Edward M. Urbanowski
Wystarczyło kilka ciepłych, słonecznych dni i już się zazieleniło nie tylko w głowach. Chce się żyć, zaczynamy planować i patrzymy w przyszłość. Wsparciem dla naszych rozważań jest nadzieja, jaką otrzymaliśmy o świcie przed dwoma tysiącami lat. To obietnica życia, tego daru, którego pod żadnym pozorem nie powinniśmy odrzucać czy niszczyć.
W ostatnim miesiącu, nasza mała społeczność przeżywała ciężkie chwile. Trzech młodych ludzi tragicznie zmarło, inni, niczym sępy, zrobili na tym wydarzeniu pieniądze i popularność, a moralni sprawcy tej tragedii, już zapomniani, cieszą się wiosną i dobrym humorem. Gdy tylko wyjechały z Wołomina wozy transmisyjne radia i telewizji, szybko zaciągnięto nad tą sprawą zasłonę milczenia, bo przecież nikt nie poczuwał się do współodpowiedzialności czy dawania przyzwolenia. Dla ogółu jest to tajemniczy, obcy świat. To „oni” są winni, to „oni” są źli. Nie do końca, moim zdaniem, jest to prawda. Nie wnikając w szczegóły, powiem krótko: Bez spuszczania wzroku i odwracania głowy, do tej tragedii by nie doszło. Być może zbyt dużo oczekuję od innych. Zgoda. Posłużę się więc przykładem, by wyrazić to jaśniej. Czy jeszcze pamiętamy, że jesienią ubiegłego roku na osiedlu Niepodległości w Wołominie, na tym samym, gdzie padły pierwsze strzały w tej tragedii, nieznani osobnicy kolportując „Gazetę Wołomina” z kłamstwami o znanych osobach w mieście pogwałcili prawo? Było wszczęte dochodzenie celem ustalenia twórców tej anonimowej gazety i pociągnięcia ich do odpowiedzialności. Nie przyniosło ono, niestety, wyjaśnienia tej zagadki. Nikt nic nie widział. A przecież ktoś to napisał, ktoś to wydrukował, ktoś te tysiące egzemplarzy dostarczył do mieszkań. Na tak wielkim osiedlu, okazało się, że można było zrobić wszystko, nie wzbudzając zainteresowania mieszkańców. Czyżby? Nie wierzę, że tak mogło być. Kolportujący „Gazetę Wołomina” są zapewne znanymi osobami na osiedlu. A to, że złamali prawo, to w oczach ich sąsiadów, „tylko drobiazg” nie warty, by o tym głośno mówić. I może jest to odpowiedź, chodź w części, dlaczego tak łatwo doszło w naszym mieście do tych zabójstw. To nie jest oskarżenie, a myśl, która powinna wzbudzić w nas refleksję w chwilach wielkopostnej zadumy.
W niedzielę byłem, na zaproszenie „Radzymińskiego Forum”, na spotkaniu burmistrza Zbigniewa Piotrowskiego z mieszkańcami miasta. Zabrakło miejsc w hali sportowej. Po długiej dyskusji, wybranych zostało kilka zadań inwestycyjnych, na których szczególnie zależy mieszkańcom. Burmistrz zobowiązał się publicznie, że je zrealizuje. Tak było w Radzyminie. A w Wołominie? Wbrew widocznym faktom, czyli wykonanej pracy, ogłoszono w gazetach, że burmistrz Jerzy Mikulski nie zdąży przebudować centrum miasta a starosta Maciej Urmanowski nie doprowadzi do modernizacji drogi do Warszawy. Jeżeli założymy, że te gazety są głosem opinii publicznej, to stało się chyba jasne, że w naszej społeczności jest liczne środowisko wyznające zasadę: czym gorzej dla ogółu, tym lepiej dla nas. To przegrani, którzy liczą na to, że rozczarowane społeczeństwo odda na nich głosy tylko dlatego, że przepowiedzieli nam złą przyszłość. Ale to nie jest żart. Urażona ambicja tych ludzi, postawiona została nad interes miasta i powiatu. Straszne! To druga myśl wielkopostnych rozważań, nad którą, moim zdaniem, powinniśmy schylić głowę.