Z Lechem Wałęsą
rozmawia Bożenna Krzemińska
– To już niemal ćwierć wieku od sierpniowego zrywu. Piętnaście lat od okrągłego stołu. Mamy wolne związki zawodowe, wycofano sowieckie wojska, podpisany został Konkordat. Jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej. Mamy wolnorynkową gospodarkę. Dlaczego Pana zasługi w tych wszystkich przemianach są bardziej dostrzegane za granicą niż w kraju?
– Najtrudniej być prorokiem w swoim kraju – to wiemy nie od dziś. Mój problem polega na tym, że zawsze liczyły się dla mnie sprawy, nie bardzo dbałem o mówienie o nich, nie potrafiłem sprzedać sukcesów. I ja, Lech Wałęsa, na tym traciłem. Zrobiłem wszystko, co było możliwe w danej chwili, resztę niech ocenia Bóg i historia. A osiągnęliśmy rzeczywiście szczególnie wiele, jak na jedno pokolenie. Nie wszystko przewidzieliśmy, chociaż, kiedy noszono mnie na rękach w stoczni, mówiłem do strajkujących, że kiedyś będą we mnie rzucać kamieniami. Do dziś jestem obarczany winą za wszelkie nieszczęścia, mimo że od 10 lat nie pełnię żadnego urzędu. To jest koszt zmian. Wiele osób płaci znacznie wyższą cenę. To cena nieodnalezienia się w nowych realiach, brak dobrego przygotowania i lepszych rozwiązań.
I trzeba to rozumieć.
– Polecał Pan rodakom „wzięcie spraw w swoje ręce”. Wielu jednak przeżyło gorzkie rozczarowania. Efektem tęsknoty do bezpieczeństwa socjalnego był powrót „postkomunistów” do władzy. Czy nie jest tak, że wielu Polaków oczekiwało raczej poprawy warunków bytowych niż politycznej wolności?
– Nasze wolnościowe postulaty zrodziły się z niedostatku, biedy, ale walka nie ograniczała się do chleba i pracy. Poprzedni system zabił w ludziach inicjatywę, nauczył bezradności i roszczeniowości. Dlatego zachęcałem do aktywności, do budowania oddolnie każdego skrawka naszej rzeczywistości. Nawet i takie zachęty były opatrznie rozumiane, co pomagało postkomunistom. Pamięć też jest wybiórcza, ale do wolności przyzwyczailiśmy się szybko, korzystamy z niej i niechętnie byśmy się jej dziś pozbywali.
A jak bardzo cenimy jako naród wolność i demokrację, pokazaliśmy w odruchu solidarności z Ukrainą.
– Wiele lat ostatniego ćwierćwiecza można uznać za stracone. Nie potrafiliśmy chyba efektywnie ich wykorzystać. Nie umiemy cenić autorytetów. Czy to wynika z naszych kompleksów po latach życia w PRL-u?
– Więcej straciliśmy wcześniej, w stanie wojennym. To on nas podzielił, zabrał cennych ludzi, przygasił ducha. Po nim nie osiągnęliśmy już nigdy siły roku 80. To nam opóźniło
i utrudniło start w demokrację i wolny rynek. Oczywiście, powinniśmy być dziś w zupełnie innym lepszym miejscu, a jesteśmy, gdzie jesteśmy, bo zdarzało się wiele błędów i zaniechań. Zapomnieliśmy, że wolność to zadanie, u wielu ludzi po pięknym zwycięstwie, w codzienności zwyciężyło rozgorycznie albo obciążenie przeszłością. To pokolenie przeszło tak wiele. Dzięki trudom i wyrzeczeniom młodzież może startować z innego lotniska i pewnie wykorzysta swoją szansę.
– Tworząc regionalną gazetę staramy się działać pozytywistycznie. Do przedstawiania swoich opinii zaprosiliśmy powiatowych działaczy o różnych przekonaniach, przedstawicieli władz samorządowych, przedsiębiorców i parlamentarzystów. Czy sądzi Pan, że takie działania mogą uaktywnić lokalną społeczność?
– Jeśli ci działacze i politycy wyrażają głos społeczności, to tak. Wielu polityków, o czym ciągle słyszymy, zapomina, że są przedstawicielami narodu, że mają rolę służebną. Powinni dawać przykład, przewodzić, mieć wizję. Wizję rozwoju
w skali osiedla, miasta, regionu, państwa, a nawet globu, bo przecież żyjemy coraz bliżej siebie w globalnej wiosce. Ciągle aktualne są hasła większej samorządności
i aktywności. Wierzę w siłę naszego narodu, który to wiele razy udowadniał.
– Wielkim, a ciągle nie dość wykorzystanym atutem naszego powiatu są historyczne pola bitew wojny polsko-bolszewickiej 1920 r w Ossowie i Radzyminie. Tu obroniono Europę przed „eksportem rewolucji”. Powinni tu przyjeżdżać turyści z całego świata. Jednak te karty historii są wciąż zbyt mało znane.
– Nie nauczyliśmy się jeszcze pokazywać światu własnych atutów. Historia musi określać nas dziś. Jest wiele takich miejsc i wydarzeń. Powinniśmy się wokół nich jednoczyć, przypominać je. Tutaj doskonale to widać, bo nie pozwalacie zapomnieć o tym, co się tu wydarzyło. Patronuję działalności środowisk patriotycznych skupionych wokół Stowarzyszenia, które Pani reprezentuje. To najlepszy przykład lokalnej aktywności w imię dobra szerszego, narodowego. Popieram.
– Mieszkańcy Ossowa dobrze pamiętają Pana wizytę w 1995 r Od tego czasu sporo się tutaj zmieniło. Stanęły pomniki księdza Ignacego Skorupki i gen. Józefa Hallera, powstał pawilon-muzeum Bitwy Warszawskiej. Corocznie odbywają się Mistrzostwa Polski Formacji Kawaleryjskich. W przyszłym roku przypada 85. rocznica bitwy pod Ossowem. Bardzo liczymy na Pana udział w uroczystościach i serdecznie zapraszamy.
– Jeśli tylko obowiązki pozwolą, to postaram się przyjechać, ale pod warunkiem, że zaprosicie tam, obok zasłużonych działaczy i patriotów wielu ludzi młodych, którzy muszą też pamiętać o przeszłości swojego narodu. Bez tego nas nie będzie w przyszłości.
Życzę wszystkim zdrowych
i pogodnych Świąt Narodzenia Pańskiego.