W godzinach pracy ? dyrektor Ośrodka Kultury i Sportu w Zielonce, po godzinach ? klezmer, taki przez duże ?K?. Z Robertem Smoderkiem o tradycji i muzyce klezmerskiej rozmawia Łukasz Rygało.
? Dziś słowo ?klezmer? ma znaczenie raczej negatywne ? oznacza chałturnika, muzyka nastawionego wyłącznie na zysk, niedbającego o poziom swego rzemiosła. To mocno krzywdzące dla prawdziwych klezmerów…
? Zdecydowanie! Niegdyś ? w tradycji żydowskiej ? byli to rzeczywiście grajkowie, muzykanci, których umiejętności były przekazywane z ojca na syna, zaś sama muzyka klezmerska była wówczas chlebem powszednim ? towarzyszyła ludziom podczas uroczystości religijnych i świeckich, wypełniała czas wolny. Współcześni klezmerzy mogliby się więc trochę obrazić z powodu takiego określenia, w większości wypadków są to bowiem muzycy, którzy swojej muzycznej edukacji poświęcili naprawdę wiele czasu i energii. Przykładem jest choćby właśnie zespół Klezmersi, który współzałożyłem kilkanaście lat temu i w którym gram do dziś ? wszyscy jego członkowie są absolwentami Akademii Muzycznej. Idea klezmerskiego grania pozostaje jednak wciąż ta sama.
? Diaspora była rozproszona po całej Europie ? czy muzyka klezmerów z różnych obszarów kontynentu różni się w związku z tym?
? Muzyka nie zna granic… Oczywiście, różnice były i są nadal znaczne: zupełnie inaczej brzmi muzyka chasydzka, a inaczej sefardyjska, z rejonów Hiszpanii, inaczej grali Żydzi mieszkający w Polsce czy na Ukrainie, a inaczej mieszkający w Niemczech. Wynikało to z ówczesnego przenikania się kultur i społeczności ? przecież żydowscy muzycy współpracowali z innymi, słuchali ich muzyki, często tworzyli razem zespoły, musieli więc poznać utwory spoza swojego kręgu kulturowego, dostosować nieco swoje granie do gustów innych słuchaczy. Dzisiaj słuchanie muzyki klezmerskiej to jak wielka, muzyczna podróż po kontynencie…
? Zespół Klezmersi, którego jesteś założycielem, istnieje od kilkunastu lat, jego skład jest bardzo stabilny. Jaką drogą doszedłeś do tego miejsca w swojej muzycznej karierze?
? Mój dziadek próbował uczyć mnie gry na skrzypcach, ojciec świetnie gra na akordeonie, jego siostra grała na perkusji ? dom zawsze był pełen instrumentów i muzyki. Siłą rzeczy trafiłem więc do szkoły muzycznej, a tam dostałem do rąk klarnet… Nie rozstawałem się z nim na kolejnych szczeblach muzycznej edukacji i dotarłem do Akademii Muzycznej, gdzie oczywiście grałem na co dzień w orkiestrze symfonicznej, w zespołach kameralnych, namiętnie słuchałem jazz fusion.
W Akademii zacząłem również grać w zespole pieśni i tańca, gdzie zetknąłem się z muzyką opartą na folklorze. Graliśmy wówczas w niewielkim, kilkuosobowym składzie i pomalutku, drogą ewolucji, zaczęliśmy rozszerzać repertuar. W 1998 r. z wirtuozem akordeonu i pedagogiem Robertem Kuśmierskim założyliśmy zespół, w którym dziś grają z nami jeszcze Damian Orłowski ? skrzypek i koncertmistrz Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego oraz aranżer, kompozytor i kontrabasista Michał Lamża, związany również z zespołami Leonoff i Płyny. Wszyscy jesteśmy absolwentami Akademii Muzycznej.
? Należy tu chyba wyjaśnić ? nie gracie wyłącznie muzyki żydowskiej, kultywujecie natomiast ideę klezmerskiego grania.
? Na akustycznych instrumentach gramy muzykę inspirowaną utworami z różnych rejonów Europy, w której słychać wpływy wielu kultur. Wprawne ucho wychwyci elementy muzyki cygańskiej, bałkańskiej, polskiej, węgierskiej, rosyjskiej, rumuńskiej i ukraińskiej. Tak jak nasi poprzednicy, chcemy towarzyszyć ludziom w ważnych dla nich momentach, dawać słuchaczom radość, choć czasem skłonić też do zadumy…