Wyzwiskami zakończyła się sejmowa debata nad ustawą o podniesieniu wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn. To zapamiętaliśmy!
I zapewne o to ? niestety ? chodziło uczestnikom tej haniebnej pyskówki, Jarosławowi Kaczyńskiemu i Januszowi Palikotowi. Jak sądzę, pragnęli odwrócić uwagę widzów od ich rzeczywistego udziału w przyjęciu tej ustawy. To przecież nie kto inny, jak Jarosław Kaczyński 8 listopada 2008 r. stwierdził, że granica wieku emerytalnego jest w Polsce zbyt niska. To od tej wypowiedzi się zaczęło! Po raz pierwszy ktoś tak ważny w polskim życiu politycznym powiedział głośno to, o czym śnili finansiści. Ta wypowiedź rozpoczęła publiczną debatę o polskim systemie emerytalnym.
Przedziwna to była debata! Z jednej strony Jarosław Kaczyński wykazywał, jak mało polski emeryt otrzymuje pieniędzy, gdyż go nie stać na wyjazd na wczasy do Egiptu, z drugiej zaś finansista podsuwał gotowe rozwiązanie. ?Wystarczy zmienić system i będziemy mieć więcej pieniędzy na własnym koncie emerytalnym. A wtedy, co tam Egipt, stać nas będzie na wczasy na Wyspach Kanaryjskich czy na Kubie?. Nie omieszkano nawet przypomnieć, znanego przed laty, szlagieru o ?wyspie jak wulkan gorącej?! Naturalnie, nikt z nich wówczas wprost nie mówił o potrzebie obligatoryjnego podniesienia wieku emerytalnego.
Emeryci w ostatnich wyborach parlamentarnych, z nadzieją na lepsze jutro, oddali więc swój głos na Prawo i Sprawiedliwość. Lecz wygrała Platforma Obywatelska i premier Donald Tusk, zapowiadając reformę emerytalną, już nie mówił o wczasach na Kubie, a o skromnej, skróconej o kilka lat, emeryturze. W tym momencie dopiero Jarosław Kaczyński zrozumiał, że rozbudzane przez niego aspiracje polskich emerytów zostały wykorzystane przez rząd do uzasadnienia zupełnie innej koncepcji reformy emerytalnej! Ale było już za późno, by to odwrócić. Machina ruszyła. Nowe emerytury, wyłącznie (!) dzięki głosom posłów Ruchu Palikota, przegłosowano.
Interesujące są tu badania opinii publicznej. Na tej reformie wyraźnie straciła Platforma, Palikot i odrobinę PSL, lecz nic nie zyskał PiS. Beneficjentem jest tylko… SLD. Stąd zapewne ta karczemna awantura na sali sejmowej panów Kaczyńskiego i Palikota. Czują, że tracą poparcie! Znamienna była tu też reakcja protestujących pod sejmem związkowców. Oto cytat z relacji prasowej: ?Najpierw z oblężonego gmachu sejmu wychodzi PiS. Posłowie Kamiński i Zieliński unoszą palce w literę V, bratają się ze związkowcami, ale… przejść barierek nie mogą. Dopiero w miejscu, gdzie blokuje wyjście z sejmu Region Gdański, zaprzyjaźniony z PiS stoczniowiec, Karol Guzikiewicz, przeprowadza pod łańcuchem do samochodu prezesa Kaczyńskiego i kilku jego posłów?. Żenada, nawet tu wykorzystano znajomości!
Może dlatego przewodniczący NSZZ ?Solidarność? Piotr Duda nie owijając w bawełnę, powiedział prawicowym politykom i ich elektoratowi, że nie są jedynymi na polskiej scenie, na których związek może liczyć: ?Solidarność nie zakończyła jeszcze swoich protestów. Ludzie się organizują i mówią: nie! W najgorszym wypadku ta pseudoustawa będzie miała krótki żywot. Za trzy lata, po następnych wyborach, głosami posłów SLD, PiS i SP zostanie wyrzucona do kosza. I o to nam chodzi! Będziemy walczyć do końca?.