Marcin Pieńkowski
Baśnie bywają okrutne. Wredna czarownica chciała przecież upiec Jasia i Małgosię, wilk zjadł babcię i miał jeszcze chętkę na Czerwonego Kapturka, Szewczyk zabił krwiożerczego smoka. Na szczęście dla naszych milusińskich wszystko to wydarzyło się dawno, dawno temu i na dodatek za górami, za lasami… Na ekranach naszych kin pojawił się film, który należy do gatunku baśni, jednak nie sposób pokazać go najmłodszym ze względu na zawarty w nim pokaźny ładunek okrucieństwa. Guillermo del Toro znany był do tej pory z realizacji „Blade’a 2”, „Hellboya” oraz kilku filmów grozy, które zazwyczaj zapełniają dolne półki w wypożyczalniach. Nic więc dziwnego, że „Labirynt Fauna” ani trochę nie przypomina chociażby „Kronik Narni”. Del Toro czerpie garściami z konwencji baśni i mitologicznych przypowieści, tworząc historię z pogranicza świata magii i brutalnego realizmu. Ofelia przybywa wraz z ciężarną matką do domu swego ojczyma, psychopatycznego oficera armii generała Franco. Kapitan Vidal jest owładnięty fobią pozostawienia po sobie potomka płci męskiej, poza tym na każdą akcję chodzi z zegarkiem, by jego syn poznał dokładną godzinę śmierci swego ojca. Ofelia próbuje wyrwać się z okrutnego świata dorosłych, uciekając w świat marzeń i baśni. W zakamarkach rzeczywistego świata czają się magiczne stwory, wije się tajemniczy labirynt, w którym rządzi dobroduszny Faun. Okazuje się zaginioną księżniczką podziemnego królestwa, jednak by do niego wrócić musi wykonać wiele niebezpiecznych zadań – wyciąga klucz z brzucha monstrualnej ropuchy, ucieka przed obrzydliwym potworem, żywiącym się dziećmi… Ofelia musi znaleźć drogę ucieczki, ponieważ wokół trup ściele się gęsto, hiszpańska ziemia nasiąka krwią partyzantów, czuć wszechobecny zapach śmierci. Świat fantazji również nie jest pozbawiony okrucieństwa, jednak w baśniach przynajmniej można liczyć na happy-end. „Labirynt Fauna” to wizualny majstersztyk, nagrodzony Złotą Żabą dla Guillermo Navarro na ostatnim festiwalu Camerimage… Film można jeszcze obejrzeć w kinach. Kto jeszcze nie widział, niech pędzi szybko, bo w domowym zaciszu „Labirynt Fauna” straci przynajmniej połowę ze swojego czaru. Film Guillermo del Toro to okrutna, magiczna, zmysłowa, wstrząsająca, słodko-gorzka baśń dla dorosłych. Może lepsze byłoby określenie „quasi-baśń”. Nie ma tu nawet najmniejszej dawki toksycznego sentymentalizmu, moralizatorstwa za wszelką cenę czy stereotypowych postaci. „Labirynt Fauna” to niebezpieczna podróż w otchłanie naszych lęków, które sprytnie skrywamy od czasów naszego dzieciństwa. To po prostu trzeba obejrzeć.