Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki ? mówi stare przysłowie występujące i w polskim, i w węgierskim języku. Oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi. My zaś, mieszkańcy Wołomina, słabość do Madziarów mamy chyba jeszcze większą, aniżeli pozostali nasi rodacy. Sympatia to o tyle krzepiąca, że i zechcieliśmy, w imieniu wszystkich Polaków, okazać swą solidarność z naddunajskim narodem. Tak przynajmniej zdaje się sądzić nasz Urząd Miasta, organizując Wieczór Solidarności Polaków z Węgrami.
Obecna sytuacja polityczna na Węgrzech jest co najmniej niewygodna dla wszelkiej nobilitacji historycznej przyjaźni obu narodów. Z jednej strony jakiś zaprzeszły sentyment i być może niepokój o losy demokracji na madziarskich ziemiach, z drugiej zaś ? wprawiające w zakłopotanie doniesienia o demonstracjach setek tysięcy ludzi (według niektórych źródeł nawet i miliona) popierających rządy Viktora Orbána.
Skrępowanie to nasze jest, a może być powinno, tym bardziej uzasadnione, że nie dalej jak parę miesięcy temu to właśnie Węgry przedstawiano nam jako państwo umiejętnie obchodzące się z kryzysem gospodarczym. Samego zaś premiera Orbána jako odważnego patriotę, który w trosce o kraj nie boi się podejmować niepopularnych decyzji. Dziś wiemy, że zachwyt nad przewodniczącym Fideszu był zdecydowanie przedwczesny i, co ważniejsze, zupełnie nieuzasadniony.
Mając w pamięci fakt, że za niecałe dwa miesiące przypada Dzień Przyjaźni Polsko-Węgierskiej obchodzony w obu państwach, jeszcze bardziej dziwić może organizacja przez wołomiński Urząd Miasta wieczoru solidarności. Uzasadnione jest wrażenie drobnego faux pas popełnionego przez inicjatorów wydarzenia, z posłem Jackiem Sasinem oraz burmistrzem Ryszardem Madziarem na czele. Podczas kiedy Europa z niepokojem zerka na Budapeszt, obawiając się zrzucenia przez Węgrów płaszcza demokracji, Wołomin się z nimi solidaryzuje. W czym? W pogrążeniu błędnymi decyzjami premiera? Czy może w wiwatach na cześć dalekiego od demokratycznego stylu uprawiania przezeń polityki? Brzmi to co najmniej niezręcznie o tyle, o ile nieznane pozostają intencje Urzędu Miasta.
Oczywiście ani Europa, ani też Polska w swej okazałości zapewne nie dowie się o pomyśle firmowanym nazwiskiem wołomińskiego burmistrza. Na szczęście pozostanie to prawdopodobnie kwestią do dyskusji tylko wewnątrz naszego własnego poletka. Może to i lepiej. Już widzę komentarze, jak to mieszkańcy Wołomina wpierw Madziara na burmistrza obrali, teraz zaś oczy jak pięć złotych robią na widok Orbána w telewizji. Nie, dziękuję. To nie dla mnie.
Trawestując prezydenta Stanów Zjednoczonych, zdaje się, że dziś wszyscy jesteśmy Madziarami. Interpretację tych słów pozostawiam każdej i każdemu z nas osobno, bo i Madziar w owym zdaniu Madziarowi nierówny, zaś znaków zapytania oraz niezręczności w urzędniczej inicjatywie, jak to ostatnio się zdarza, co najmniej parę się znajdzie.