– Nie wiem, czy myśmy już dojrzeli do tego, żeby rozmawiać w normalny sposób na tematy samorządowe, one wciąż budzą zbyt wiele emocji. Dlaczego nikt nie zastosuje prostego rozwiązania i nie zacznie na bieżąco informować mieszkańców, normalnymi słowami, nie treścią uchwał, o decyzjach samorządowych. Żeby po każdej sesji napisać 2-3 zdania, że „podjęliśmy decyzję, że ten asfalt może być położony tu a nie tam” – i dlaczego. Pokazać tylko to, co się dzieje, żeby ludzie wiedzieli, co – i dlaczego – wybrani przez nich radni robią – uważa Łukasz Rygało.
Z Łukaszem Rygało, twórcą portalu internetowego Wirtualny Wołomin ViVo, fotografem, mieszkańcem Wołomina, rozmawiają: Krzysztof Myśliwiec i Szymon Plasota
– Co Cię skłoniło do założenia Wirtualnego Wołomina…
– To było tyle lat temu, że już dobrze nie pamiętam. To był czas, kiedy przez mafię dużo mówiło się o Wołominie i wszyscy pytali „jak się tam u was żyje”, „czy wszyscy macie kamizelki kuloodporne”, itd. Pracowałem
w miesięczniku Głos Powiatu – dowiadywałem się ciekawych rzeczy na temat historii miasta i jego mieszkańców, wydarzeń kulturalnych. Robiłem zdjęcia i wywiady z hobbystami. Gazetowy artykuł żyje krótko – tylko do następnego numeru. Stworzyłem więc takie „publiczne archiwum” – początkowo zawierało tylko informacje i zdjęcia, których nie wykorzystano w gazecie. Później dokonałem sporej modernizacji strony. Pojawiło się między innymi Forum, które teraz żyje własnym życiem i ciągnie całą tę imprezę, czego skutki są całkiem pozytywne. Parę osób się poznało dzięki tej stronie i coś tam się w ich życiu zmieniło. Zaczęło się trochę na przekór opinii o Wołominie, a potem trochę na przekór ludziom, którzy się ciągle pytali: „co ty z tego masz?”, „po co to robisz?”, „kto ci za to płaci?”, „czy to kampania przedwyborcza?” – a ja jakoś wciąż nie jestem radnym
i chyba nie zamierzam.
– Czy tworząc serwis spodziewałeś się, że zdobędzie on taką popularność?
– Powiem wam, że cieszyłem się jak głupi, gdy ilość zarejestrowanych użytkowników przekroczyła setkę… Teraz jest ich ok. 1300 i bardzo mnie cieszy, jak ktoś prosi mnie
o wsparcie medialne w różnych poczynaniach, choćby w akcji Czysty Wołomin.
– Myślisz, że ta akcja odniesie jakiś długotrwały sukces?
– Nie mam pojęcia – ale trzeba próbować. Do „starych” już nie trafisz – jak ktoś ma swoje nawyki, to zawsze wie lepiej. Trzeba dzieciakom wpoić pewne zachowania – one mają czasami większy wpływ na rodziców niż ktokolwiek inny. Tacie może się zrobi trochę głupio, jak dziecko go spyta, czemu wywozi śmieci do lasu…
– Skoro już tak o dzieciństwie i nauczaniu – to może powiesz, gdzie chodziłeś do szkoły i jak się nauczyłeś robić strony internetowe?
– Nikt mnie tego nie uczył. Jestem z zawodu ogrodnikiem i nie skończyłem żadnych studiów. Zakończyłem moją edukację na Zespole Szkół Terenów Zieleni, jestem więc dyplomowanym technikiem konserwatorem terenów zieleni. W pierwszej pracy, zaraz po szkole, okazało się, że mam jakieś umiejętności graficzne i dorabiałem sobie projektami, miałem sporo do czynienia
z komputerem, przejście na media elektroniczne odbyło się więc dosyć naturalnie. Żeby było śmieszniej – najpierw zrobiłem jakieś małe, komercyjne strony www, używając jeszcze modemu – dopiero później powstało ViVo.
– Znany jesteś jako Zgred z ViVo, jednak chyba najbardziej znany jesteś jako Łukasz Rygało – fotograf…
– Aparaty fotograficzne zawsze były w moim domu, w którymś momencie złapałem za jeden z nich – to był chyba starszy ode mnie Zenit – i zacząłem pstrykać. Ogólnie uważam, że jest to fajne hobby. Dzisiaj, kiedy cyfrówka kosztuje tysiąc złotych i potem już nic – żadnych filmów, odbitek itd. to dziwię się, że żaden dom kultury nie wpadł na pomysł, żeby robić regularne warsztaty fotograficzne dla dzieciaków. Może sam spróbuję?
