Bardzo długi czas oczekiwania na wezwaną karetkę pogotowia zdarzył się w naszym powiecie nie raz. Próbowaliśmy wyjaśnić przyczyny. Czy w Wołominie brakuje karetek? Czy ktoś zawinił? Jak można zaradzić sytuacji w przyszłości?
Radny Maciej Łoś był świadkiem trzech zdarzeń, w których potrzebne było szybkie działanie ratownictwa medycznego, ale szybkości zabrakło. Działo się to w okresie zaledwie 2,5 miesiąca. W kwietniu zauważył, że mężczyzna zasłabł na ulicy Laskowej w pobliżu stacji w Wołominie. Ktoś z tłumu zaczął udzielać pomocy, a ktoś inny wezwał pogotowie. Radny obserwował sytuację przez długą chwilę. Karetki nie było. Nawet nie było słychać dźwięku, choć szpital jest blisko. Ponownie zadzwonił na 112. Wytłumaczono mu, że w szpitalu nie było akurat wolnej karetki, dlatego inna jechała aż z końca miasta, z drugiej strony torów. Po chwili przyjechały dwie.
W czerwcu ten sam radny był świadkiem kolejnych dwóch zasłabnięć. Pierwsze wydarzyło się znów na ulicy Laskowej. Zasłabła 90-letnia kobieta. Uderzyła głową o krawężnik, krwawiła.
– Przyjechała straż i zaczęła udzielać pierwszej pomocy, opatrywać rany – relacjonuje Maciej Łoś. – Po 20 minutach pojawiła się karetka, bo wracała z trasy z Radzymina. Minęło kilka dni i byłem świadkiem trzeciego przypadku zasłabnięcia mężczyzny na stacji PKP Kobyłka na końcu peronu. Ratownicy musieli długo biec, żeby dostać się do chorego od zaparkowanego ambulansu.
Okazało się jeszcze, że sanitariusze nie mieli przy sobie defibrylatora i znów musieli wracać do pojazdu i z powrotem.
Co by było, gdyby ofiara wypadku lub zawału czekała na karetkę 20 minut? Chyba nie musimy tłumaczyć. Czy możemy w naszym powiecie czuć się bezpiecznie z tak długim czasem oczekiwania na pomoc medyczną?
Niełatwo było zasięgnąć wyjaśnień całej tej sytuacji, ponieważ za karetki pogotowia nie odpowiadają szpitale, gminy ani powiaty, ale minister oraz jego przedstawiciel – wojewoda.
Dlaczego tak długo jechały?
– W wołomińskim szpitalu trwa właśnie przenoszenie oddziału diagnostyki obrazowej w nowe miejsce – tłumaczy lekarz dyżurny koordynator ratownictwa medycznego województwa mazowieckiego. – Karetki z Wołomina muszą więc wozić pacjentów z udarami i złamaniami do Warszawy. Czasami pogotowie jest wzywane do błahych spraw i to wydłuża czas oczekiwania. Lepiej jednak wezwać do nieistotnej sprawy niż przeoczyć poważną chorobę. Kolejnym powodem niepotrzebnego wzywania służb medycznych jest sztuczna inteligencja. Nowe samochody mają wbudowany system automatycznego powiadamiania służb ratunkowych o wypadku. W takie miejsce przyjeżdża wtedy policja, straż i pogotowie, podczas gdy finalnie może się okazać, że nikomu nic nie dolega. Jeszcze gorzej, gdy ten system wezwie wszystkie służby, one poświęcą swój czas, a okaże się, że… mechanik samochodowy podczas naprawy innej części niechcący naruszył wspomnianą instalację, a ona wezwała ratowników niepotrzebnie. To nie żart. Niedawno zdarzyła się również pechowa sytuacja, że medyczny śmigłowiec został automatycznie wezwany przez smartwatcha, który przypadkiem wpadł do jeziora – tłumaczy koordynator.
Widzimy więc, że nie wszystko, co nowoczesne, jest doskonałe.
Zespołów ratownictwa medycznego jest w Polsce o wiele za mało, bo tylko 1600, a wezwań jest mnóstwo. Cały system w kraju jest połączony. Do zdarzenia kierowana jest zawsze karetka, która ma na miejsce najbliżej. Do większych wypadków przyjeżdża kilka karetek, a pierwszy przybyły zespół zajmuje się ocenianiem, który przypadek jest najpilniejszy. Jeśli uważamy, że dojazd pogotowia trwał zbyt długo, czyli więcej niż 8 minut w mieście lub 15 poza miastem, możemy składać skargę do naczelnika wydziału zdrowia Starostwa Powiatowego w Wołominie lub zamieścić pytanie o wyjaśnienie we wniosku właśnie do wojewódzkiego dyżurnego koordynatora ratownictwa medycznego na e-maila wprm@mazowieckie.pl.
– Władze gmin i powiatów powinny również rozmawiać z samorządami wyższych szczebli, żeby inwestowano w karetki. Uważam że w Kobyłce i Wołominie niezbędne są drugie przejścia podziemne z drugiej strony peronu, nie tylko dla wygody mieszkańców, ale właśnie z powodu szybszego dotarcia do kogoś, kto potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. – podsumowuje Maciej Łoś.
Dzwonić, czy nie dzwonić – oto jest pytanie!
Kiedy widzimy wypadek, wielu z nas ma nadzieję, że po pogotowie zadzwonił już ktoś inny. Gdyby wszyscy tak myśleli, nikt nie wezwałby ratowników, dlatego należy wyrobić u siebie odruch jak najszybszego wzywania pomocy.
– Zawsze, kiedy coś nas mocno niepokoi, jeśli chodzi o zdrowie nasze i naszych bliskich, trzeba zadzwonić na numer 999. To skraca czas obsługi, ponieważ na infolinii 112 dyspozytor dopiero po zapoznaniu się z problemem przełącza nas do ratownika, a jemu musimy opowiadać drugi raz, co nas zaniepokoiło. Pod numerem 999 będzie z nami rozmawiać osoba z wykształceniem medycznym, oceni nasz przypadek, doradzi, gdzie się udać lub zdecyduje o wysłaniu do nas karetki – informuje lekarz dyżurny koordynator ratownictwa medycznego.
Najpierw bardzo krótko opisujemy, co i gdzie się wydarzyło. Z zasadami savoir vivre’u i z przedstawianiem się poczekajmy aż operator sam nas zapyta. Gdyby w trakcie rozmowy rozładował się nam telefon, a zaczęlibyśmy od przedstawienia się, nie mielibyśmy szans przekazać najważniejszej informacji.
Barbara Wiśniowska