Ludzie dzielą się na zdiagnozowanych i niezdiagnozowanych. My mamy postawioną diagnozę. Schizofrenia, depresja. – wymienia pan Marcin, uczestnik Środowiskowego Domu Samopomocy dla osób psychicznie chorych w Wołominie. Za kilka dni Środowiskowy Dom Samopomocy będzie obchodził pięciolecie swego istnienia. Każda rocznica, a więc również i ta, skłania do refleksji, podsumowań i zadawania pytań. Z uczestnikami i kierowniczką placówki rozmawia Katarzyna Trybus.
Większość uczestników to osoby z różWiększość uczestników to osoby z różnymi postaciami schizofrenii, proszę powiedzieć, na czym polega ta choroba?
Grażyna Rusiecka (kierownik): Zaczęłabym może od tego, że doznania, jakich doświadczają osoby chore nie są obce również innym ludziom. Każdemu z nas zdarzyło się „przesłyszeć”, coś nam się „przewidziało”, mówimy „zdawało mi się”. Ale szybko to korygujemy, porządkujemy świat swoich odczuć. W psychozie doznania te są nieporównywalnie silniejsze, wyrazistsze, towarzyszy im niejednokrotnie lęk powodujący jeszcze większe zagubienie, utrudniający lub uniemożliwiający skonfrontowanie ich z rzeczywistością. Skupieni na swoich przeżyciach stosownie do nich działamy. Tak się dzieje w momentach zaostrzenia choroby, ale i w okresach wyrównanego samopoczucia może ona kłaść się cieniem na życiu. Często dochodzi do wycofania się z aktywności, nieufności, podejrzliwości wobec ludzi, utraty zainteresowań własnym wyglądem.
Uczestniczka: Proszę spróbować wyobrazić sobie koniec świata. Ja miałam właśnie takie odczucia. Chodziłam po Warszawie, wszystko dookoła mnie się waliło, woda wdzierała się na ulice. Miałam wrażenie, że za chwilę całe miasto zostanie zatopione. Faktycznie, byłam w Warszawie, trochę padało, a na ulicach były kałuże. Tyle moje wyobrażenie miało wspólnego z rzeczywistością.
Z jakich form terapii mogą korzystać uczestnicy?
G.R.: W ramach treningu umiejętności społecznych uczestnicy wspierani są w przełamywaniu oporów w nawiązywaniu i podtrzymywaniu kontaktów społecznych, poszerzają swoją wiedzę psychologiczną o relacjach międzyludzkich. Motywowani są do współpracy w grupie i podejmowania odpowiedzialności. Prowadzone są rozmowy na temat choroby, jej objawów i leczenia. Prowadzone są też zajęcia kulinarne, plastyczne, muzyczne, teatralne, komputerowe, lekcje angielskiego. Wyjeżdżamy na wycieczki, uczestniczymy w imprezach kulturalnych.
Uczestniczka: Ja jestem zachwycona tym, że mogę tu realizować swoje marzenia o sztuce wyniesione jeszcze z dzieciństwa. Mam dostęp do farb, pędzli i płótna. Kiedyś chciałam studiować na ASP i teraz to marzenie w jakiś sposób się realizuje.
Dom funkcjonuje już pięć lat. Ilu uczestników trafiło do niego w tym czasie? Ilu osobom udało się pomóc? G.R.: Około sześćdziesiąt osób. Oczekiwania wobec uczestników są sprawą indywidualną. Trzeba zacząć od tego, że trafiają do nas osoby w różnym wieku. Są takie, które mają szansę na zatrudnienie i normalne życie. Ale są też takie, dla których wyjście z domu jest problemem nie do pokonania. Myślę, że pewnym wskaźnikiem naszych działań jest ilość hospitalizacji. Nasza najstarsza uczestniczka, zanim trafiła do nas funkcjonowała jak bumerang: ze szpitala wychodziła do domu, z domu trafiała do szpitala i tak na zmianę. Przy czym pobyty w domu były bardzo krótkie. Odkąd jest z nami (od pięciu lat), w szpitalu psychiatrycznym nie była ani razu. Takich osób jest oczywiście więcej. Myślę, że to spory sukces. Tak samo jak to, że ktoś zaczyna w ogóle wchodzić w relacje z innymi ludźmi, że odpowiedzi „tak” i „nie” przeradzają się w pełne wypowiedzi, że zaczyna interesować się otoczeniem, przejawiać własną inicjatywę. Kilka osób podjęło próbę zatrudnienia.
Co Państwu daje Dom?
Uczestnik: To jest po prostu nasz Dom. Pomagamy sobie w dobrych i złych chwilach. Ośrodek jest dla nas oparciem. Dzięki niemu jesteśmy pewniejsi i bardziej zaradni życiowo. Dzięki niemu możemy w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Możemy na nowo uczyć się życiowej aktywności.
Uczestniczka: Dzięki Domowi nie jesteśmy skazani na schizofrenię. Dzięki ośrodkowi możemy się spotkać, możemy podzielić się swoimi wrażeniami i przeżyciami. Środowisko, w którym żyjemy jest bardzo różnie do nas nastawione, jedni nas rozumieją, inni się odcinają. Bywa tak, że osoby chore psychicznie nie mają, do kogo otworzyć ust. Rodziny często odwracają się od nich. A prawda jest taka, że dobre słowa bardziej pomagają niż tabletki. Gdyby nie Dom na pewno częściej trafialibyśmy do szpitala psychiatrycznego.
G.R.: W życiu spotykają ludzi różne trudne doświadczenia. W przypadku naszych uczestników jest to choroba psychiczna. W przypadku innego człowieka może to być choroba somatyczna – przewlekła, nieuleczalna. Może to być utrata kogoś ukochanego, czy utrata pracy. Być może choroba psychiczna jest szczególnie trudnym doświadczeniem, ale jeśli chce się ją traktować właśnie w kategoriach doświadczenia, które mnie spotkało, któremu muszę stawić czoło wtedy łatwiej jest żyć i łatwiej z nią walczyć. I ważne, żebyśmy w tej walce pomagali sobie nawzajem.