Twórca artykułów ostatniej potrzeby

Wojtek Rygało urodził się w Brzegu ? pięknym, historycznym mieście między Wrocławiem a Opolem, jako siedmiolatek z rodzicami przeniósł się pod Warszawę. Tworzeniem artystycznej biżuterii zajął się trochę z przypadku…

? Kiedy wykonałeś swój pierwszy biżuteryjny wyrób?

? Jako dzieciak w podstawówce opiłowywałem duże, mosiężne nakrętki, które po takiej obróbce udawały sygnety… Potem próbowałem nieco bardziej finezyjnej roboty ? lutowałem miedziane elementy przy użyciu cyny. Dość szybko zarzuciłem te zabawy ? zafascynowała mnie na jakiś czas fotografia. Udawało się na tym nawet zarobić jakieś pieniądze, pierwsze przeznaczyłem na zakup radzieckiego zenita, prawdziwej lustrzanki ? wymienna optyka i wbudowany światłomierz nie były wtedy standardem.

? Długo nie wracałeś do biżuterii, jeszcze na studiach, na Politechnice, zarabiałeś fotografią.

? Zanim zainteresowałem się poważnie złotnictwem, zdążyłem jeszcze popracować w zawodzie. Automatyka przemysłowa rozwijała się wówczas prężnie, powstawały duże fabryki, koledzy wyjeżdżali na kontrakty zagraniczne. Za granicę nie pojechałem, ale popracowałem kilka lat w kobyłkowskim Budorze, gdzie zastał mnie stan wojenny, potem w KZA w Zielonce. Do zainteresowania się złotnictwem skłoniła mnie raczej proza życia ? finanse. Kolega z Budoru rozpoczął pracę u złotnika i zainteresował mnie tym tematem. Przyjrzałem się ich pracy, skompletowałem podstawowe narzędzia i zorganizowałem sobie mały warsztat w domu. Pomału coś zaczęło z tej dłubaniny wychodzić… Pewnie gdyby nie życzliwa ocena moich pierwszych wyrobów przez bardziej doświadczonego kolegę, nie starczyłoby mi cierpliwości. Niedługo potem znalazłem pracę w tym zawodzie, na Pradze, w zakładzie metaloplastyki. Musiałem szybko dojść do wprawy ? wykonywanie kilku tysięcy pierścionków bardzo mi w tym pomogło…

? Stąd już tylko krok do samodzielności…

? Oczywiście ? jak bankrutować, to tylko na swoim! Zacząłem chodzić na kursy złotnicze na Podwalu, zdałem egzaminy czeladnicze, potem mistrzowskie… Kiedy już zdobyłem niezbędne uprawnienia do wykonywania tego zawodu, nadszedł rok 1989, a wraz z nim wolność gospodarcza, skutkiem czego mogłem sobie te dokumenty oprawić w ramki, były już zupełnie niepotrzebne. Wystarczyło wykupić koncesję…

? Ale przydał się chyba inny papierek ? od Ministra Kultury i Sztuki?

? Była taka droga na skróty, bez studiów na ASP: trzeba było złożyć swoje prace przed odpowiednią komisją, której aprobata wiązała się z możliwością używania tytułu artysty. Wykonałem srebrny epolet z ukrytym wewnątrz mechanizmem zegarka, który poruszał jakimiś elementami, wszystko wzbogacone odrobiną elektroniki uruchamiającej diody… Wtedy było to dość nowoczesne. Do tego pierścionek z terkoczącym mechanizmem zapadkowym, ruchoma brosza w kształcie wahadła… Mój promotor uważał, że jest to ciekawy kierunek, że warto pójść w tę stronę. Potem zdobyłem dożywotnie uprawnienia artystyczne, wraz z nimi możliwość rozliczania się według innych stawek podatkowych i dostęp do przydziałów srebra, o które wówczas było ciężko.

? Dziś też nie jest lekko ? w końcu biżuteria nie jest artykułem pierwszej potrzeby…

? Jest raczej artykułem ostatniej potrzeby, stąd każde, najmniejsze nawet załamanie rynku jest od razu odczuwalne ? ludzie po prostu zaczynają oszczędzać i nie kupują błyskotek… Nie można też zaprzestać tworzenia ? zmienia się moda i gusta, wciąż trzeba za nimi nadążać. Ewoluuje nie tylko forma, ale i materiały ? coraz więcej w biżuterii artystycznej tworzyw sztucznych. Trzeba ciągle wymyślać coś nowego, sprawdzać, czy to się podoba, zmieniać, rozwijać, eksperymentować.

? Przeszedłeś długą drogę do miejsca, w którym jesteś. Skąd się biorą złotnicy?

? W moim pokoleniu ? generalnie z przypadku… Wśród kolegów mam na przykład geografa, historyka, sam jestem inżynierem automatyki. Dziś jest z tym łatwiej niż kiedyś ? jest kilka szkół wyższych, obleganych ? co ciekawe ? przez kobiety. Dziwne o tyle, że tradycyjne złotnictwo to ciężka praca ? wiecznie pokaleczone ręce, cera zniszczona przez opary, skóra dłoni przez kwas, trzeba mieć dość silne i wytrzymałe ręce. Może dlatego pracują w nietypowych materiałach i technikach ? i może właśnie dlatego wygrywają obecnie większość konkursów na biżuterię artystyczną, wnosząc powiew autentycznej świeżości. Sprawę ułatwiają też nowoczesne technologie ? dziś biżuterię można projektować na komputerze, uzyskując przy użyciu ploterów 3D woskowe modele, które później wystarczy odlać w metalu. Złotnikowi pozostaje delikatne wykończenie…

? Czyli złotnik, w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, to gatunek na wymarciu?

? Mało kto dziś w Polsce tworzy tańszą, popularną biżuterię srebrną ? azjatycka produkcja wykończyła rzemieślników.
W Stowarzyszeniu Twórców Form Złotniczych zrzeszonych jest około 100 osób. Poza stowarzyszeniem działa może drugie tyle…

? Koledzy z branży żartują, że żadnemu konkursowi nie odpuścisz…

? Dlaczego nie? W końcu od tego jesteśmy, żeby podejmować takie wyzwania, udowadniać swoją wartość. Nie wyjdzie? Trudno, niejeden konkurs w roku ogłaszają, trzeba próbować dalej. Startuję średnio w trzech takich konkursach w roku. Prace konkursowe można było oglądać w Wołominie, Galerii przy Fabryczce ? wystawialiśmy tam wraz z kolegami z STFZ między innymi prace z konkursu EKO i BIŻART.

? Sukcesów więc życzę.

 

Prace Wojtka Rygało można
zobaczyć na stronie www.woytek.pl.
Rozmawiał Łukasz Rygało