Tak mówią o niej przyjaciele, choć zdawałoby się, że to imię nie pasuje do eterycznej, filigranowej kobiety. Dopiero oglądając jej prace łatwiej dostrzegamy głębię i moc charakteru artystki. Najchętniej tworzy w samotności, na strychu wołomińskiego domu, gdzie wąskie smugi światła wpadającego przez dach przecinają wnętrze pracowni niczym promienie lasera.
Tę grę świateł widzimy w czarno-białych rysunkach, na których czerń przedmiotu rozsrebrzona jest na tyle, na ile niezbędne jest to do rozpoznania przestrzenności bryły. Równie intrygujące są jej obrazy sztalugowe. O kolorze, nakładanym silną ręką, której trudno by spodziewać się u subtelnej niewiasty, mówi jak o żywym bycie, obdarzonej charakterem materii aktywnej. W autoportrecie kolor wymyka się już samowystarczalności i staje narzędziem badawczym, istotnym w działaniu i rezultatach. Rzadko zdarza się taka zdolność do perfekcji wypowiedzi zarówno w rysunku węglem jak w olejnej farbie na płótnie.
Zdzisława Ludwiniak, wołominianka z urodzenia, absolwentka tutejszej „czwórki”, a później stołecznej Akademii Sztuk Pięknych jest obecnie adiunktem w pracowni malarstwa. Lubi swoje miasto i chętnie ucieka tu od gwaru uczelni w inną skalę i w spokój – do swojego strychu zdarzeń malarskich.
Jako współtwórca Wiatraków Kultury, uczestniczy w działaniach animujących wydarzenia kulturalne w naszym powiecie. Laureatka II nagrody na Międzynarodowym Biennale Rysunku w Cleveland w 1993 r.
Rzadko wystawia swoje prace, które dobiera do ekspozycji z dużą starannością i rozwagą. Tym bardziej warto zapoznać się z jej twórczością, prezentowaną w Centrum Sztuki Studio w PKiN w Warszawie od 7 lutego br.
Jacek Krzemiński