Marcin Pieńkowski
„Wiatr buszujący w jęczmieniu” nagrodzono w zeszłym roku na najbardziej prestiżowym festiwalu europejskim w Cannes. To pierwsza Złota Palma w dorobku wybitnego brytyjskiego reżysera Kena Loacha i wydaje się, że przyznana bardziej za całokształt twórczość, aniżeli za dość mizerny film. Dzieła twórcy „Kesa” aż siedmiokrotnie były nominowane do głównej canneńskiej nagrody, jednak nigdy nie znalazły uznania jury. Najnowszy film Loacha od razu uznano arcydziełem, ale raczej zatriumfowało tu przekonanie, że skoro film wygrywa w Cannes, to wypada go wychwalać pod niebiosa. Od wielu lat Loach jest stałym bywalcem najważniejszych europejskich festiwali, jednak od dłuższego czasu jedynie powiela swoje stare pomysły. O wiele świeżej wyglądają przedsięwzięcia jego kolegów po fachu, jak chociażby Paula Greengrassa („Lot 93”, „Krwawa niedziela”) czy Mike’a Leigh („Vera Drake”). „Wiatr…” to martyrologia w irlandzkim stylu. Loach przedstawia epizod z krwawej historii zielonej wyspy. Lata 20, walki o niepodległość. Grupa młodych mężczyzn przyłącza się do IRA. Wśród nich są bracia – Damien oraz Teddy. Dochodzi do podpisania traktatu pokojowego między Imperium Brytyjskim oraz Irlandczykami. Jednak wielu uważa to za połowiczny sukces, ponieważ niezależność Irlandii jest tylko częściowa. Następuje rozłam wśród dotychczasowych towarzyszy broni. Bracia są zmuszeni stanąć po przeciwnych stronach barykady.
Loach zwraca uwagę na historyczne absurdy – ślepą wiarę we wzniosłe ideały, skostniałe regulaminy, które każą zabijać dzieci za zdradę ojczyzny. Angielscy żołnierze są tu ukazani jako bestialscy mordercy, żądni krwi psychopaci, dla których gwałty, torturowanie, poniżanie sąsiedniego narodu to chleb powszedni. Irlandczycy są oczywiście pokazani jako oddani sprawie patrioci, ortodoksyjni katolicy, honorowi rebelianci. Jednak również w pełne ideałów środowisko ciemiężonych wyspiarzy wkrada się konflikt. Loach nie szczędzi patosu, brutalności, okrucieństwa (okropna scena wyrywania paznokci). Brak tu wojennego romantyzmu, sentymentalnych wstawek, jest za to kilka świetnie zainscenizowanych scen wojennych narad, kiedy każdy centymetr kwadratowy kadru żyje, emanuje energią. Szkoda tylko, że Loach nie pokazuje nic nowatorskiego. Takich martyrologicznych opowieści mieliśmy już na naszych ekranach na pęczki, nawet kilka polskich przykładów można bez problemów wymienić. W sferze wizualnej Loach jest wierny swojej przestarzałej stylistyce. Twórca „Wiatru w oczy” operuje kliszami, nie potrafi wzbudzić u widza większych emocji. Na obrazki wojennych okrucieństw jesteśmy już uodpornieni. W kinie widzieliśmy już tysiące ciał rozstrzeliwanych przez pociski, setki torturowanych jeńców, etc. Po co babrać się w przeszłości, która już tyle razy była pokazywana na ekranie… Czemu współcześni twórcy tak często uciekają od historii najnowszej?
Wiatr buszujący
w jęczmieniu
Nie/Wło/Hiszp/Fra
/Wlk. Bryt./ Irlandia, 2006
Reż.: Ken Loach
Obsada:
Cillian Murphy,
Padraic Delaney,
Liam Cunningham
Best Film, 127