Z Natalią Kaczorowską, trzykrotną laureatką „Szansy na Sukces”, mieszkanką Wołomina, rozmawiamy o muzycznej karierze, która nabiera szybszego tempa.
– Wygrałaś po raz trzeci odcinek „Szansy na Sukces”. Czy mogłabyś opowiedzieć nam o tej przygodzie?
– Ten program dał mi bardzo dużo. Po raz pierwszy wygrałam w nim cztery lata temu. Miałam wtedy 15 lat. Po castingu dostałam propozycję udziału w programie. Później pani Elżbieta Skrętkowska sama do mnie dzwoniła z zaproszeniem. Zawsze z tego korzystałam, gdyż jest to ogromna szansa dla takiej osoby jak ja. Po każdym programie zawierałam nowe znajomości w branży muzycznej.
– Czy udział w tych programach czegoś Cię nauczył?
– Zdobyłam większe doświadczenie sceniczne, poznałam wielu ciekawych ludzi.. Za trzecim razem, kiedy śpiewałam w Sali Kongresowej, nie miałam większej tremy… Po tym występie dostałam od Jacka Stachurskiego jedną gwiazdkę, ale niestety nie wygrałam. Zadzwonił do mnie dawny menager „Happy End-u” i zaproponował współpracę w zespole „Sunrise” z dwiema wokalistkami. Mamy już próby i opracowaną trasę koncertową. W lipcu występujemy na wybrzeżu helskim. Nagraliśmy już cztery piosenki a do końca roku nagramy całą płytę. Dostałam także propozycję od Mariusza Pudzianowskiego. Jego brat, Krystian, nagrał płytę i chce, abym podczas koncertów śpiewała z nim w duecie. Na to też się zgodziłam.
– Rok temu zdałaś maturę i co dalej?
– Ciągle mam próby, nagrania, koncerty. Gram na flecie w orkiestrze. Cały czas pracuję. W październiku chcę iść na filologię angielską, gdyż znajomość języków w tym biznesie jest niezbędna. Chodzę do Państwowej Szkoły Muzycznej w Warszawie i uważam, że to mi na razie wystarczy.
– Czy wiesz już, że chcesz zostać piosenkarką?
– Na pewno chcę. Jednak im dłużej śpiewam, tym bardziej widzę, że zrobienie kariery w Polsce jest trudne, głównie przez komercję.
– Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
– Zaczęła się od wygranego konkursu kolęd, który zorganizował ksiądz, gdy byłam w drugiej klasie szkoły podstawowej. Później mama zapisała mnie do chóru Leszka Kupca, gdzie śpiewałam przez rok. Po kolejnym roku trafiłam do Roberta Więcha wygrywając casting do zespołu Cantabile. Tak zaczęłam współpracę z Joanną Czarkowską i Robertem, który był moim menagerem do 15 roku życia. Do tej pory utrzymujemy bardzo dobry kontakt. W wieku 16 lat, pojechałam sama nad morze, gdzie śpiewałam z zespołem w restauracji.
– Która nagroda sprawiła Ci największą radość?
– Pierwszą nagrodą był duży miś za zajęcie pierwszego miejsca w konkursie „Szklany Miś”. Byłam wtedy bardzo szczęśliwa i dumna. Ogromną radość sprawił mi rower górski, ufundowany przez Ośrodek Szkolenia Kierowców. Była to nagroda publiczności. Jednak największą satysfakcję sprawiła mi gwiazdka od pani Krystyny Prońko podczas występu w Sali Kongresowej w programie „Szansa na Sukces”, która bardzo mnie wychwaliła i doceniła moją pracę.
– Czy masz muzycznego idola?
– Nie jest to jeden idol… Aretha Franklin, Edyta Górniak, Beata Kozidrak i Whitney Houston. Podobają mi się ich utwory i głosy. Jednak w przyszłości chciałabym śpiewać połączenie muzyki soulowej ze stylem Tiny Turner.
– O Twoim muzycznym talencie można było przekonać się w szkole, do której chodziłaś i do tej pory można Cię usłyszeć w kościele…
– Bardzo angażowałam się we wszystkie uroczystości szkolne, m.in. apele, nadanie imienia szkole. Jednak moja praca nie została doceniona i na koniec roku szkolnego nie dostałam żadnej nagrody, tak jak inni… Było mi bardzo przykro z tego powodu. Wspomagam też różne uroczystości kościelne, głównie śluby i pogrzeby. Lubię tę pracę, gdyż śpiewam pieśni, które bardzo mi się podobają. Ludzie często dzwonią do mnie z prośbą o urozmaicenie takich uroczystości . Współpracuję także z panem Robertem, który jest organistą.
– Czy nie żałujesz tego, że poprzez swoje dążenia do sukcesu, miałaś skrócone dzieciństwo?
– Pamiętam, kiedy w LO moje koleżanki jeździły na wycieczki, chodziły do kina i na imprezy, a ja często musiałam odmawiać, gdyż nie miałam na to czasu. Był to dla mnie bardzo zapracowany okres w życiu, często przysypiałam na lekcjach. Jednak niczego nie żałuję. Będę jeszcze więcej od siebie wymagać, aby szybciej dojść do celu.
– Czy chciałabyś zmienić coś w naszym mieście pod względem rozwoju kulturalnego?
– Powinno być więcej możliwości rozwoju, np. nauki śpiewu u profesjonalistów. Mając 16 lat, jeździłam na prywatne, bardzo kosztowne lekcje śpiewu aż za Warszawę. Bardzo chciałam się uczyć, ale często brakowało mi sił, ponieważ ciężko było mi zdobyć pieniądze, a dojazdy były dużym utrudnieniem. Nie dziwię się ludziom, którzy chcą śpiewać i mają talent, iż brak im sił, lecz chcę dać im wiarę, że można działać w tym kierunku. Trzeba bardzo się starać i nie czekać aż szczęście samo do nas przyjdzie. Musimy mu trochę pomóc.
– Jaką rolę w kształtowaniu kariery ma najbliższa rodzina?
– Bardzo dużo pomagają mi rodzice i mój chłopak. Dużo ze mną rozmawiają. A to jest mi bardzo potrzebne, gdy tracę wiarę w siebie i słabnę. Jestem wdzięczna rodzicom, którzy od samego początku dopingują mnie w działaniach. Cały czas interesują się tym, co robię i otaczają miłością.
– Jak brzmi Twoje życiowe motto?
– „Trzeba wierzyć w siebie, nie poddawać się, pracować, a jednocześnie pozostać sobą”. Jest to bardzo ważne, ponieważ świat muzyczny jest okropny i może zniszczyć naszą psychikę. Najlepszym sposobem jest poznawanie tego świata stopniowo, gdyż jeśli ktoś zostanie rzucony od razu na głęboką wodę, pieniądze i sława mogą zmienić go bardzo niekorzystnie. Najważniejsze jest to, aby zawsze pozostać sobą i nie zmieniać się przez komercję.
Rozmawiał Adrian Gałązka