Jedna z zaprzyjaźnionych Mam powiedziała mi ostatnio, że jej inteligentny i ciekawy świata syn również chodził przez kilka lat do szkoły Montessori, ale niestety utrata pracy nie pozwoliła rodzinie na kontynuację nauki w tej szkole.
Dziecko poszło do państwowej szkoły konwencjonalnej. Odbierając syna dzień po dniu po lekcjach, kobieta zauważyła niepokojącą zmianę: ?widziałam, jak zmienia się jego spojrzenie, przestają mu błyszczeć oczy, jak stopniowo wygasa w nim pewien ogień.? Nie mówiła o ocenach, kwalifikacjach nauczycieli, wielkości klas, czy zajęciach dodatkowych. Mówiła jedynie o tym ogniu w nim, który zaczął tracić na intensywności i stopniowo się wypalał.
Zdaniem neurofizjologów, to ten wewnętrzny ogień, to samoistne dążenie dziecka do nauki i rozwoju stanowią podstawową różnicę pomiędzy szkołami Montessori a szkołami konwencjonalnymi. Nauka w szkołach konwencjonalnych opiera się na założeniu, że dzieci potrzebują zewnętrznych bodźców do nauki, nagród, ocen, medali, uśmiechów, słoneczek, itp. Jeżeli nie chcą się uczyć czy współpracować z nauczycielem, powinny otrzymać karę w postaci złej oceny, skrzywionej buźki, wizyty ?na dywaniku? u dyrekcji, itp. Szkoły Montessori funkcjonują w oparciu o inne założenie: dzieci nie potrzebują przymusu, by się uczyć. Co więcej, dzieci są naturalnie zainteresowane uczeniem się. Pomyślcie o dzieciach w wieku do 3. roku życia, jak bardzo są wszystkiego ciekawe. Wszystko muszą dotknąć, obejrzeć z każdej strony, żeby sprawdzić co się stanie, posmakować.
Są jak naukowcy ? wiecznie zajęci eksperymentami. Zanim przyszły do szkoły, nauczyły się siedzieć, stać, biegać, liczyć, jeździć na rowerku, mówić, opowiadać historie. Po czym te pełne energii, zaangażowane, znakomite 6-latki trafiają do szkół i przechodzą przemianę. Mając 12-lat są znudzone i beznamiętnym, czasem zrezygnowanym tonem zadają pytania: ?Czy to jest na ocenę?? lub ?Proszę pani, czy to będzie na teście?? Ogień, który płonął w tych dzieciach, gdy miały lat 6 nie wypalił się sam. To my go zgasiliśmy. Tymczasem szkoły Montessori podsycają ten ogień na wiele sposobów: dzieci uczą się wielozmysłowo, patrząc, dotykając, manipulując przedmiotami. Każde dziecko pracuje we własnym tempie. Dzieci często ze sobą współpracują, razem ?rozgryzając? pewne zagadnienia. Oswajają się z tym, że każdy człowiek myśli w inny sposób. Uczą się myślenia wielopłaszczyznowego i odczuwają przy tym radość. Nie dochodzą do tych samych wniosków tymi samymi sposobami. Rodzi się w nich innowacyjność i kreatywność zamiast standardyzacji i myślenia schematami narzuconymi przez program lub nauczyciela. Co więcej, w szkołach Montessori dzieci nabywają wiedzę bez ocen, bez testów, bez zadań domowych. Czy to możliwe? Są dwa powody, dla których jest to możliwe. Jednym z nich są klasy wielorocznikowe, w których uczą się dzieci z trzech roczników, czyli mamy klasy dzieci w wieku 3-6 lat, 6-9 lat, itd. W takich warunkach starsze dzieci uczą się, jak być odpowiedzialnymi liderami, mentorami, czasami nauczycielami dzieci młodszych. Uczą się empatii i indywidualnego podejścia do drugiego człowieka oraz plastyczności myślenia. Nauczyciel nie zajmuje pozycji centralnej w klasie, przekazując tę samą wiedzę trzydzieściorgu dzieci, starając się tak kierować lekcją, żeby wszyscy uczniowie byli w tym samym miejscu w podręczniku. Nauczyciel Montessori porusza się w klasie i pomaga dzieciom, gdy zachodzi taka potrzeba. Czasem pracuje z jednym dzieckiem. Niekiedy pomaga grupce dzieci. W klasie wielorocznikowej uczeń pracujący nad dodawaniam może usiąść obok ucznia, który zajmuje się mnożeniem. Uczeń z mnożeniem widzi u siebie postęp, jaki zrobił. Uczeń z dodawaniem jest naturalnie zainteresowany nauką mnożenia, bo przecież jego starszy kolega, czy koleżanka już to umieją. Obaj uczniowie mają szersze spojrzenie na to, czego się uczą. Widzą ?duży obraz? obraz całości, a nie tylko jego wycinek. Dostrzegają też powiązania pomiędzy poszczególnymi elementami całościowego obrazu. Drugim powodem sukcesu szkół Montessori jest podsycanie naturalnego zainteresowania dzieci tym, by uczyć się nowych dziedzin i nowych umiejętności.
Pewna nauczycielka Montessori opowiedziała mi historię ośmiolatki, którą zainteresowało by nie powiedzieć ?wchłonęło?, dzielenie. Nauczycielka wprowadziła ją w temat, który tak rozpalił wyobraźnię dziewczynki, że zaczęła ona sama wymyślać sobie działania na coraz wyższych liczbach, setkach, tysiącach, dziesiątkach tysięcy, setkach tysięcy, milionach, miliardach, trylionach, aż wreszcie zaczęło jej brakować miejsca na kartce. Wówczas nauczycielka przyniosła cały plik kartek i taśmę klejącą. Dziewczynka zaspokoiła swoją ciekawość poznawczą w temacie dzielenia dopiero po kilku godzinach pracy. Gdy nauczycielka przykleiła pierwszą kartkę z działaniami do sufitu, ostatnia kartka sięgała podłogi. Dzieci w Montessori podążają za swoimi pasjami, czyniąc to w swoim tempie, podążając w kierunku, który dyktuje im ich indywidualna osobowość. Czy ta ośmiolatka będzie mieć w szkole średniej problemy z matematyką, np. z rachunkiem różniczkowym, skoro w wieku 8 lat jest w stanie z własnej woli, na kilka ?bitych? godzin skoncentrować całą swoją uwagę na dzieleniu? Czy jesteście w stanie sobie wyobrazić blask jej oczu, gdy mama będzie odbierać ją ze szkoły? Montessori to jedyna metoda edukacji dzieci, z jaką się zetknąłem, która rozbudza inicjatywę, uczy niezależności, bycia odpowiedzialnym i empatycznym liderem, wyposaża w samodyscyplinę, konkretne umiejętności akademickie i jednocześnie zaszczepia miłość i pasję do uczenia się przez całe życie. W naszym powiecie można odwiedzić taką placówkę Przedszkole Tumirai oraz Niepubliczną Podstawowę Szkołę Montessori w Leśniakowiźnie. Przyjdźcie i poobserwujcie dzieci przez jakieś pół godziny, a na pewno dostrzeżecie ten blask w ich oczach, radość i głęboką satysfakcję płynącą z możliwości skupienia swej uwagi na czymś, co jest interesujące i pozwala na odkrycie czegoś nowego.
Artykuł opracowany na podstawie tekstu Anny Motylewskiej