AIDS, czyli Zespół Nabytego Braku Odporności został (nie bez powodu) nazwany dżumą XX wieku. Wciąż jeszcze nie ma skutecznego lekarstwa dającego gwarancję wyleczenia (i tym samym uniknięcia przedwczesnej śmierci) lub choćby szczepionki, która chroniłaby przed zachorowaniem, zaś zachowania ludzi dowodzą, iż wiedza na temat samej choroby i możliwości zakażenia się nią jest wciąż niewystarczająca.
Katarzyna Rozbicka
Teoretycznie wszyscy wiedzą, że AIDS powodowane jest przez ludzki wirus upośledzenia odporności zwany w skrócie od jego angielskiej nazwy HIV, że do zakażenia dochodzi „poprzez krew”, zaś do grup podwyższonego ryzyka należą: homoseksualiści, prostytutki i narkomani. To jednak informacje bardzo nieprecyzyjne, które dają możliwość tworzenia mitów na temat HIV i AIDS. Mity zaś prowadzą do dyskryminacji osób zakażonych i chorych, ale także przyczyniają się do nowych zakażeń. Obecnie notuje się ich coraz więcej wśród ludzi młodych (do 30 roku życia), którzy nie mają nic wspólnego z w/w „grupami ryzyka”. Gdzie więc tkwi problem? – W nieprecyzyjnym terminie: „ryzyko”. Otóż, tak naprawdę prawie każdy z nas miał w swoim życiu zachowania ryzykowne, tzn. takie, w których mogło dojść do zakażenia wirusem HIV. Zupełnie bezpiecznie mogą czuć się jedynie osoby wybierające całkowitą abstynencję seksualną. Zaś w przypadku związków (małżeńskich czy partnerskich), aby wykluczyć prawdopodobieństwo zakażenia, obydwoje partnerzy muszą spełniać aż dwa warunki: wzajemne dochowywanie absolutnej wierności oraz muszą być zdrowi na „wstępie”. Każdy więc „przygodny” kontakt seksualny (choćby tylko jednego z partnerów) jest zachowaniem ryzykownym (dla obydwojga), a powszechna opinia, że prezerwatywa chroni przed AIDS jest również mocno przesadzona. Prezerwatywa zmniejsza jedynie ryzyko zakażenia i to pod warunkiem, że została prawidłowo użyta.
Wirus HIV przenosi się poprzez bezpośredni kontakt z krwią zakażonej osoby, a więc można (teoretycznie) zostać zakażonym podczas niektórych zabiegów medycznych, jednak odsetek tego typu przypadków jest znikomy w porównaniu z liczbą osób zakażonych poprzez kontakt seksualny. Warto też wiedzieć, że wirus znajduje się nie tylko w krwi, ale i w innych płynach ustrojowych, tj. preejakulacje ( niewielka ilość przezroczystego płynu pojawiająca się u mężczyzny przed wytryskiem nasienia), spermie, wydzielinie szyjki macicy i pochwy, mleku kobiecym, wodach płodowych, płynie mózgowo-rdzeniowym i in. (W życiu codziennym właściwie mamy do czynienia tylko z pierwszymi pięcioma). Trzeba więc dbać o to, by nie doszło do kontaktu tych płynów z krwią (np. poprzez drobne rany, otarcia) oraz z błonami śluzowymi, jakie występują nie tylko w pochwie, odbycie czy przy ujściu cewki moczowej, ale także w oku, nosie i jamie ustnej. Nie ma zaś możliwości zakażenia się poprzez kontakt ze śliną, łzami, potem czy moczem osoby zakażonej. Jest również fizycznie niemożliwe, by wirus HIV był przenoszony przez komary, pchły czy wszy.
W celu wykrycia zakażenia wirusem HIV stosuje się rutynowe testy na obecność przeciwciał (anty-HIV) w surowicy krwi, jednak ujemny wynik badania wcale nie musi oznaczać, że wszystko jest w porządku, mówi on jedynie o tym, iż u osoby badanej nie wykryto przeciwciał. Teoretycznie: sześć tygodni temu była zdrowa. Tyle bowiem czasu mija średnio od zakażenia do wyprodukowania przez organizm ludzki przeciwciał w ilości wykrywalnej dla testu. W celu uzyskania większej pewności należy powtórzyć test po około sześciu tygodniach, przy całkowitej abstynencji seksualnej w czasie między badaniami.
Ponieważ – jak w przypadku wielu innych chorób – lepiej zapobiegać niż leczyć, zamiast piętnować osoby, które miały to nieszczęście i uległy zakażeniu, należałoby zacząć kontrolować siebie, gdyż to nie “grupy podwyższonego ryzyka” są dla nas zagrożeniem, ale nasze ryzykowne zachowania.