Polską administrację zżerają dwie olbrzymie poczwary: nadmierna polityzacja struktur oraz korupcja. Co roku tracimy z tego powodu miliony złotych a co cztery lata potencjał ludzki w postaci osób, które z racji braku określonej sympatii politycznej idą na tzw. „odstawkę”.
Nie ma na świecie administracji państwowej, która nie miałaby związku z polityką. Problem naszego kraju polega jednakże na sile tego związku. Urzędnicy mają być użytecznym narzędziem w realizacji idei politycznych. Mają bezstronnie wspierać polityków, którzy posiadają legitymację narodu, bez względu na to z jakiej formacji się wywodzą. U nas wygląda to trochę inaczej. W Polsce funkcjonuje 19 ustaw, które zabraniają wybranym profesjom członkostwa w partii politycznej (N.I.K, IPN, KRRiT… itd) nie są one jednak w stanie prześwietlić „linii lojalności”, które w większości wypadków kierują się do suwerena-nadawcy tytułu (czytaj: roboty) to jest określonej partii. Przyjęło się nazywać takich wasali Partyjnymi Funkcjonariuszami Administracji Państwowej. Brzmi dumnie, prawda? Mało kto bierze na serio regułę, że o kwalifikacjach powinny decydować egzaminy oraz fachowa opinia przełożonych a nie namaszczenie ze strony rządzącej partii.
Powyborcze czystki są jednym ze złych przejawów rozumienia polityki. Model konfliktowy przeważa nad konsensualnym. Przeciwnika politycznego traktuje się jak wroga, a o ile pierwszego należy pokonać w uczciwej walce, to z drugim trzeba skończyć ostatecznie na drodze permanentnej eliminacji (np. z życia publicznego). Takie podejście wyklucza kompromisy i jakiekolwiek zaufanie. Generuje również adekwatne zachowanie u konkurencji. Tym sposobem wojna polityczna odbija się na administracji, która powinna być jednym ze stabilnych podpór państwa a nie polem walki. Warto odpowiedzieć sobie na pytanie zadane przez jednego z moich ulubionych felietonistów H. Martenke: „Dlaczego to co wspólne dane jest nielicznym, za to partyjnie ustosunkowanym? Dlaczego wolność obnaża nasza brzydotę, wredność, chciejstwo?
Walka z korupcją to podstawowa karta rozgrywek wyborczych. Jest ona wieczna, jak wieczna jest ludzka chciwość. Trudno również ją wykryć. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 5400 roku przed nasza erą. Pierwszy traktat na temat korupcji napisał indyjski minister ponad cztery tysiące lat temu! Niestety, wątpię czy uda się z nią wygrać „boskiemu” Kazimierzowi i Jarkowi K nawet w przeciągu 8 lat. Korupcja ma wiele oblicz i mutacji. Jedna z nich jest szczególnie niebezpieczna i silnie zakorzeniona w naszym państwie. Letaprywacja, bo o niej mowa, polega na traktowaniu przez funkcjonariuszy publicznych zasobów państwa jako dobra niczyjego, z którego w sposób oficjalny można czerpać korzyści materialne i organizacyjne. Dokonuje się tego poprzez mechanizmy prawne państwa, innymi słowy: tworzy się prawo korzystne dla siebie. Ma to miejsce w skali krajowej (np.: afera żelatynowa) ale tez może istnieć na poziomie gminy (powiedzmy, że jest parking, z którego mogą korzystać wszyscy, ale tylko urzędnicy za to nie płacą itp.).
Jakie skutki wywołuje korupcja? Generuje koszty fiskalne a przez to zmniejsza przychody państwa z podatków, ceł, prywatyzacji. Ogranicza inwestycje i wzrost gospodarczy. Uderza również bezpośrednio w szarego człowieka. W kraju, gdzie dostęp (czas!) do usług jest mierzony wielkością „daniny”, osoby biedne płacą najwięcej w stosunku do swych zarobków. Budzi to kryzys zaufania do instytucji publicznych (m.in. niszczenie dyscypliny podatkowej). Trudno się temu dziwić, bo niby jak ocenić władzę, która toleruje masowy system „przyspieszania decyzji”, zbierania „pocztu królów polskich”, „suwenirów”, „smerfów” itp. Niszczenie tego zdegenerowanego systemu wykupu usług różnych powinno opierać się na trzech działaniach. Politycy zwracają uwagę na ostatni z nich: ściganie korupcji. Bardzo medialny, szybki w skutkach, lecz mało wydajny (co z tego, że ukarzę urzędnika za jeden udowodniony czyn skoro popełnił ich kilkaset w przeszłości?). Trzeba położyć nacisk na wyszukiwanie luk w niejasnym prawie polskim (jest ich bardzo dużo) oraz zmianę mentalności ludzkiej.
Korupcję można podzielić na czarną, szarą i białą. Czarna polega na świadomym łamaniu prawa przez urzędnika, co jest karalne z całą surowością. Szara korzysta z luk w prawie. Jest moralnie naganna, ale wymyka się jednoznacznej ocenie prawnej. Biała zakorzeniona jest w obyczajach, polega na wykorzystaniu pozycji urzędniczej do realizacji celów pozasłużbowych. Sfera obyczajowa jest trudna do zweryfikowania: wiemy co się dzieje w służbie zdrowia i trudno jest, widząc jak podchodzi się do pacjentów, nie polepszyć swojej pozycji przez podarunek. Duży wpływ na zachowania ma tu kultura zakorzeniona w danym narodzie, społeczności. W Japonii urzędnik może przyjąć podarek (łapówkę?), jeśli jego wartość nie przekracza 5 tys jenów, a w Polsce? W Polsce za czasów II RP prof. Makarewicz powiedział: „ służbie państwowej nie poświęca się nikt kto chce dorobić się majątku”.
zgadzam się
Cieszę się, że moje przemyslenia znalazły swoich zwolenników i „poszły” w świat, ale sądzę, że wypadałoby jeszcze podać ich źródło.