Agata Mijewska
Kontynuując temat alkoholizmu poruszony w poprzednim numerze, przedstawię tym razem najważniejsze sygnały, świadczące o tym, iż mamy do czynienia właśnie z tą chorobą. O alkoholizmie nie świadczy ilość czy częstotliwość picia. Mówimy o nim wtedy, gdy pomimo szkodliwych skutków alkoholu w życiu rodzinnym czy zawodowym, bądź też kłopotów ze zdrowiem, osoba uzależniona nadal pije. Warto zwrócić uwagę na ten problem już w początkowym jego stadium, kiedy to jeszcze trudno rozpoznać zagrożenie. Wtedy zaczynamy szukać okazji sprzyjających spożyciu alkoholu, a podczas spotkań towarzyskich często upijamy się. Z czasem potrzebujemy coraz więcej alkoholu, by uzyskać ten sam efekt. Często alkohol w czymś nam pomaga – stanowi odprężenie, receptę na kłopoty, bądź z osób nieśmiałych czyni nas nagle odważnymi i komunikatywnymi, a więc pozornie poprawia nasze relacje z ludźmi. To pierwsze sygnały, które mogą ostrzec nas, że prawdopodobnie mamy problem z alkoholem. Wkrótce zaczynamy pić także w samotności, pojawia się wstyd i poczucie winy, a w konsekwencji spadek samooceny. Kiedy rodzina sugeruje, że dostrzega problem, zdecydowanie zaprzeczamy, reagując rozdrażnieniem, często agresją. Nie potrafimy przyznać się do błędu, znajdujemy różnego rodzaju wytłumaczenia dla nadużywania alkoholu. Chcemy udowodnić sobie, że posiadamy nad wszystkim kontrolę, szukamy sposobów na przekonanie siebie i innych, że problem nie istnieje. Robimy np. przerwy w piciu, zmieniamy trunki, które rzekomo nam szkodzą, zmieniamy towarzystwo które rzekomo ma na nas zły wpływ itd. Dłuższe okresy abstynencji powodują niepokój, lęk, złe samopoczucie związane z silną potrzebą spożycia alkoholu. Jak w każdym uzależnieniu – na początku piliśmy, aby poczuć się lepiej, ale później pijemy już po to, aby poczuć się normalnie. Niejednokrotnie udowodniono, że możliwe jest życie z tą chorobą w trzeźwości. Trzeba tylko się do niej przyznać i znaleźć motywację do podjęcia terapii. Możemy zdecydować się na to na każdym etapie choroby. Nie pomogą namowy rodziny, czy przyjaciół, dopóki sami naprawdę nie będziemy chcieli żyć inaczej.