Irena Kaleta była księgową, prowadziła też własną firmę w Łomiankach i Giżycku. Przeprowadzała się co kilka lat, zmieniała profesje ? dziś mieszka w Wołominie i żartuje, że została szklarzem.? Jak do tego doszło? Witrażystą nie zostaje się przypadkiem…
? To dość banalna historia… Mam taki charakter, że lubię zmiany. Po kilku latach stabilizacji czułam, że muszę coś zmienić, ale nie do końca wiedziałam co. Zadzwoniła do mnie przyjaciółka, która zajmowała się witrażami od lat, i powiedziała, że ma dla mnie propozycję, że musimy się spotkać i to obgadać. Pomyślałam wtedy, że zgodzę się na wszystko, co mi zaproponuje. Okazało się, że oczekuje ode mnie otwarcia firmy witrażowniczej i sprzedawania jej wyrobów. W rezultacie założyłyśmy spółkę, ale zastrzegłam sobie, że nie będę się zajmowała wytwarzaniem, tylko sprzedażą. Przez kilka lat tak to funkcjonowało, ale na dłuższą metę było nie do utrzymania ? działałyśmy w Pułtusku, dojazdy były wyczerpujące, w rezultacie rozwiązałyśmy spółkę. Zaopatrzyłam się wtedy w niezbędne narzędzia i… powstał pierwszy, nieco koślawy aniołek, którego mój mąż przechowuje do dzisiaj.
? Wykazywałaś wcześniej jakieś talenty plastyczne?
? W szkole średniej profesorka zobaczyła we mnie potencjał i widziała w tym moją przyszłość. Jako człowiek wówczas młody i rogaty sprzeciwiłam się tym sugestiom i poszłam zupełnie inną drogą. Pewnie gdybym nie była taka niepokorna, to byłabym w zupełnie innym miejscu w życiu… Kto wie ? może dziś byłabym początkującą księgową?
? Nie poprzestałaś jednak na małych formach…
? Najczęściej nasze realizacje mają kilka lub kilkanaście metrów kwadratowych. Bardzo chciałabym, aby witraż nie kojarzył się tak jednoznacznie z tematyką sakralną, określoną formą i kolorystyką. Szkło witrażowe daje niesamowite możliwości wyrazu artystycznego, a technika Tiffany?ego pozwala na jego swobodną realizację. Możemy tworzyć formy przestrzenne, wypukłe, formowane na specjalnych kopytach, podświetlane sztucznym światłem. Wprowadzamy witraże do domów i mieszkań, biur, hoteli i wszędzie tam, gdzie jest miejsce na grę światłem i kolorem.
? Czy od średniowiecza, kiedy zaczęto tworzyć pierwsze witraże, bardzo zmieniła się technika ich wytwarzania?
? Zmieniła się technika wytwarzania elementów, z których tworzy się witraż: inaczej uzyskujemy dziś szkło czy profile ołowiane, którymi spaja się poszczególne elementy. Ale praca witrażysty praktycznie nie uległa zmianie. Pojawiła się technika Tiffany?ego, w której ołów zastępuje się paskami miedzi, ale w tej branży nie ma rewolucji technologicznych. Wciąż podmalowuje się elementy tworzonej pracy, aby nadać im plastyczności ? np. fałdy ubrania czy twarz. Trwałość tych podmalowań, podobnie jak dawniej, uzyskuje się, wypalając je w piecu, w odpowiedniej dla zastosowanej farby temperaturze.
? Ale pojawiły się też ciekawe szkła?
? Tak, to prawda ? obecnie można korzystać z tafli zawierających kilka kolorów lub fakturę. Są szkła matowe, półprzezroczyste, kryjące, są szkła katedralne i szkła opalowe… W innych branżach szkło z pęcherzykami powietrza, smugami czy fakturą prawdopodobnie byłoby odrzutem, dla nas ma niezwykły walor. Paleta barw i faktur jest bardzo bogata i urozmaicona ? trzeba to uwzględnić już na etapie projektowania, podobnie jak stronę techniczną witrażu. Pewne kształty są niezwykle trudne do wycięcia, dochodzi jeszcze sprawa wytrzymałości konstrukcji… Krótko mówiąc ? dobry projekt to połowa sukcesu.
? Coraz więcej osób zajmuje się filcowaniem, tworzeniem prostej biżuterii, ceramiką, tryumfy święci decoupage. Czy witrażownictwem też możemy się zająć po amatorsku, w warunkach domowych?
? Oczywiście, należy tylko zadbać o bezpieczeństwo swoje i domowników ? o skaleczenia łatwo, zwłaszcza, gdy w domu są małe dzieci. Szczególnej uwagi wymaga szlifowanie dociętych kawałków szkła, należy wtedy chronić oczy i skórę. Jeśli nie mamy oddzielnego pomieszczenia do pracy, to zawsze należy dokładnie posprzątać po sobie ? okruszki szkła mogą sprawić nieprzyjemne niespodzianki. Trzeba kupić odpowiednie szkło, nóż do szkła, w przypadku metody Tiffany?ego krążek miedzianej taśmy, cynę, lutownicę oraz kilka prostych narzędzi. Największym wydatkiem wydaje się szlifierka… Jedna, może dwie godziny pracy ? i możemy cieszyć się pierwszym własnoręcznie wykonanym witrażem.
? Czy masz jakieś witrażowe marzenie? Cel, do którego dążysz?
? W tej chwili tworzę witraże głównie pod konkretne zamówienia i potrzeby. Marzy mi się wykonanie kilku większych prac, które miałyby jakiś przekaz artystyczny, jakąś głębszą treść. Muszę w tym celu wykraść nieco czasu mojego męża, który między innymi zajmuje się projektowaniem wnętrz, ale jest wykształconym i wrażliwym artystą. Jeśli znajdzie czas na kilka projektów, to z pewnością je zrealizuję…
Rozmawiał Łukasz Rygało