Już myślałem, że nie będę musiał wracać do zawodu krytyka muzycznego, który uprawiałem przez pół życia, aż tu nagle stało się coś, co zmusiło mnie do uważnego słuchania i pochwycenia pióra.
Wybitny flecista Andrzej Wojakowski jako solista po raz pierwszy wystapił na koncercie pod batutą dyrygencką swojego syna Łukasza. Wydarzyło się to w Wołominie podczas wspaniałego koncertu muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta
Wacław Panek
Otóż w sobotę wieczorem 7 października br., dla uświetnienia II Światowego Dnia Hospicjów i Opieki Paliatywnej, w kościele pw. Józefa Robotnika w Wołominie odbył się koncert utworów Wolfganga Amadeusza Mozarta. W programie trzy spośród największych przebojów tego geniusza europejskiej muzyki: Uwertura do opery Wesele Figara, Koncert D-dur na flet i orkiestrę KV 314 oraz superpopularna Symfonia g-moll KV 550, której czołowy motyw melodyczny grają dziś nawet dzwonki telefonów komórkowych.
Wykonawcami koncertu była orkiestra symfoniczna Łukasza Wojakowskiego „Simfonia NOVA” oraz flecista Andrzej Wojakowski. Słynąca z delikatności i wdzięku muzyka Mozarta skrzyła się w żywiołowym pędzie Uwertury, radością i powagą w Symfonii g-moll, a także pięknym, stylowym frazowaniem w koncercie fletowym. A utwór ten był swoistym „gwoździem programu.”
Otóż w Koncercie D-dur na flet i orkiestrę, jednym z najpiękniejszych w całej światowej literaturze fletowej, spotkały się dwa największe tuzy wołomińskiej muzyki: solista flecista Andrzej Wojakowski (ojciec) i dyrygent Łukasz Wojakowski (syn). I zagrali tak, że staremu wyjadaczowi krytyki muzycznej ciarki po plecach chodziły. Dawno już nie przeżywałem tego miłego uczucia.
Andrzej Wojakowski, legenda wołomińskiego życia muzycznego, założyciel Orkiestry Dętej (1968) istniejącej do dziś i wielu wołomińskich chórów, to także – a może przede wszystkim – artysta wielkiego formatu.
W młodości laureat konkursów fletowych, potem koncertmistrz-flecista Opery i Filharmonii Krakowskiej i wreszczcie przez wiele lat I flecista i koncertmistrz orkiestry Teatru Wielkiego w Warszawie, współzałożyciel słynnej z występów telewizyjnych Warszawskiej Orkiestry Symfonicznej Niesiołowskiego – powrócił na estradę jako flecista pod dyrygencką batutą syna i raz jeszcze zademonstrował mistrzowską klasę w trudnym technicznie, acz niezwykle urokliwym koncercie fletowym Mozarta. Syn nie ustępował ojcu, bo orkiestra Łukasza dyskretnie i z wdziękiem towarzyszyła soliście. Publiczność zgotowała owację na stojąco, dając wyraz najwyższego uznania. Wśród publiczności znaleźli się również (nie po raz pierwszy na tego typu imprezach) starosta Konrad Rytel i burmistrz Wołomina Jerzy Mikulski, co stanowi także symboliczny wyraz poparcia władz dla kultury przez duże „K”. A w ostatnich latach, trzeba przyznać, rzeczywiście nastały dobre czasy dla naszej kultury lokalnej.
W tej chwili można powiedzieć bez żadnego lokalnego szowinizmu, że Wołomin – nie licząc oczywiście Warszawy – stał się bodaj najbardziej muzycznym miastem Mazowsza.
Mieszkam w Wołominie od ponad 30 lat i mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że ten koncert był bodaj najważniejszym wydarzeniem muzycznym wołomińskiej kultury ostatniego ćwierćwiecza.