O nich, przede wszystkim, należy pamiętać. O dzieciach z rodzin wielodzietnych! W tych rodzinach, z czwórką i więcej dzieci na utrzymaniu, panuje zazwyczaj bieda. W jednej czwartej z nich nie są zaspokajane podstawowe potrzeby życiowe. To znaczy, że konsumpcja w tych rodzinach jest niższa od minimum niezbędnego do podtrzymania funkcji życiowych i sprawności psychofizycznej człowieka. Mówiąc wprost: stan taki zagraża życiu, bo prowadzi do biologicznego wyniszczenia organizmu!
Zdumiewające, ale o tragedii tych rodzin nie mówią rządzący ani też… opozycja. A przecież dane publikowane przez Główny Urząd Statystyczny są przejrzyste. Pierwszym, który upomniał rządzących, jest kardynał Kazimierz Nycz, metropolita warszawski. ?Nie można tłumaczyć, że jesteśmy na dorobku, że jesteśmy biedni. Bo jak zaniedbamy pomoc rodzinie, to wszystkie inne rzeczy będą zmierzały w niewłaściwym kierunku. Procent produktu krajowego brutto przeznaczany na wspieranie rodzin jest zbyt mały ? to tylko 0,7 proc. Musi być stworzony korzystny dla rodzin system podatkowy, ulgi mają wynikać z samego faktu posiadania dzieci. Czym innym jest wspomaganie rodzin biednych, bo to jest polityka socjalna, a czym innym wspomaganie rodzin z tego tytułu, że są rodzinami i mają dzieci. Chodzi o taki system podatkowy, który sprawi, że rodzina nie będzie karana za każde kolejne dziecko postępującym ubóstwem. Należy budować przyjazną i życzliwą atmosferę wokół nich. Chodzi m.in. o upowszechnienie tzw. Karty Dużej Rodziny na poziomie samorządu, miasta, kraju, by rodziny te miały bezpłatny dostęp do kultury, rekreacji, wstępu na basen, do kina czy korzystania z miejskich środków komunikacji. Obecnie karty te są w zaledwie kilku miastach Polski, m.in. w Gdańsku, Wrocławiu czy w Grodzisku Mazowieckim?.
Choć nasza gospodarka na tle Europy rosła w ubiegłym rokuw imponującym tempie, to po raz pierwszy od wielu lat powiększyła się grupa osób żyjących w skrajnym ubóstwie. Dotknęło to zwłaszcza wielu małorolnych rolników i osoby mieszkające na wsi, ale także… drobnych przedsiębiorców. Po raz pierwszy też od wielu lat spadły, średnio, wydatki na zdrowie, edukację i rozrywkę, a wzrosły na zakup jedzenia. To znak, że jakość życia przestała nam się poprawiać.
Naturalnie, można by temu postępującemu ubóstwu zaradzić. Wiadomo przecież, jak i ile by to kosztowało. Jednak, jak ?z brutalną szczerością? wyjaśnił to znany ekonomista Wiktor Wojciechowski, ?byłaby to decyzja polityczna. Więcej pieniędzy przepłynęłoby do najmniej zamożnych, sprzyjałoby to co prawda wzrostowi konsumpcji, ale byłoby w poprzek planom ograniczania deficytu finansów publicznych, zaś większa dostępność zasiłków socjalnych osłabiłaby bodźce do szukania pracy?. Mówiąc jaśniej: mniejsze bezrobocie to kłopot dla rządu, przedsiębiorstw i ekonomistów.
Skandaliczna to wykładnia za utrzymaniem tak wysokiego poziomu ubóstwa w Polsce! Przecież już dziś w skrajnej nędzy na Warmii i Mazurach, Podlasiu i Lubelszczyźnie żyje 11% mieszkańców, na Ziemi Świętokrzyskiej 10%, a na Pomorzu i Wielkopolsce 9%.
Kardynał ma rację. Tu potrzebna jest zmiana filozofii rządzenia… bądź rządzących. Tak dalej być nie może.