Piątek, dochodzi 18 – sta. W pokoju siedzi cztery osoby. Zerkają dyskretnie na ścienny zegar. Rozmowa się nie klei. Do pokoju wchodzi 9. letni Marcin. – Mama Jasia stoi na dworze. – Dobrze. Poczekamy na nią. – odpowiada pani Basia. Wszystkim trochę ulżyło. Jest. Tylko w jakim stanie? – pytają w duchu. 18.07 – ponownie wchodzi Marcin. – Mama Jasia powiedziała, że idzie do sklepu. – Trudno, będziemy czekać. Jaś chowa się za plecami Marcina, spogląda pytającym wzrokiem na dorosłych. Znowu cisza. Jest 18.15. Słychać kroki. Wchodzi drobna, wystraszona kobieta – mama Jasia. Dzięki Bogu jest trzeźwa. Jaś nie pójdzie do domu dziecka. W każdym razie jeszcze nie jutro.
Z Barbarą Stasiszyn – prezesem Mazowieckiego Oddziału Terenowego T.R.A.D. Szansa rozmawia Katarzyna Trybus.
– Kto trafia do Szansy? – Dzieciaki zgłaszane przez kuratorów Sądu Rodzinnego, przez pedagogów szkolnych i przez pracowników socjalnych. Najczęściej te, które sprawiają problemy wychowawcze, nie potrafią odnaleźć się w grupie, w szkole, mają problemy rodzinne. Są też dzieci z nałogami i zaburzeniami psychicznymi. Wszystkie mają własny pomysł na życie – nie dać się. A wiadomo, najlepszą obroną jest atak. Dlatego są agresywne.
– Jak Szansa pomaga dzieciom?
– Najpierw diagnozujemy grupę. W zależności od potrzeby dopasowujemy odpowiednie zajęcia. Zazwyczaj wykorzystujemy konkretne scenariusze zajęć terapeutycznych, które adaptujemy do aktualnych potrzeb. Każdy z wychowawców żyje problemami dziecka poza klubem, wie o jego kłopotach w szkole i w domu. Staramy się myśleć o wszystkim. Był taki czas, że mieliśmy więcej pieniędzy i chodziliśmy z dziećmi do dentysty, żeby wyleczyć im zęby. Pieniądze się skończyły, a jedna z dziewczyn została bez zęba na przodzie. Rodzice na pewno go jej nie wstawią, bo ich nie stać. Jaki to stres dla dorastającej dziewczyny…
– Szansa pomaga nie tylko dziecku…
Placówki Szansy z założenia znajdują się w środowiskach zagrożonych patologią. Pracujemy w środowisku, a nie poza nim.Pracujemy z całymi rodzinami dzieciaków, które przychodzą do klubu. Kobieta, z którą rozmawiałam chwilę przed naszym spotkaniem to matka jednego z chłopców. Pije. Ona i jeszcze kilkoro innych rodziców przychodzi tu codziennie po zajęciach, żeby podpisać oświadczenie, że danego dnia byli trzeźwi. W tej chwili staram się załatwić jednej z matek terapię indywidualną, co wcale nie jest proste. Wiem, że jej nałóg nie wynika z samej chęci napicia się alkoholu. Zaszycie jej nie ma sensu, musi sama uporać się ze wszystkimi koszmarami, które ją dręczą, może wtedy świadomie przestanie pić. Ją i jej dziecko łączy niezwykle silna więź, słyszałam jak dzieciak stale powtarzał – Mamusiu! Chodź, uciekamy stąd!
– Co z tymi, którzy potrzebują pomocy, a nie są w grupie objętej opieką?
– Czekają w kolejce. W tej chwili gdyby były pieniądze, śmiało mogłabym przyjąć co najmniej dwadzieścioro nowych dzieci.
– A co ze sponsorami?
– Wydawało nam się, że jeśli będziemy chodzili, pisali, prosili – to na pewno zdobędziemy pieniądze. Niestety, mocno się rozczarowaliśmy. Owszem, czasem udaje się załatwić pieniądze na jakiś konkretny cel, np. Klub Biznesu Wołomińskiego opłacił akademik jednego chłopaka, który dostał się na studia. Ale potrzebujemy płynności finansowej.
– Kim są pracownicy Szansy?
– Na stałe zatrudnionych jest trzy osoby, po pedagogice, resocjalizacji, psychologii i pracy socjalnej. Jednak to ciągle za mało. Wychowawcy cały czas muszą się doszkalać. Robią to zresztą za własne pieniądze. Pomagają nam też wolontariusze. Często to nasi dawni wychowankowie, którzy teraz studiują, pracują, mają własne rodziny. Wychowawców i wolontariuszy obowiązuje jedna zasada. Muszą być autentyczni. Tylko pod tym warunkiem dzieci ich zaakceptują. Jeżeli ktoś jest zbyt przesłodzony, zbyt ułożony, zbyt grzeczny, dzieciaki go nie kupią.
– To znaczy, że wychowankowie wracają do klubu?
– O tak. Na przykład wczoraj mieliśmy istny „zlot”. Przyszło osiem osób, rozsiedli się w kuchni, smażyli jajecznicę, gadali. Oni wciąż traktują to miejsce jako własne. Niektórzy z nich pożenili się, pozakładali rodziny, mieszkają poza Wołominem. Mimo to przychodzą, chociażby po to, żeby zwyczajnie się spotkać i powspominać – Pani Basia pokazuje zdjęcia – To nasz ostatni wyjazd, kiedy powiedziałam, że biorę nowe dzieciaki. Magda – ma już dziecko. Właśnie załatwiam jej mieszkanie. To Bartek – stale przychodzi. Zosia – jest w Stanach, ale pisze. Agnieszka i Maciek, jak byli młodsi, teraz obydwoje studiują…Agnieszka – jako pierwsza w rodzinie skończyła podstawówkę, potem jako pierwsza w rodzinie poszła do zawodówki, do technikum, zrobiła maturę i dostała się na resocjalizację. Maciek jako pierwszy w rodzinie skończył liceum i studiuje filozofię…
Ciekawy artykul! Nie wiedzialem wczesniej ze istnieje w naszym miescie taka placowka. No sponsorzy – do dziela! ;) Napiszcie jeszcze co sie dzieje w tym temacie kiedys. Pozdrawiam!
Szansa to bardzo wyjatkowe miejsce;)ciesze sie ze tam trafilam pare lat temu,zreszta dzieki pani basi.jeszcze pare miesiecy temu pracowalam w szansie,teraz podazam troche inna sciezka…:) ale na pewno bede tam wracac nie raz.to miejsce juz na zawsze jest czastka mnie.