– Jak widać masz wiele pomysłów… Czy realizujesz je – np. w kobyłkowskim MOK-u?
– Coś tam się czasem udaje… Przez ponad rok odbywały się regularnie muzyczne spotkania – kilkugodzinne jam session. Udały się też dwa razy duże, ogólnopolskie warsztaty muzyczne – w tym roku niestety nie udało się dopasować terminów wykładowców.
– Skąd się wzięło twoje zainteresowanie historią miasta?
– Historia… Jednych grzeje, a innych ziębi to, że ulica, którą biegasz do szkoły, 70 lat temu wyglądała zupełnie inaczej. Czytałem z wypiekami wspomnienia pisane przez Jadwigę Markowską – nauczycielkę, która przyjechała tu do pracy z Pomorza pod koniec lat 20 ubiegłego wieku. Poznałem jej wyobrażenia i wrażenia, jakie to miasto na niej wywarło, jak odbierała ludzi stąd – i Wołomin zaczął nagle mieć jakąś osobowość. Bo tutaj niewiele się od tamtych czasów zmieniło!
Fenomenalne są też wspomnienia Fernanda Hoesicka
z końca XIX wieku o Wołominie jako miejscowości letniskowej. Zupełnie inny świat… Najbardziej jednak zainteresowały mnie teksty dotyczące historii Kobyłki z czasów Marcina Załuskiego. Tam np. nazwisko Orszagh pojawia się w historii miasta kilkaset lat temu, a do dzisiaj rodzina Orszaghów mieszka w Kobyłce. Tam są rody, które trwają już kilkaset lat
i mają się nieźle. Kobyłka ma swoją specyfikę. Pojawiasz się tam, mieszkasz parę lat i już ludzie wiedzą, kim jesteś. Ma się osobowość i nie jesteś taki anonimowy jak tutaj,
w Wołominie.
– Zdarzyło Ci się pomagać Pawłowi Solisowi w kampanii wyborczej, ale na Vivo bardzo się wzbraniałeś przed wątkami politycznymi…
– Pomagałem Solisowi w kampanii wyborczej i współpracowałem z nim kiedy był burmistrzem. W tej chwili Mikulski zajmuje to stanowisko i dla niego też robię różne dziwne rzeczy: wystawę zdjęć dawnego Wołomina, oprawę graficzną akcji Czysty Wołomin czy trwającą właśnie wystawę fotograficzną prezentującą „jasną” i „ciemną” stronę miasta. To, że mam swoje preferencje wyborcze nie oznacza, że obrażę się na burmistrza. A na ViVo jest po prostu za dużo anonimowych osób, dlatego unikam tematów politycznych – obawiam się głupich tekstów typu „ten to bierze łapówki”. Nie można przecież rzucać anonimowo takich oskarżeń, czuję się w jakimś stopniu odpowiedzialny za wypowiedzi użytkowników ViVo.
Ender skłonił mnie jakiś czas temu do otwarcia publicznej dyskusji na temat „wymarzonego radnego” – i spodobało mi się, to co zaproponował: całą strukturę samorządową, kosmiczne przemyślenia… no ekstra! Ale nie wiem, czy myśmy już dojrzeli do tego, żeby rozmawiać w normalny sposób na tematy samorządowe, one wciąż budzą zbyt wiele emocji. Dlaczego nikt nie zastosuje prostego rozwiązania i nie zacznie na bieżąco informować mieszkańców, normalnymi słowami, nie treścią uchwał, o decyzjach samorządowych. Żeby po każdej sesji napisać 2-3 zdania, że „podjęliśmy decyzję, że ten asfalt może być położony tu a nie tam” – i dlaczego. Pokazać tylko to, co się dzieje, żeby ludzie wiedzieli, co – i dlaczego – wybrani przez nich radni robią.
– Ludzka strona polityki?
– Nie to, że ludzka strona – następnym razem będą mieli lepszą frekwencję na wyborach. Ludzie będą wiedzieli, co kto robi, i nie będzie trzeba od początku na plakatach tłumaczyć, kto jest kim: „Polak, katolik, czwórka dzieci”. Kogo to obchodzi? Też to czy ktoś jest z lewicy czy z prawicy naprawdę nie ma żadnego znaczenia na szczeblu samorządowym, bo to nie ma wpływu na to, jakie decyzje podejmuje – one nie są polityczne, moga być ewentualnie “prorodzinne” – w najgorszym tego słowa znaczeniu.
