Mamy już pierwsze powyborcze analizy. Specjaliści od marketingu oceniają, że tegoroczne wyborcze starcie parlamentarne i prezydenckie jest wyjątkowo profesjonalne i zbliża polską demokrację do poziomu krajów zachodnioeuropejskich. Komitety bez zaplecza wyborczego i bez pieniędzy mogły tylko w tych wyborach ponarzekać w bezpłatnych czasach antenowych w telewizji publicznej.
Jeszcze nie ma powyborczych rachunków ale już wiadomo, że miejsce na mecie i uzyskany wynik jest wprost proporcjonalny do wydanych wyborczych pieniędzy. Czyżby więc w najbliższych latach na polityczne niespodzianki nie może być miejsca bez 10 mln na kampanię? Nie ma szans zaistnieć w mechanizmach takich wyborów. Wynik PiS i Platformy zdaje się potwierdzać tę tezę. Jeszcze mocniej widać te procesy w kampanii prezydenckiej. Choć tutaj najważniejszy był „bogaty” start kampanii. Kosztowne rozpoczęcie kampanii Lecha Kaczyńskiego wsparte dużą liczbą spotów reklamowych w telewizjach wyniosło go na szczyty sondażowe popularności jeszcze przed wakacjami. Komitet Tuska zaś aby osiągnąć ten sam efekt musiał w lipcu i sierpniu wydać o niebo większe pieniądze. Przypomnę że w końcówce kadencji nie udało się znowelizować ustawy ordynacja wyborcza na prezydenta RP. Pozostały trochę z innej epoki mechanizmy niekontrolowanego wsparcia kampanii. Nałożenie się kampanii prezydenckiej i parlamentarnej pogłębiło chaos. Fundacja Batorego z Instytutem Spraw Publicznych na bieżąco analizowała deklarowane i rzeczywiste koszty kampanii parlamentarnej i prezydenckiej. Sygnalizowała że już na początku września komitety wyborcze Tuska i Kaczyńskiego zbliżyły się do górnego limitu wydatków. Będzie to zapewne polem szczególnego zainteresowania politycznej konkurencji po przedstawieniu przez te komitety pełnego sprawozdania z finansowania kampanii. Ale nie tylko w wyborczej kasie widać drastyczne różnice. Od kilku miesięcy poszczególni kandydaci i komitety wyborcze i partie polityczne nie były równo traktowane przez media. Sympatia mediów w tym także i telewizji publicznej była bardzo widoczna. W prasie zaś niektóre duże ogólnopolskie tytuły przekształciły się w organa prasowe zwycięskich komitetów. Mało kto przestrzegał konstytucyjnych zapisów o dostępie obywatela do informacji, zaleceń Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji czy społecznych apeli o elementarną uczciwość w pokazywaniu kandydata czy partii. Regułą stało się komentowanie wyników sondaży bez precyzowania ich zakresu, wiarygodności, próby i metody badania. Stworzył się więc swoisty samograj, a kilka miesięcy przed wyborami drukowano sondaże kto wygrałby wybory: Kowalski czy Iksiński gdyby znalazł się w drugiej turze. Nie pytano się więc na kogo byś głosował w pierwszej turze ale z pełną premedytacją spekulowano o wynikach drugiej tury. Gdyby jeszcze raz przeanalizować co pokazywano w największym czasie oglądalności w najbardziej popularnych programach informacyjnych to okazałoby się, że sondaży i spekulacji było zdecydowanie więcej niż wiadomości. Co ciekawe przez miesiące królowali w telewizji niezależni komentatorzy i socjologowie których przez przypadek widać było u niektórych kandydatów na konwencjach wyborczych jak winszują kandydatowi dobrej postawy. Chyba największym rekordzistą był doradca medialny profesora Religi, który przez tygodnie analizował wzorzec idealnego kandydata na prezydenta. Na początku był wzorzec a potem dopisał nazwisko Religa i stanął na czele wizerunkowej kampanii. Chyba na przykładzie Religi najlepiej widać jak załamuje się kampania kiedy wyborczy budżet świeci pustkami a sympatia mediów przenosi się do innych kandydatów. Wszystko to nakazuje bardzo poważnie przeanalizować mechanizmy polskiej demokracji. Bo może jest już i tak, że tak jak u Forda możesz kupić tylko czarny samochód, po prosu innych nie ma w sprzedaży. Tak i w wyborach prezydenckich kandydat poniżej 10 mln zł z 2005 roku o drugiej turze to tylko może pomarzyć. Kandydat zaś może i słaby, może i bez doświadczenia, zawodowych i życiowych pozycji, uległy specom od reklamy i posiadający do dyspozycji 10 – 12 mln zł zostanie wykreowany na produkt który Polacy kupią. Nasza chłonność na marketingowe i reklamowe chwyty nieograniczona obywatelską dociekliwością i odpowiedzialnością może właśnie się tym skończyć – wyborami ludzi i programów na jedne wybory. Potem kiedy skończy się wyborczy film wracamy do starych problemów. Nowi okazują się starym AWS – UW, a nie Platformą i PiS-em. Miało być lepiej a wyszło jak zwykle. Kiedy już będzie po PO oby nie okazało się że prawa i sprawiedliwości nie było, nie ma i nie będzie. Firmowe, kolorowe szatki założono bowiem tylko na wyborczy festiwal. Pogoda została dla bogaczy a kolejny post dla reszty.