Tak, niestety, się złożyło, że żyjemy w czasach i Kraju Wielkich Afer. Codziennie dowiadujemy się, że właśnie ten i ów, zrobił to i tamto, wspólnie i w porozumieniu, z tym i tamtym. No, koniec świata!
Do tego z drugiej strony te stada oszalałych, dyszących żądzą zemsty, obrzydliwych, psychopatycznych „inkwizytorów” oskarżających wszystkich o wszystko. To jest drugi koniec świata. Tak rozpoczyna się folklorystyczne widowisko pod nazwą Kampania Wyborcza. Spektakl bez zasad, bez kultury, bez elementarnej nawet przyzwoitości, bez poczucia wstydu. Chocholi taniec spragnionych władzy i zaszczytów.
Prosty człowiek zapyta: jak żyć, co robić? Kto ma rację a kto jej nie ma? Żeby nie zidiocieć do reszty trzeba stanąć gdzieś tak, żeby swego świata z oczu nie utracić. A ten świat to nie pierwsze strony gazet i ekran telewizora. Tego świata nikt nie eksponuje. To są nasze codzienne sprawy. Mimo, że nie nagłośnione medialnie – to najważniejsze.
Raz na cztery lata stajemy się przedmiotem zabiegów, umizgów i czort tam wie czego jeszcze, z tego powodu, że przez kilkadziesiąt sekund, no może kilka minut, mamy w ręku, przedmiot pożądania wszelkich polityków, Kartkę. Nie jakąś tam pierwszą lepszą, ale Kartkę Wyborczą. To z powodu tego, co z tą Kartką zrobimy, obiecują nam „gruszki na wierzbie”, „złote kaczki na łańcuchu” i-te-pe, i-te-pe, i-te-de!
Są mili, otwarci, rozumiejący, skorzy do pomocy, cierpliwi, wrażliwi, grzeczni, ogoleni, wystrojeni, pochylający się ze zrozumieniem, dalekowzroczni, dostrzegający, zapobiegliwi, nieustępliwi, zorganizowani, patrzący w przyszłość, mający pomysły i koncepcje, dobrzy dla ludzi i zwierząt, rozmodleni, patryjotyczni, pryncypialni, etyczni, moralni, nieba innym przychylający, skromni, kochający przyrodę i bliźniego, widzący możliwości, skłonni podjąć inicjatywę i możnaby tak w nieskończoność.
Po wyborach już nikt nas nie uwodzi, niczego nie obiecuje. Dalszy ciąg znamy, powtarza się bowiem z regularnością lat czterech co oznacza, że „okres połowicznego rozpadu” wynosi lat dwa.
Do czego zmierzam?- ktoś słusznie zapyta. Wyjaśniam. Policzyłem sobie, że to jest właśnie czwarta kadencja samorządowa. I z tego powodu naszły mnie wspomnienia. Wspominałem jak to po raz pierwszy, a minęło od tamtej pory lat piętnaście, wybieraliśmy samorząd AD 1990. Pamiętam jak wtedy mówiliśmy, że trzeba pilnie opracować plany perspektywiczne – określić jak to ma być; czy to będzie sypialnia Warszawy, czy będziemy stawiali na przemysł, handel czy usługi
a może na rolnictwo czy agroturystykę. Przez lata, kolejne ekipy, wypisywały różne teksty o świetnym położeniu, bliskości Warszawy -co miało zapewnić sukces murowany i przyszłość świetlaną. Laurki to były, jakby żywcem wzięte z epoki „propagandy sukcesu”. Kredowy papier, błyszcząca okładka,
w środku kilka bełkotliwych tekstów nijak nie pasujących do rzeczywistości. A przyszłości zza tego żadnej nie widać.
Można by tak zakończyć, pozostawiając Czytelnika w tym zupełnie nieoptymistycznym nastroju. Wszak wiosna tuż, tuż a z wiosną zawsze idzie nowe. Więc myślę sobie tak: że zupełnie to nie przeszkadza by posprzątać własne obejście
i kawałek chodnika. Nie przeszkadza by posadzić kilka drzew w miejsce tych, które potrzebnie czy niepotrzebnie, ktoś wyciął przy okazji budowania czegoś. Nie przeszkadza by zrobić coś pożytecznego wspólnie z innymi. No i proszę jak już się zrobiło optymistycznie. Można wiele zrobić samemu, władza przecież nie zawsze ma czas!
A tak naprawdę to „róbmy swoje”. Patrzcie Państwo, jak to pasuje i do tych czasów. A może szczególnie do tych.
Oj, tak – każdy z nas ma cos do zrobienia i nikt go w tym nie zastąpi
Oj, tak – każdy z nas ma cos do zrobienia i nikt go w tym nie zastąpi