Marcin Pieńkowski
Jim Jarmusch zasłużył sobie na miano najbardziej niezależnego filmowca Ameryki, wszak nigdy nie skalał się niewolniczą artystycznie pracą dla amerykańskich koncernów filmowych. Mimo tego, że jego filmy są niezwykle oszczędne w środkach, średnio atrakcyjne fabularnie i chaotyczne narracyjnie, to kolejne pokolenia koneserów z niecierpliwością wyczekują na dzieła największego nudziarza kina. Pozyskuje on widza niepowtarzalną atmosferą swoich filmów i przede wszystkim perfekcyjnie skonstruowanym bohaterem, z którym widz pragnie się utożsamić. Podobnie jest w „Broken flowers”, który zbierał laury na ostatnim canneńskim festiwalu filmowym. Głównym bohaterem jest podstarzały lovelas, który dowiaduje się z anonimowego listu, że ma dorosłego syna. Wyrusza więc na poszukiwania potencjalnej matki. Mamy tu do czynienia z niezwykłym kinem drogi, przepełnionym klimatem nostalgii i niewykorzystanych szans. Nie ma tu rzecz jasna fajerwerków, jest za to dużo dłużyzn, które świetnie tworzą klimat pustki i miłosnej impotencji. Zadziwia niezwykłe wyczucie Jarmuscha w budowaniu atmosfery filmu, nie boi się on długich ujęć, ciszy czy chaotycznego montażu, wszystko jest dostosowane do bohatera, byśmy jak najlepiej wczuli się w jego świat. Jarmusch bawi się stereotypami kobiety – mamy słodką blondynkę, femme fatale, chłodną damę. Każde spotkanie z kobietą z przeszłości jest trudne, ale i nieodparcie śmieszne. Chociaż nierzadko jest to śmiech przez łzy. Z twarzy Billa Murraya można wyczytać ból alienacji, nieprzystosowania i niezrozumienia. Wszystkie kobiety odeszły w zakamarki jego wyobraźni. Nagle pragnie odnaleźć syna, który mógłby nadać sens jego pustej egzystencji. Ale czy on faktycznie istnieje? Jarmusch nie chciał zrobić z „Broken flowers” zwykłego kina drogi czy ciężkiej psychodramy, stąd duża dawka absurdalnego dowcipu i przekolorowanych postaci. Jednak film całkowicie na serio opowiada o problemie naszych czasów, czyli niemocy miłości i budowania uczucia, błędach młodości, które skazują nas na samotność. Kino lekkiej i jednocześnie niepokojącej atmosfery.
Broken Flowers
USA, 2005
Reż. Jim Jarmusch
Obsada: Bill Murray,
Sharon Stone,
Julie Delpy, Jessica Lange
Dystrybutor:
Best Film, 105’