Edward M. Urbanowski
Zanika fantazja ułańska w narodzie. W Wielką Niedzielę o świcie, zazwyczaj, drżały mury kościołów, włączały się alarmy w samochodach i wypadały szyby z okien. Ale nie w tym roku. Kilka „grzecznych” petard i nic. Cisza o świcie! Nie inaczej było w świąteczny poniedziałek. Wystarczył deszczyk a na naszych ulicach już nie było chłopców z wiaderkami wody. Widziałem za to kilka dziewczyn, bez parasolek, brodzących niczym kanie po mokrych chodnikach. W angielskiej gazecie „Financial Times” profesor Jan Winiecki nazwał rządzących w Polsce narodowymi bolszewikami. Mocne określenie, ale solidnie uzasadnione, bo nikt się nie odważył publicznie polemizować z profesorem. Podzielam ten pogląd, bo atmosfera w kraju coraz bardziej przypomina mi – opisaną przez Josepha Hellera – żołnierską stołówkę w okresie walki z bolszewizmem w pewnej amerykańskiej jednostce wojskowej. „wejście blokuje mur oficerów czekających w kolejce na podpisanie deklaracji lojalności. Na drugim końcu kontuaru, przy którym wydawano posiłki, grupa wcześniej przybyłych, z tacami w jednej ręce, ślubowała wierność sztandarowi, żeby móc zająć miejsca przy stolikach. Ci, co przybyli jeszcze wcześniej i siedzieli już przy stolikach, śpiewali Gwiaździsty Sztandar, żeby móc skorzystać z soli, pieprzu i keczupu.” Fantazja autora? Oto nad Wisłą, w pewnym urzędzie administracji państwowej, urzędnicy – za namową przełożonych – regularnie składają na siebie meldunki wiedząc, że jest to pewna droga do otrzymania premii czy okresowej nagrody. Jeżeli taki system, bez przeszkód, funkcjonuje w polskiej administracji, to oznacza, że jest na to przyzwolenie rządzących. Czyż nie inaczej funkcjonowali bolszewicy? Ale dajmy sobie spokój z moralnością w życiu publicznym. Nigdy jej tam nie było. Sensownie chyba będzie zastanowić się nad tym, co należałoby zrobić w naszych miastach, by stały się piękniejsze i wygodniejsze. W Wołominie problemem staje widoczna już nierównowaga w rozwoju infrastruktury usługowej pomiędzy północną a południową częścią miasta. W południowej, czyli tu gdzie jest urząd miasta, są wszystkie duże sklepy, urzędy czy poczta. I nie w tym tkwi problem, po której są stronie torów, ale w trudnościach jakie napotykamy próbując przez nie przejść. Miastu brakuje kilku bezpiecznych, dobrze oznakowanych, przejść przez tory. I nie mam tu wcale na myśli schodów, bo trudno mi sobie wyobrazić starsze osoby wspinające się po nich z ciężkimi siatkami. Chodzi mi raczej o zbudowanie wygodnych chodników i systemu świateł i sygnałów dźwiękowych gwarantujące bezpieczne przejście przez tory. A gdzie i ile tych przejść miało by powstać, to widać gołym okiem na udeptanej ziemi. Drugim ważnym tematem, jaki należałoby rozwiązać w Wołominie, to brak muszli na letnie koncertowanie. Doktor Jacek Krzemiński, przed laty, proponował wybudowanie takowej na stokach wzniesienia przy „Domu nad łąkami”, czyli przy Muzeum Zofii i Wacława Nałkowskich. Zaletą tego pomysłu jest to, że taka budowla pociągnęła by za sobą rozwój „pogranicza” pomiędzy naszymi miastami, jak chociażby budowa alei spacerowej od Kobyłki do ronda Fieldorfa w Wołominie.
Ale póki co, w Wołominie, w oparciu o paragraf 22 regulaminu, pewne siły robią bardzo dużo, by nic nie powstało a krzywe ścieżki, były jeszcze bardziej powyginane. Naturalnie, ku chwale Związku Radzieckiego.
Napisał pan ” W angielskiej gazecie „Financial Times” profesor Jan Winiecki nazwał rządzących w Polsce narodowymi bolszewikami. Mocne określenie, ale solidnie uzasadnione, bo nikt się nie odważył publicznie polemizować z profesorem.” co jest oczywistą nieprawdą. Gdyby pan czytał coś więcej niż własną gazetę doczytał by się pan polemik w dowolnej ilości. W WSI(TVN)24 senator Romaszewski pojechał po panu Winieckim jak po „łysej kobyle” bo okazało się, że p. Winiecki nie czytał tego co krytykował. Dla mnie najbardziej śmieszne to, kiedy nawrócony w 1989 roku komunista jakim był p. Winiecki zarzuca komuś bolszewizm. Widać, że towarzystwo imienia św. Judasza ma ogromnego stracha.
pańskie felietony to bagno
Świetny pomysł – muszla koncertowa im. rodziny Wojakowskich. Brawo. Ciekawe, kto będzie w niej sprzątał, odamlowywał po kolejnych zniszczeniach i bazgrołach na ścianach tylko po to, żeby ktoś mógł szarpnąć kilka złotych za występ z orkiestrą. Dirt Park to za mało?
mówiłem już, że autor pisze o niczym? Pana jakieś prywatne rozterki są poruszane na łamach tego kolorowego pismaka. DO całej redakcji. Nie wstyd wam za tego autorzyne?