Marcin Pieńkowski
Nagrodzona tegorocznym Oskarem społeczna psychodrama Gavina Hooda wyraźnie czerpie z utartych schematów zachodniego kina, ale dzięki swej egzotyce i paraliżującej zmysły widza sile przekazu, zachowuje autonomię i świeżość. Tytułowy bohater to nastoletni przestępca, młodociany desperat, duszący się w śmiertelnym uścisku biedy i traumy z dzieciństwa. Czynami Tsotsi kieruje zwierzęcy instynkt, wszak wychowała go miejska dżungla, w której panuje prosty kodeks amoralny – zabij bliźniego, okradnij go, a sam przeżyjesz. Zachowuje się jak drapieżnik, atakuje wszystko i wszystkich, atak jest równocześnie jego obroną. Jego ręce są splamione krwią, ale w jego oczach kryje się przestraszone dziecko, któremu los ofiarował na dziesiąte urodziny naładowaną broń. Jednak nie można traktować “Tsotsi” jedynie w kategoriach politycznego pamfletu, paradokumentalnego reportażu o nierównościach klasowych i zalewającej afrykańskie przedmieścia fali przestępczości. Tsotsi zakrada się do dzielnicy bogaczy i kradnie samochód z niemowlakiem na tylnym siedzeniu. Ten fabularny konstrukt nie raz był już wykorzystywany, ale raczej w komedii omyłek, aniżeli w wyrachowanym kinie psychologicznym. Nie jest to historia o tatusiu z przypadku, który nagle musi zmieniać brudne pieluszki i karmić malucha mlekiem z konserwy. “Tsotsi” to film o nauce bycia człowiekiem w świecie, gdzie życie ludzkie znaczy tyle, ile zawartość portfela. Jeśli nie oddasz go swojemu oprawcy, zostaniesz zasztyletowany w pociągu metra. Choć miejscami “Tsotsi” może razić powierzchownością i natrętnym moralizatorstwem, to świetnie sprawdza się jako łapiący za serce dramat o poznawaniu wartości ludzkiego życia przez “umierające” dziecko. Tsotsi uczy się widzieć i szanować świat. Wcześniej widział tylko zwykłe szkiełka zawieszone na sznureczkach (takie wykonuje jedna z bohaterek), nie dostrzegając różnokolorowych refleksów i cudnej walki światła i cienia. Podobnie będzie z oceną “Tsotsi” przez widzów. Jedni powiedzą, że jest to banalny obrazek z kroniki kryminalnej, który Hood stara się na siłę udramatyzować. Inni zobaczą w tym filmie wielowymiarową przypowieść o ponownych narodzinach.