskich, o niekończącym się od 7 lat śledztwie, które wciąż przypomina im wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku ? od kilku miesięcy dodają nowy: o bólu związanym z prowadzonymi ekshumacjami.
Ten argument podpowiada rodzinom sam MON. Na początku czerwca wiceminister Bartosz Kownacki mówił w Radiu Zet, że są podstawy, by rodziny ofiar kierowały kolejne wnioski o odszkodowania, bo nieprawidłowości, które wyszły na jaw przy ekshumacjach ?to jest naruszenie dóbr osobistych rodzin i pamięci po zmarłych?.
Ministerstwo w większości przypadków godzi się na wypłatę zadośćuczynień. Płaci zarówno najbliższym ofiar, którzy już wcześniej dostali rekompensaty, jak i tym, którzy ich nie dostali (m.in. rodzeństwo i wnuki ofiar).
W 2011 r. państwo wypłaciło krewnym ofiar katastrofy pierwsze zadośćuczynienia. 270 osób: mężów, żon, dzieci i rodziców ofiar spod Smoleńska otrzymało wówczas po 250 tys. złotych na osobę. Łącznie Skarb Państwa przeznaczył wówczas na rekompensaty 67 mln 500 tys. złotych. Niektóre rodziny smoleńskie dostawały łącznie po kilkaset tys. zł, a liczniejsze ? ponad milion zł. W ugodach zapisano, że nie zamykają one możliwości dochodzenia dalszych roszczeń. Innymi słowy: państwo wypłaciło bliskim ofiar pieniądze, godząc się na to, że w przyszłości będą domagać się kolejnych wypłat. Oto kilka przykładów:
Piotr Walentynowicz, wnuk legendy Solidarności Anny Walentynowicz, o zadośćuczynienie za śmierć babki wystąpił w grudniu 2016 roku. Domagał się 250 tys. złotych. We wniosku do sądu napisał, że stracił najbliższą osobę, która go wspierała, była dla niego wzorem i służyła mu radą. Mocno przeżył jej śmierć. Przekonywał, że jego krzywdę pogłębia to, że sprawa katastrofy do dziś toczy się w prokuraturze i jest obecna w mediach. W wyniku ?zaniedbań aparatu państwa? narażony jest też na traumę ekshumacji. W marcu 2017 roku MON podpisał z nim ugodę, przyznając mu całą żądaną kwotę ? czyli 250 tys. złotych. Przyjął, że przed śmiercią babki Piotr Walentynowicz zamieszkał z nią i się nią opiekował. Był dla niej najbliższą osobą.
Podobnie postąpił syn Anny Walentynowicz ? Janusz Walentynowicz. W 2011 roku otrzymał już 250 tys. złotych, ale we wniosku o dodatkową rekompensatę przekonywał, że kwota ta była zbyt niska, bo ?powszechnie znanym jest, że odszkodowania i zadośćuczynienia wypłacane rodzinom ofiar katastrof lotniczych przez ubezpieczycieli wynoszą średnio 1,5- 1,8 mln euro?. I domaga się wypłaty 1,25 mln zł.
Również rodzina Przemysława Gosiewskiego, byłego wicepremiera i bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego wystąpiła o kolejne pieniądze. W październiku 2016 roku rodzice zmarłego zażądali po pół miliona złotych, oprócz tego co otrzymali w 2011 roku. Zaś żona, Beata Gosiewska, dla siebie i dwójki dzieci, oczekuje ? 5 mln zł.
Czy to tylko farsa?