Rzadko mamy możliwość zerknięcia choć na chwilę w przeszłość starszą, niż wspomnienia nasze własne lub naszych najbliższych. Pamięć o miejscach w których żyjemy jest często zafałszowana przez kolejne dni, miesiące i lata patrzenia „kątem oka” na powolne, mozolne zmiany. Co jakiś czas ktoś odnowi elewację kamienicy, drzewa urosną o kilkanaście centymetrów, gdzieś zmienią nawierzchnię chodnika czy ulicy, coś wyburzą, coś zbudują…
Podobnie jak w wypadku twarzy naszych bliskich prawdę ujawniają dopiero zdjęcia sprzed kilku dekad, które pozwalają przeskoczyć całe lata i cofnąć się do szczenięcych lat dziadków, rodziców lub własnych. Fotografie są, niestety, bezlitosne – widać z miejsca, że ciocia Basia jednak utyła, mimo zapewnień rodziny że wciąż ma talię jak osa, a wujek Marek już nie ma takiej grzywy, jak przed laty i czesze się dziś „na pożyczkę”. Podobne obserwacje może mieć jedynie ktoś, kto wujostwa przez lata całe nie widział, ale raczej nie podzieli się swoimi obserwacjami z rodziną…
Nasze wspomnienia, zwłaszcza te z czasów szczenięcych, często niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Kilka dni temu Wołomin odwiedził jego dawny mieszkaniec, który nie widział miasta od ponad siedemdziesięciu lat – wyjechał jako siedmiolatek, jeszcze przed wojną. Hercel Sygalow nie pamiętał zbyt wiele: fabrykę ojca, pobliskie jeziora lub stawy, dom lub mieszkanie blisko fabryki, z okien którego widział jakiś pomnik, przy którym odbywały się religijne uroczystości. Gdzie dziś szukać wyblakłych cieni wspomnień? Okazało się, że całe dzieciństwo starszego pana zamknęło się w obszarze ulic Korsaka, Orwida, Sportowej i skweru NSZ – pomnikiem ze wspomnień kazała się kapliczka, która stoi tam do dziś. Mam wrażenie, że radość z kroczenia po własnych śladach sprzed lat rywalizowała w nim chyba z lekkim rozczarowaniem.
Może więc nie warto konfrontować wspomnień z rzeczywistością? Łatwo się rozczarować, bo na dłuższą metę na upływającym czasie korzystają tylko dobre skrzypce i czerwone wino, które z każdym rokiem mają szansę nabrać większej wartości. Reszta się po prostu starzeje, szarzeje i pokrywa patyną…
Zdarza się też czasem scenariusz najgorszy: okazuje się, że jednak nic się nie zmieniło.
Łukasz Rygało