W połowie minionego wieku, gdy Antoine de Saint-Exupéry spotkał Małego Księcia, cała ludność naszej planety mogłaby się zmieścić na niewielkiej wyspie Morza Śródziemnego. Dziś jest nas dwa razy więcej. Książę ze swej planety spogląda na pewno z niepokojem jak miasta rozlewają się betonową lawą, każdego dnia nieodwracalnie niszcząc naturalne środowisko.
Wystarczy wybrać się na spacer do lasu przylegającego do Wołomina i Kobyłki, żeby zobaczyć degradację terenów wokół malowniczego rezerwatu Grabicz przez postępujacą urbanizację. Romuald Malinowski, wiceprezes stołecznego oddziału Ligi Ochrony Przyrody, alarmuje, że takich przykładów dewastacji środowiska w powiecie wołomińskim jest znacznie więcej. Nowe tereny budowlane pozyskiwane są najczęściej kosztem lasów i już wkrótce Zielonka przestanie zasługiwać na swą zachęcającą do osiedlania się nazwę.
Realizacja nieprzemyślanych projektów niszczy przestrzeń życiową naturalnych mieszkańców tych obszarów. Dlaczego dzieje się to tak łatwo? Wolno żyjące zwierzęta nie są stroną przy podejmowaniu decyzji. Nie trzeba ich pytać o zdanie w sprawie zmiany planów zagospodarowania przestrzennego. Pewną przeszkodą są nieśmiałe protesty ekologów, ale udaje się je obejść na drodze administracyjnej. Przyroda wciąż jeszcze poddaje się na tyle powoli, że katastrofalne efekty nie konsultowanych ze specjalistami działań widoczne są dopiero po kilku latach, co nie jest już zmartwieniem aktualnie rządzących ekip. Obniżenie poziomu wód gruntowych, sprzyjające trwałości fundamentów, powoduje bardzo niebezpieczne zmiany ekosystemu – tego co decyduje o odradzaniu się naturalnego środowiska. Tereny podmokłe i bagienne, które do niedawna dawały schronienie wielu chronionym gatunkom, przestają być ostoją dla zwierząt i roślin.
Ci, którzy już się tu osiedlili – postulują, żeby w myśl cywilizacyjnego postępu, zapewnić im wygodny, szybki, bezkolizyjny dojazd do stolicy. Zmotoryzowani i majętni to ważny elektorat, więc spełnieniu ich oczekiwań poświęca się więcej uwagi niż płazom i innym drobnym żyjątkom, niewidocznym zza kierownicy. Choć chronione są przez dyrektywy unijne, w naszej okolicy do tej pory nie został zaprojektowany ani jeden odcinek jezdni, który zapewniłby im bezpieczeństwo podczas przechodzenia na drugą stronę drogi. Zdajemy się nie dostrzegać, że „ciągi ekologiczne” – pasy zieleni łączące skupiska leśne i tereny łąkowe, przecinane drogą szybkiego ruchu prowadzą do izolacji, powodującej u zwierząt niekorzystne zmiany genetyczne, prowadzące do całkowitego ich wyginięcia.
Nieco wyższą pozycję w hierarchii „migrujących” na drugą stronę drogi zajmują niezmotoryzowani. Dla nich przewidziano gdzie-niegdzie tzw. bezpieczne przejścia. To nic, że muszą nadrobić trochę drogi – spacer podobno służy zdrowiu. Tylko czy będzie on rzeczywiście zdrowy i bezpieczny, gdy przyroda ostatecznie przegra z postępem?
Producenci masek gazowych już teraz zacierają ręce, licząc na zbyt podobny jak w Japonii. Tam rozwój przemysłu był najbardziej dynamiczny.
Bożenna A. Krzemińska