Lech Urbanowski
„Do zakochania jeden krok…” człowiek zakochany, jak wiemy idealizuje obiekt swoich uczuć. Żaba w różowej wstążeczce będzie królewną w balowej sukni, zabłocony ropuch księciem. Szerokie usta, żabie nogi i wreszcie zielony kolor tej pierwszej – ideałami do których innym żabom daleko. Płaski łeb, brodawki itp. oznakami męskości u drugiej z wymienionych istot. Krokiem, który pchnie nas w objęcia uczuć, może być wszystko: uśmiech, kolor oczu, pogoda podczas pierwszego spotkania.
W ostatnich dniach obserwowałem narodziny miłości. Miłości mediów do dwóch mężczyzn.
Ludwika Dorna i Radosława Sikorskiego. Chropowata istota, opryskliwy człowiek w za krótkich spodniach zamienił się w reformatora, obrońcę MSWiA przed nieczystymi zamiarami „…dwóch takich…” , kompetentnego ministra, a wreszcie w INTELEKTUALISTĘ niepasującego do reszty tego bajzlu. Minister pokazywany w związku z uszkodzeniami w F-16, karcony przy każdej okazji przez byłych ministrów (nagle występujących w roli ekspertów), stał się absolwentem Oxfordu, specjalistą znanym w całym Waszyngtonie, autorem książek, nawet jego związek ze zdobywczynią nagrody Pulitzera za „Gułag” Anną Applebaum przebił się do tej, czy innej gazety.
Co się stało? Heeee…? Odpowiedź jest prosta. Miłość. To ona ….. terefere żadna miłość stare dobre „wróg naszego wroga” i „Na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone”. A wojna trwa od kilkunastu miesięcy, wojna między nimi a nami, swoimi i obcymi wojna, która niszczy zdrowy rozsądek. Dziś nie liczy się, czy coś jest dobre, czy złe, tylko czy jest proponowane przez tych, czy tamtych. Jak jedna strona zaproponuje coś to druga proponuje coś zupełnie przeciwnego. Jak ktoś skrytykuje rząd jest ekspertem , pochwali oszołomem. Niby nic nowego, ale boli od tego głowa. Wiele ciekawych pomysłów przepada, inne przez „jak oni tak… to my” przechodzi. A stare dobre porzekadło „zgoda buduje niezgoda rujnuje” okazuje się, jak zawsze prawdziwe (choć kurzy się na półce).
Pobiedziłem trochę, to teraz coś jasnego. Na szczęście nie wszystkie media i nie wszyscy politycy zaciemniają obraz. Jeden tygodnik, dwie gazety codzienne (jedna z odzysku, bo do niedawna powiewała zgodnie z kierunkiem wiatru wiejącego od drugiej) uprawiają rzetelną publicystykę, gdzie kryterium oceny jest nie kto to mówi, ale co mówi. Na scenie informacji telewizyjnej WiO jest światełkiem nadziei. I tyle miałem do powiedzenia.