Żartowaliśmy ostatnio z jedną z forumowiczek, że jakby dobrze poszukać wśród ViVonautów, to moglibyśmy stworzyć komitet wyborczy i mielibyśmy w każdym okręgu po 3-4 ludzi, żeby wystartować w wyborach samorządowych. Postacie znane, poglądy ujawnione, kampania w internecie rozkręcona – zdziwienie „etatowych radnych” byłoby zapewne niebotyczne, gdyby w radzie zasiadła grupa dwudziestokilkulatków. Wiem, że czuliby się zagubieni przez pierwsze 2, 3 lata – ale wierzę w „młodą krew”.
– Czy można powiedzieć, że lokalne portale, które prowadzisz świadczą o tym, że jesteś takim lokalnym patriotą?
– Nie wiem, czy to można nazwać lokalnym patriotyzmem…
– To może przywiązanie do korzeni, do dziedzictwa?
– Nie mam tu żadnych korzeni. Po prostu głupio tak być biernym, siedzieć i narzekać, kiedy tak łatwo jest coś zrobić. Wystarczy wykonać 2-3 telefony, 4 maile i nagle to się wszystko staje proste. Jak masz ciekawy pomysł i widzisz, że jest grupa obracająca się wokół jakiegoś tematu, jednak nie wiedząca jak go ugryźć – wystarczy pomyśleć. Ten umie to, ten umie tamto, ten ma jakiegoś wujka który coś pospawa
i nagle się okazuje, że można zrobić bramkę i pograć w piłkę, a potem zrobić osiedlowe rozgrywki. Potrzeba tylko trochę inicjatywy. To się może na początku nie udawać – ale dlaczego się załamywać? Dopóki działa się na zasadzie usług i przysług wzajemnych, to dlaczego nie? To przecież nic nie kosztuje. Polecam wszystkim takie podejście do tematu. Trzeba spróbować!
– A nie chciałeś być nigdy radnym wołomińskim?
– Czasami myślę, że to by było dla mnie ciekawe doświadczenie – nie wiem tylko jak dla moich ewentualnych wyborców. Ale obawiam się, że kilka razy dobrym przyjaciołom powiedziałem, że jak zostanę radnym to mogą podbiec i znienacka kopnąć mnie w cztery litery. Niestety – te stołki, te stanowiska, są już tak oplute, że aż obrzydliwość bierze na myśl, żeby się na nie wdrapywać…
– Ale z drugiej strony można też coś dobrego do tego wnieść…
Tak, ale nie wiem, czy wytrzymałbym zmiany w moim otoczeniu. Mógłbym stracić kilku przyjaciół i zyskać masę nowych – nie do końca szczerych. Nie wiem czy bym się w tym wszystkim odnalazł. Obawiam się, że doświadczenie Macka Łosia pokazuje, że on się pogubił. I ja się boję, że też bym mógł podzielić jego los.
„Obawiam się, że doświadczenie Macka Łosia pokazuje, że on się pogubił. I ja się boję, że też bym mógł podzielić jego los.”
Łukaszu, czy zechciałbyś rozwinąć nieco tą myśl?
„Obawiam się, że doświadczenie Macka Łosia pokazuje, że on się pogubił. I ja się boję, że też bym mógł podzielić jego los.”
Łukaszu, czy zechciałbyś rozwinąć nieco tą myśl?
Troszkę za późno się zorientowałem, że to zdanie może zostać odczytane… hmmm… niekorzystnie dla Maćka. Nie mam niczego złego na myśli, szanuję gościa, ale… chyba nie osiągnął tego, co chciał w Radzie Miasta. To tyle – na forum ViVo przegadaliśmy o tym parę stron, więc nie ma chyba sensu się powtarzać.
no ba! szczególnie że rozmawialiśmy o tym wczoraj:)
No cóż Panie Zgredzie – nie znamy się co prawda, ale powiem Panu, że prawdą jest to co Pan powiedział w tym wywiadzie. Nie szanujemy historii miejsc w których żyjemy, funkcja RADNEGO wymaga wielkiej rekonstrukcji – niemalże od podstaw, co z tego, ze zasady sa szczytne jeśli ludzie po wejsciu na urząd zapominaja po co tam przyszli? Wydaje mi się, ze nie musi sie Pan tłumaczyć w wypowiedzi na temat Pana Łosia – bacznie sledze to co pisze się w naszych miejscowych gazetach, nie pamiętam bym gdzieś słyszała bądź czytała co ów Pan zrobił jako radny. A jesli cos zrobił to przepraszam – ja jakoś tego nie dostrzegłam.
Czytelniczko – mało który radny zrobił coś jako radny… Jeśli już – dokonało czegoś jego ugrupowanie. Bo jeśli w prasie pokazywało się nazwisko któregoś z naszych rajców, to raczej w kontekście afery czy sensacji, a nie osiągnięć. Tym bardziej, że i prasę kadencjętemu mieliśmy raczej… hmmmm…. sensacyjną :D
Zgredzie mam pytanie: czyżby w tej kadencji prasa była mniej sensacyjna/ czy może sensacji zabrakło? hmmm…..
