Joanna Zaniewska-Janusz prezes Fundacji w Obronie Zwierząt ?MAJA?,
codziennie walczy z ludzką bezmyślnością i znieczulicą. Pomaga bezdomnych psom i kotom z terenu Zielonki znaleźć domy adopcyjne.
– Jak dokładnie wygląda Pani działalność w Fundacji?
– Obowiązkiem naszej fundacji jako organizacji pozarządowej jest wspieranie działań gminy w zakresie opieki nad bezdomnymi zwierzętami. Opieka ta stanowi bowiem zadanie własne gminy. Chciałabym na szerszą skalę niż dotychczas podejmować działania tam gdzie zwierzęta są maltretowane. Ludzie, przez działania, których zwierzęta cierpią (często właściciele psów i kotów) bronią się na wszystkie możliwe sposoby przed uniknięciem kary za swoje czyny. Robią to w sposób nieetyczny, zaprzeczają faktom by uniknąć odpowiedzialności.
Założyłam Fundację, żeby wesprzeć działania dla dobrostanu zwierząt w gminie Zielonka. To jest mój główny cel. Od trzech lat prowadzę lekcje dla dzieci i młodzieży, na temat ochrony zwierząt. Efekt tych lekcji jest zadowalający. Poprzez show jakie im prezentuję wiele zapamiętują. Edukacja jest bardzo ważna. Pozwala na powstrzymanie zła, jakie coraz częściej możemy zaobserwować.
Jestem otwarta na pomoc osobom, które mają problem z psem. Zawsze służę swoją radą i pomocną ręką. Moim głównym celem jest znalezienie bezdomnym psom i kotom domów zastępczych.
Praca w fundacji jest ciężka. Wspiera mnie wiele osób nie tylko z Zielonki tworząc domy zastępcze.
– Działa Pani tylko w Zielonce?
– Wspieram przede wszystkim tę gminę. Niestety nie mam siły i wystarczających środków by działać na większą skalę. Świata nie zbawię i nie mam takiego zamiaru. Jeśli w wokół mnie dzieje się zło staram się temu przeciwdziałać. To jest cała filozofia. Władze samorządowe są bardzo życzliwe dla naszych działań. Lata przez które tutaj początkowo nieśmiało pokazywałam co można zrobić, utrwaliły przekonanie o słuszności tego co robię. Mamy się czym chwalić, pieniądze podatników wydawane są zgodnie z przeznaczeniem. Tych funduszy jest oczywiście za mało. Na wszelkie sposoby staram się uruchamiać inne środki, nawet własne.
– Czy fundacja współpracuje z jakimś schroniskiem?
– Jestem wielką przeciwniczką schronisk. Są to molochy, fabryki nieszczęścia. Nigdy z własnej woli nie mogłabym prowadzić schroniska, w wydaniu polskim oczywiście. Ideą fundacji są domy zastępcze (tymczasowe), z których zwierzęta kierowane są do adopcji (domy stałe). Zdarza się, że dom zastępczy staje się domem docelowym, gdzie zwierzę zostaje na zawsze,
– Dlaczego preferuje Pani taką formę opieki?
– Pewien znajomy lekarz zadał mi kiedyś to samo pytanie. Odpowiedziałam mu, że dobro wciąga tak samo mocno jak zło, uzależnia człowieka. Widząc co dzieje się ze zwierzętami bezdomnymi i maltretowanymi, jak nie mają żadnej szansy na obronienie się przed złem ze strony człowieka, nie potrafiłabym już ich zostawić własnemu losowi.
– Co dalej?
– Każdy dzień przynosi nowe wyzwania. Nie ma dnia żeby można było sobie coś zaplanować. Wystarczy jeden telefon, by wywrócić cały dzień do góry nogami. Bardzo ważne jest żeby ludzie oddawali zwierzęta do kastracji, dzięki czemu zmniejszy się liczba niechcianych istot.
Chciałabym, aby w przyszłości wzrosła liczba odpowiedzialnych adopcji, bo na dobrego opiekuna czekają nie tylko kundelki, ale i psy rasowe. Zwierzęta kierowane do adopcji są wykastrowane, zdrowe i w większości przypadków oznakowane mikrochipem. Cały czas mam nadzieję, że ustawa o ochronie zwierząt zmieni się na ich korzyść i będą one mogły godnie żyć.
– Kilka tygodni temu głośno było o swoistym konflikcie pomiędzy jedną z fundacji a lecznicą w Wołominie. Co Pani sądzi na ten temat?
– Jeśli chodzi o tragiczny los psa z lecznicy przy ulicy Sikorskiego w Wołominie, to z całą mocą mogę powiedzieć, że Fundacja Dla Ratowania Zwierząt Bezdomnych ?EMIR? podejmuje się najtrudniejszych spraw, w sposób zasadny i rzetelny. Nie mogę wypowiedzieć się na tematy medyczne, ponieważ nie miałam wglądu do dokumentacji medycznej tego psa. Tragiczny los tego psa nie jest niestety przypadkiem odosobnionym w tej lecznicy.
W tym roku zdarzyło się, że jeden z mieszkańców Zielonki znalazł ciężko pogryzionego psa (miniatura sznaucera) i omyłkowo zawiózł go do tej lecznicy. Kiedy psa stamtąd odbierałam widok był wstrząsający. Rany kąsane ociekały ropą, częściowo zasłonięte były sierścią zlepioną ropą. Odór był duży. Pies wymagał natychmiastowej hospitalizacji.
Rozmawiała Emilia Chąchira
Jedno przemyślenie nt. „W poszukiwaniu nowego domu”
Możliwość komentowania jest wyłączona.