Teresa i Grzegorz Bednarek prowadzą pub „Taaka Ryba” od jedenastu lat i choć pewnie nikomu nie trzeba przedstawiać ani miejsca, ani właścicieli, to nie wszyscy pamiętają początki tego miejsca.
? Co Was skłoniło do otworzenia w mieście pubu?
? Życie… Przez kilkanaście lat prowadziliśmy w tym miejscu z żoną sklep spożywczy. Dopóki działała huta ? mieliśmy klientów. Wielu osobom było „po drodze” robić u nas zakupy, ale po upadku zakładu zostaliśmy całkiem na uboczu. Rozpoczęliśmy już budowę większego lokalu, trzeba było coś szybko wymyślić… Pomyśleliśmy o kawiarence.
? Nie udało się. Zupełnie!
? To prawda! Jeszcze nie zdążyliśmy otworzyć, kiedy pojawiła się spora grupa harcerzy, wodniaków. Spotkali się u nas, pośpiewali trochę szant i od tego zaczęły się nasze „rybne” spotkania z muzyką na żywo. W pierwszych latach działania pubu wystąpiło tu naprawdę sporo wykonawców tego gatunku, choćby Roman Roczeń czy Fajer. Potem pojawił się blues, jazz, rock… No i zawsze miałem pod ręką płytę „Szkoci do boju!” z muzyką graną na dudach. Kiedy pojawiali się niechciani klienci, którzy mogliby rozrabiać, włączaliśmy ją dość głośno i… czasem nawet nie dopijali swojego piwa. Stali klienci wiedzieli o co chodzi, nie reagowali. W międzyczasie lokal z kawiarni zmienił się w pub.
? Dla kilku lokalnych muzyków „Taaka Ryba” jest chyba miejscem ich scenicznego debiutu?
? Trzeba by ich odpytać, ale faktycznie sporo młodziutkich kapel tu grało. Suspense, Satelite, Killing Silence, Nut Crackers czy Asspirine ? część z nich już nie istnieje, kilka ma się całkiem dobrze. Fajnie, że trafiają tu też zespoły z Polski, choćby Na Drodze czy Kasa Chorych. Niestety ? w sąsiedztwie pojawiły się bloki mieszkalne, nie możemy już grać do północy…
? Ludzie chyba dobrze się tu czują, bo różne mniej i bardziej formalne grupy podają Wasz adres jako swoją siedzibę…
? Faktycznie, jest tego trochę: choćby wołomińskie koło Ligi Ochrony Przyrody, motocykliści z Rydwanów Czasu czy miłośnicy darta, którzy rozgrywają u nas regularne zawody. Wyjątkową „rybną” inicjatywą są też „babskie czwartki”, które organizujemy właściwie od początku istnienia lokalu. Okazało się, że kobiety potrzebują takich spotkań we własnym gronie, zachowują się wtedy zupełnie inaczej, niczego nie udają. Co jest charakterystyczne ? nasi goście to z jednej strony ludzie młodzi, tacy ze świeżym jeszcze dowodem osobistym, a z drugiej ? dość mocno przyprószeni siwizną. Między nimi mamy pełne spektrum roczników, wszyscy oni potrafią usiąść ze sobą przy stole i ciekawie spędzić wieczór.
? Wiele rozrywkowych lokali upadło w Wołominie w czasie Waszego istnienia ? jaki macie „przepis na sukces”?
? Może to specyficzny klimat? Może wystrój? Zawsze któreś z nas jest za barem ? „pańskie oko konia tuczy”, może i to ma jakiś wpływ? No i my raczej lubimy ludzi, lubimy naszych klientów, nie mamy żadnych uprzedzeń. Jeśli tylko gość potrafi się zachować, to nie interesuje nas kolor jego skóry, poglądy polityczne, wyznanie czy ubranie ? od razu go lubimy! Ludzie przychodzą tu odpocząć, zrelaksować się a nie denerwować ? i to staramy się im zapewnić.
Rozmawiał Łukasz Rygało