Szymon Plasota
Miło czasami powspominać dawne czasy. Kiedy wracam pamięcią do lat dzieciństwa i przypominam sobie jak wtedy wyglądał Wołomin, z niewiadomych przyczyn na pierwszym planie zawsze widzę ulicę Prądzyńskiego. O ile dobrze pamiętam, w latach 80. stał przy niej wóz z grami, który przyciągał młodych zwolenników tej formy spędzania czasu. W pobliżu, w budynku dzisiejszego Starostwa znajdował się komitet PZPR a tuż obok niego rozpościerała się polanka z owocowymi drzewkami. Idąc dalej w stronę ulicy 1 Maja, naprzeciwko Szkoły Nr 5 również była polanka dochodząca do ul. Legionów, która często służyła jako doskonała kryjówka podczas wagarów, bądź po prostu jako miejsce odpoczynku dla mieszkańców pobliskiego osiedla.
Dzisiaj niewiele zostało z tej zieleni. Drzewa wycięto a na ich miejscu powstały nowe domki i zamknięte blokowiska. Polanki z wozem też już nie ma, za to mamy parking i sąd. Wszystko się zmienia i to nie byle jak bo na plus. Pojawiają się nowe sklepy, nowe osiedla, Wołomin przechodzi metamorfozę, mimo różnych opinii na temat tego miasta, wciąż przybywa nowych mieszkańców, inwestycji i wypada się tylko z tego cieszyć. Mimo tego trochę smutne wydaje się, że z łatwością, pozbywamy się polanek, trawników i drzew, które przez tyle lat cieszyły nasz wzrok. W ostatnim czasie, zupełnie niezrozumiałe jest to, dlaczego Plac 3-go Maja, z oazy zieleni został przerobiony na betonową pustynię. Prace są wciąż w toku, jednak wg. planu trawników tam będzie jak na lekarstwo. Dzisiaj stojąc na środku tego placu, wydaje się on być wręcz łysy i w żaden sposób nie pomagają mu nawet pomniki. Czegoś brakuje i tym czymś jest zieleń. Ona w jakiś sposób uspokaja, pozwala się zrelaksować – jest żywa, w przeciwieństwie do zimnego, martwego i obcego człowiekowi betonu.
Bardzo mnie cieszy powstawanie nowych blokowisk, zwiększająca się liczba mieszkańców Wołomina, tylko gdzie ci ludzie, będą, w przyszłości, mogli odpoczywać? Nasze miasto, jest sypialnią Warszawy, tylko po co doprowadzać to do skrajności? Gdzie dzisiaj można iść w Wołominie na niedzielny spacer? Ostatnio zastanawiałem się nad tym i w rezultacie wraz z dziewczyną obeszliśmy spory kawałek miasta i niestety nie znaleźliśmy odpowiedniego miejsca, gdzie można usiąść i przez chwilę oderwać się od codzienności. Może to tylko moje subiektywne wrażenie, ale brakuje mi tych polanek i w żaden sposób nie zastąpią tego coraz to nowe puby czy kafejki, gdzie trzeba zainwestować już określone fundusze w chwile wytchnienia – oczywiście też z daleka od przyrody.
Betonowa pętla powoli zaciska się wokół naszych szyi. A przecież wystarczyłoby by władze zajęły się wołomińskimi terenami zieleni i doprowadziły je do takiego stanu by mogły być miejscami rodzinnego wypoczynku a nie tylko wielbicieli spożywania alkoholu pod gołym niebem. Skoro nie sposób nie zauważyć rozwoju naszego miasta, niech on będzie chociaż zrównoważony. Stawianie na ilość nie jest dobrą polityką, zwłaszcza gdy jakość wzbudza coraz więcej zastrzeżeń.