?Jak tu pięknie!? ? wykrzyknął mój znajomy Warszawiak, gdy po raz pierwszy przyjechał do jednego z podwarszawskich miasteczek. W miasteczku wciąż widać ślady kilkudziesięciu lat totalitaryzmu, kryzysów gospodarczych, bałaganu i niedbałości.
W Polsce coraz więcej ludzi ucieka z wielkich miast. To prawidłowość, o której od dawna wiedzą mieszkańcy Zachodu. Najbardziej ten proces widać w Ameryce. Większość Amerykanów nie chce mieszkać w blokowisku ? nawet luksusowym. Chcą mieszkać we własnych domach z ogródkami. Developerzy budują dla nich seryjnie i masowo osiedla, kilometry kwadratowe często jednakowych domków. Do swojego własnego można trafić tylko po numerze. Nie są to jednak osiedla uważane za najbardziej atrakcyjne. Amerykanin chce również wykrzyknąć ?Jak tu pięknie!?, gdy po pracy w wielkim mieście wraca do swojej okolicy. Chce być lokalnym patriotą. Nie wystarcza mu, że jest mieszkańcem i obywatelem supermocarstwa. Chce jeszcze mieć małą ojczyznę, żeby mógł ją kochać i ulepszać.
Dlatego mieszkańcy amerykańskich wielkich miast odkrywają dawne miasteczka a nawet wioski na przedmieściach. Dawne ryneczki, ratusze, wiejskie poczty, szkoły czy kościółki są zabytkami, ale nie zachowywanymi z przymusu ? bo tak nakazuje prawo, a konserwator zabytków straszy prokuraturą. Są zachowywane dlatego, że nadają ducha miejscu. Nie jest ciekawie mieszkać w domku nr 1643 pośrodku dawnego krowiego pastwiska o powierzchni tysiąca hektarów, w miejscu pozbawionym ducha. Tam gdzie Amerykanie nie potrafią znaleźć nic z przeszłości, budują coś na wzór, na przykład rynek imitujący swoim planem zabudowy zabytek. Taki rynek jest czasem zwykłym centrum handlowym. Dodatkowo pełni jednak funkcje publiczne. Posiada obiekty sportowe i rozrywkowe. Jest miejscem, w którym warto bywać, ośrodkiem wspólnego życia społeczności. Amerykanom przyświeca zasada, że jeśli nie odkryjemy ducha miejsca, powinniśmy stworzyć go od fundamentów ? nawet na prerii czy skalistej pustyni. Stare miasteczka i wioski Amerykańskie nabierają nowego życia. Nowi mieszkańcy i wybrane przez nich władze samorządowe restaurują i dopieszczają wszystko ,co tworzy atmosferę miejscowości i zapewnia jej unikalność. Na rynku przed ratuszem często stoi pomnik lokalnego bohatera, założyciela czy patrona ich ziemi ? małej ojczyzny. Zawsze jest lokalne muzeum, a wszędzie pełno jest lokalnych symboli i flagi. Każda miejscowość ma zwykle swój kwiat, maskotkę, czy zawołanie. Wiele z tego można spotkać i w miejscowościach wokółwarszawskich. Istnieją rynki i ratusze, pomniki i muzea, ale niestety nie są doceniane. Niszczenie struktur społecznych przez długie dziesięciolecia komunizmu, a wcześniej wojen i zaborów spowodowało, że Polak najczęściej za małą ojczyznę uznaje tylko swój dom, czy mieszkanie.
Wielu Warszawiaków wyprowadza się z blokowisk i zadymionych spalinami kamienic w centrum. Przenoszą się do domu z ogródkiem, ale nie bardzo wiedzą gdzie- w jakiej żyją miejscowości, w jakiej gminie i powiecie. Nowy mieszkaniec nawet, gdy już wie gdzie są lokalne urzędy, bo musi na przykład zarejestrować samochód, lub się zameldować, wciąż nie ceni swojego nowego miejsca zamieszkania. Żyje wszędzie czyli nigdzie, nie zapuszcza korzeni i nie dba o otoczenie. A gdy dbających jest mało a obojętnych wielu, nikt nie wykrzyknie ? ?jak tu pięknie!?. Trzeba stworzyć miejsca, które przyciągną nowych i starych mieszkańców i stworzą im szansę by się spotkać. W większości takie miejsca już istnieją, wymagają tylko odświeżenia.
