Galeria ORLA w Ząbkach wystawia prace Anetty Broma-Kańczugowskiej. Wernisaż odbył się 15 marca. Towarzyszył mu koncert pieśni George’a Gershwina. Anetta Broma-Kańczugowska urodziła się w Wołominie, a zamieszkała w pobliskiej Nadmie. Ukończyła Policealne Studium Plastyczne o profilu wystawienniczym w Warszawie oraz Wydział Artystyczny w Lublinie. W pracowni profesora Jacka Wojciechowskiego zrobiła dyplom z malarstwa. Ząbkowska wystawa prac młodej malarki jest na wysokim poziomie artystycznym. W oczy rzuca się kolor, człowiek – jako główny temat prac, odważne pociągnięcia pędzlem, spore formaty obrazów. To wszystko tworzy kompozycję na granicy jawy i barwnego snu.
– Jak doszło do Pani wernisażu w Ząbkach? Czym kierowała się Pani wybierając prace na wystawę?
– Kiedy zostałam zaproszona do wystawienia prac w ząbkowskiej galerii, postanowiłam wybrać obrazy najważniejsze w moim dorobku. Wszystko to, co mogą państwo zobaczyć na ekspozycji, jest najbliższe memu sercu, jest mym największym osiągnięciem artystycznym. Prezentowane są tu głównie portrety moich najbliższych, bowiem człowiek jest głównym bohaterem moich obrazów. Inspiruje mnie najbliższe otoczenie. Malowane przeze mnie postacie to osoby wyjątkowe, nietuzinkowe. Są w pewien sposób teatralne, mają jakiś charakterystyczny rys.
– Czy wystawiała wcześniej Pani swoje obrazy w powiecie wołomińskim?
– Prace są po raz pierwszy pokazywane w powiecie. Wcześniej były wystawiane w Lublinie i Nałęczowie.
– W Pani twórczości na pierwszy plan wysuwają się soczyste, głębokie barwy. Głównie fiolet, zieleń i odcienie pomarańczu. Skąd ta fascynacja kolorem?
– Kolor towarzyszył mi od urodzenia. Można wyrazić nim wiele uczuć, emocji. Dlatego zawsze jest mocny, intensywny. Człowiek jest dla mnie pretekstem do pokazania świata kolorów, a przede wszystkim moich własnych przeżyć. Choć w mojej twórczości odwołuję się do rzeczywistości, to świat w niej przedstawiany nie jest rygorystyczną ilustracją, a raczej stanowi jej swobodną interpretację. W jakiś sposób przekształcam widziane obrazy, przefiltrowuję przez siebie. Intensyfikuję zaobserwowaną rzeczywistość poprzez maksymalne nasycenie kolorów, akcentowanie szczegółów, monumentalizację i nietypowe kadrowanie postaci, niekiedy przez karykaturalne przerysowanie modela.
– Ze stylu, w jakim wykonuje Pani obrazy, można wywnioskować, że jest Pani kobietą o dużym temperamencie i sporej dozie optymizmu. Czy to prawda?
– Są różne opinie na ten temat. Ja o sobie samej tak właśnie myślę. Mój temperament uwidacznia się nawet w samym sposobie malowania. Lubię malować szybko. Swój autoportret wykonałam na przykład w ciągu czterech godzin. Dlatego maluję plakatówkami i akrylem, co pozwala na prędko zauważalne efekty.
W trakcie wernisażu odbył się koncert piosenek George’a Gershwina w wykonaniu Małgorzaty Sałacińskiej.
Sylwia Kowalska