Domagasz się, więc masz – Życie, moim zdaniem, podniosło ogólny poziom lokalnej prasy. I to nie dla tego, że trafiłem na rozkładówkę :D A i sensacji (typu Gniezno) chyba mniej…
Zgredzie – nie żebym się domagała, nie byłam pewna co masz na myśli, a swoją drogą taka opinia w Twoich ustach, mobilizuje do dalszego starania się o ten poziom, mam nadzieję, że ku ogólnemu dobru, a co do sensacji – faktycznie albo jest ich mniej, albo sa trudniejsze do wykrycia albo opcja kolejna – nikt ich nie szuka lub nie ma godnego znalezienia poszukiwacza…;P
Cytuję
„Domagasz się, więc masz – Życie, moim zdaniem, podniosło ogólny poziom lokalnej prasy. I to nie dla tego, że trafiłem na rozkładówkę :D A i sensacji (typu Gniezno) chyba mniej…”
Łukaszu nie bądź taki skromny, z tego co pamiętam to Ty próbowałeś podnieść poziom wszystkich lokalnych gazet (które pamiętam), jakie ukazują się, bądź ukazywały na terenie Wołomina. Ale dopiero ŻPW poznało się na tobie i dzięki temu został podniesiony poziom lokalnej prasy!
i tak to stary, poczciwy, skromny Zgred wyrasta na lokalne guru :)
o ile zakład, że będzie kiedyś w Wołominie ulica Łukasza Rygały? A może lepiej by było ulica Zgreda? :)
stary – tak
poczciwy – no ?
skromny – no nie !!!
Bardzo rozsadne i warte uwagi rozwazania i opinie pana Rygaly……
Nazwisko pana Lukasza Rygało jest nieodmienne!
Dziękuję, Magdo…
Dziekuje za zwrocenie mi uwagi ,ale prosze o dodatkowe informacje, bowiem szkole skonczylem juz dawno temu…..
Odpowiadam na komentarz : Dodany przez: czytelniczka (2005.09.23, 18:08)…….Droga Pani: nie będę teraz pisał całego sprawozdania z mojej działalności. Napomknę jedynie że radnym byłem w latach 1998-2002 i z mojej inicjatywy wykonano zatoczkę autobusową na przystanku przy ulicy Kopernika, naprawiono szereg dziur w ulicach i chodnikach na terenie mojego okregu wyborczego, wyasfaltowano ulicę Kosmonautow ( tu musze stwierdzić że zabiegałem w szczególności również o ulicę Konopnickiej jednak w tamtym czasie okazało sie to niemożliwe a ulica Kosmonautow była juz utwardzona i wyłożona płytami wiec łatwiej i taniej było zrobić Kosmonautow ) także interweniowałem w sprawie drzew ktorymi się w tamtym okresie nie opiekowano ( interwencja była skuteczna – gwoli wyjasnienia ) z mojej inicjatywy MDK w Wołominie zaprosił grupę Maanam na koncert ( MDK dołozył sporo do tego koncertu ale sam koncert + oprawa świetlna wart był jeszcze wiekszych pieniedzy i niech Pani załuje ze nie widziała Pani tego koncertu ) przez 3 kolejne lata kadencji organizowałem przy pomocy miasta wyscigi kolarskie tzw kryteria uliczne w ktorych startowali najlepsi polscy kolarze, pomagałem rownież merytorycznie ( kierowałem do właściwych służb urzędu miejskiego ) osobom prywatnym w ich kłopotach ktore mogły zmienić tylko działania naszego urzedu.Popierałem również wodociagi i kanalizację na terenie Sławka i okolic ( interweniowałem w sprawie komitetu wod-kan przy Lazurowej ) mój podpis poparcia dla starań mieszkańców widnieje również na wniosku dotyczącym oswietlenia ulic na Nowej Wsi. Jest wiele spraw których nie udało mi sie załatwić ale o nich wciąż mysle – moze kiedyś sie uda ;-)Nie musi Pani mnie znać, to nie ma znaczenia. Czasem więcej się zrobi w ciszy bez aplauzu niz w świetle jupiterów. Jednak moja działalność często była widoczna i wiele osob mnie kojarzy choć nigdy o to nie zabiegałem i nie zabiegam ( nie pchałem sie sam do gazet bez ewidentnej potrzeby choć w tych gazetach czasem byłem widoczny ) ale wiedzieć że się jest znanym – to miłe. Byc może kiedyś będę miał to szczęście pokazać sie Pani z dobrej strony ;-) Pozdrawiam serdecznie.