Większość wokółwarszawskich miejscowości była kiedyś zaplanowana. Nie wszystkie, bo niektóre powstały jako chaotyczna zabudowa dwóch stron szosy, albo pola sprzedanego developerowi przez rolnika. Jednak w wielu miasteczkach zachował się przynajmniej kształt rynku, ratusz, lub miejsce po nim i innych reprezentacyjnych budynkach. W wielu znajdują się piękne, ale zapuszczone dworce kolejowe. To wszystko jest pokryte grubą warstwą kurzu złej historii. Żeby ożywić ducha miejsca trzeba oczyścić piękne zabytki i przywrócić im dawny blask. Nie kawałek po kawałku, ale wszystkie naraz. Inaczej poprawa będzie trudno dostrzegalna. Piękny kościół czy park pośród brzydkiego sąsiedztwa nie zrobi na nikim wyjątkowego wrażenia. Takie całościowe odnowienie, nazywa się rewitalizacja ? czyli ponowne nadanie życia. Niektóre wsie i miasta w Polsce zdobyły się na ożywianie swoich przestrzeni publicznych o własnych siłach. Niestety rzadko kiedy jest to możliwe, ale miejsca, w których się udało, stały się atrakcyjne i przyciągają ludzi z całego kraju. Tak jest na przykład w Kazimierzu Dolnym i Sopocie.
Unia Europejska, mądrością bogatej kultury i historii zachodniej Europy wie, że duch miejsca i estetyka są potrzebne Europejczykom, a miejscowości o zaniedbanym, zniszczonym centrum są tego ducha pozbawione. Dlatego w ramach funduszy rozwojowych zarezerwowano środki na rewitalizację centrów i śródmieść miast i miasteczek. Projekty nie mogą obejmować pojedynczych obiektów, ale całe rynki, a nawet więcej. Projekt rewitalizacji może obejmować dziesiątki ulic i setki budynków. Ważny jest końcowy efekt. Żeby stojąc pośrodku wszędzie dookoła widziało się piękno. Tylko najbardziej ambitnym i sprawnym uda się je podjąć i zrealizować. O Kazimierzu Wielkim mówi się, że zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną. Tylko o niektórych wójtach, burmistrzach i prezydentach miast będzie można powiedzieć, że zastali swoją gminę czy swoje miasto brzydkie i bezduszne, a zostawili piękne i zrewitalizowane.
Ciekawy temat, ale ten artykuł mógłby równie dobrze być zamieszczony w jakiejś gazecie ogólnopolskiej lub wydawanej w Kazimierzu czy Sopocie. Jest tak uniwersalny i ogólnikowy.
Proszę opisać to w kontekście naszego regionu: jak to wygląda w Wołominie, Kobyłce itp. Co myślą i co robią z tym władze lokalne w naszych małych miasteczkach. O tym chyba chcą czytać mieszkańcy…
Jedyny artykul w wydaniu, ktory przeczytalem z ciekawoscia i uznaniem dla autora. Mi jednak tez brakuje konkretow. Zatem kilka konkretow z Kobylki:
1) sa inicjatywy dotyczaca Bitwy pod Warszawa – i dobrze. Ma tez powstac muzeum parafialne – tez dobrze (choc wydaje mi sie, ze tylko dlatego, ze inaczej nie zabrano by funduszy na remont piwnic kosciola Sw. Trojcy – UE nie daje na koscioly). Odrestaurowano odnaleziona po latach zabytkowa tablice na kapliczce obok ww. kosciola.
2) reszta to negatywy: na cmentarzu w Kobylce pare lat temu byly nagrobki prawoslawne – czesc historii tego miejsca. Teraz mamy nowy lastrykowe pomniki. Wiem, ze po jakim czasie wygasa prawo dzierzawy grobu – ale tutaj mielismy do czynienia z kawalkiem historii tego miejsca. Ciekawe, gdzie sa zabrane plyty nagrobne?
Obok kosciola sw. Trojcy posiadlosc koscielna jest opasana murem. Przy okazji poszerzania ul. Zaluskiego stary mur ceglany zamieniono na brzydki mur z klinkieru, ktory nie tylko byl kosztowny, ale i nie pasuje do otoczenia – tynkowanego barokowego kosciola i zabudowan koscielnych. Przy okazji takze zniszczono jeden z dwoch zachowanych na terenie Kobylki pro-radzieckich napisow propagandowych z okresu II wojny św.
Owszem, ciekawy aspekt, ale ja widzę wiele ciekawszych wątków, jakie się porusza na łamach tego pisma