Jeszcze niedawno zachwycałem się ?Śniadaniem na Plutonie” i z nadzieją oczekiwałem kolejnego, równie przebojowego i przewrotnego filmu w wykonaniu Neila Jordana. Ten jednak miewa romanse z hollywoodzką ?fabryką snów”, a owoce tej miłości są czasami wyjątkowo niezjadliwe. Właśnie taki zgniły owoc mamy właśnie na półkach w naszych wypożyczalniach.
Tytułową ?Odważną” zagrała sama Jodie Foster, aktorka wybitna, dwukrotna zdobywczyni Oskara, która ostatnio upodobała sobie role w niewybrednych filmach akcji (?Azyl”, ?Plan lotu”) jako silna kobieta z traumą w głowie. Dokładnie ten sam model mamy tutaj. Jest sobie fajne trio: ona – radiowiec, z sukcesami, on – ładny i… to chyba tyle, i pies – kudłaty i z ogonem.
Wspaniałe, sielsko-anielskie życie zostaje brutalnie przerwane przez pijanych Latynosów, lubiących okładać bejsbolem niewinne osoby w ciemnej ulicy. On zostaje zamordowany, ona ląduje w ciężkim stanie w szpitalu, zaś pies skradziony. No i wychodzi ta biedna Jodie ze szpitala, boi się wyjść na zewnątrz, deprechę ma poważną. Kupuje pistolet i chce sobie strzelić w łeb. Jednak wpada na pomysł, że może by tak zostać Charlesem Bronsonem w spódnicy… Więc zabija wszystkie szumowiny, które pojawią się na jej drodze.
Czy my gdzieś tego nie widzieliśmy? ?Życzenie śmierci” i ?Taksówkarz” w jednym? Zło świata naprawiane złem? Tematy podobne, ale niestety wykonanie jakoś nie tak przekonujące, jak chociażby w legendarnym filmie Scorsese (w którym zresztą Foster zagrała genialną rolę nastoletniej prostytutki). Po pierwsze brak tu psychologicznej wiarygodności, po drugie logiki, po trzecie atmosfery. To wszystko w ?Taksówkarzu” było perfekcyjne.
W ?Odważnej” przypadek goni przypadek, i tak nagle Foster wszędzie napotyka zbirów, morderców i wszelakie typy spod ciemnej gwiazdy. Postępowanie bohaterów jest miejscami idiotyczne – nie jestem psychiatrą ani socjologiem, ale jak zobaczyłem jak mordercy kradną pieska, z którym później wychodzą na spacer, to mi ręce opadły… O postępowaniu policjanta, który prowadzi śledztwo nie wspomnę, żeby nie zepsuć wam wątpliwej zabawy.
Nie chodzi o to, że film jest naciągany. W kinie, jak i w życiu, możemy uwierzyć w najróżniejsze głupoty (w końcu film naśladuje życie), ale chciałbym, żeby fabuła i gra aktorów mnie do uwierzenia w te androny nakłoniła. Wierzyłem De Niro, który jako weteran z Wietnamu cierpiał na bezsenność i zabijał alfonsów, ale Jodie, która zabija dresów z bejsbolami i szefów drapieżnych korporacji, nie jest w stanie mnie przekonać.
Marcin Pieńkowski