O zarażaniu teatralną pasją, z Moniką Kisłą, aktorką i pracowniczką Miejskiego Domu Kultury w Wołominie, rozmawia Marcin Pieńkowski.
– Czym zajmujesz się w MDK w Wołominie?
– Zajmuję się głównie organizacją imprez, chociażby cyklem „Teatr Bliżej”, który trzy lata temu zapoczątkowała „Zgaga” Doroty Stalińskiej. Była to bardzo satysfakcjonująca praca, ponieważ już na dwa tygodnie przed spektaklem zabrakło biletów, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że teatr w Wołominie jest potrzebny. Mamy również w planach wprowadzenie niedzielnych spektakli dla dzieci.
– Jaka jest idea „Teatru Bliżej”?
– Chciałam, żeby teatr był faktycznie bliżej ludzi. Żeby widzowie mogli uczestniczyć w różnorodnych wydarzeniach artystycznych bez konieczności dojeżdżania do Warszawy. Dzięki sponsorom i dzięki temu, że dzieje się to w Domu Kultury, bilety mogą być w przystępnych cenach. Teatr jest czymś, co jest mi bliskie i pragnęłam, by również takim stał się dla innych. Chciałam dać ludziom coś, co spowoduje, że przez chwilę znajdą się w innym świecie, odbiorą z tego jakąś przyjemność. Nie chcieliśmy serwować od razu ciężkiego dramatu, to akurat jest codziennie w każdym dzienniku. Stąd lżejszy repertuar: komedie, farsy, kabarety, piosenka.
– Co „Teatr Bliżej” zaproponuje wołomińskiej widowni w najbliższym czasie?
– 25 marca organizujemy występ Grupy MoCarta. Już raz gościli u nas z koncertem, zainteresowanie było tak duże, że musieliśmy zrobić dwa spektakle. Niestety koszty imprez są duże, bez pomocy z zewnątrz nie można byłoby ich zorganizować. Oczywiście moglibyśmy zrobić ceny biletów, podobne do tych w Warszawie, jednak część osób byłoby zwyczajnie nie stać, a przecież nie chodzi o to, by teatr był dla wybrańców, tylko dla wszystkich.
– Czym jest dla Ciebie ta praca?
– Praca tutaj daje mi możliwość zarażenia innych swoją miłością do teatru. Daje mi również wpływ na jakąś część małego świata wokół mnie. Człowiek sam świata nie zbawi, ale zawsze coś może poprawić, dorzucić własną cegiełkę. Chciałabym dać sznsę zwłaszcza młodym ludziom poczucia satysfakcji z robienia czegoś dobrego i ważnego, bo jak mówi stara prawda o ludzkim sercu „Jeśli komuś powiesz, że jest głupi i zły, to taki pozostanie, a jeśli dasz mu szansę, to pokaże na co go stać”. Mnie taką szansę dał Jurek Owsiak ze swoją „WOŚP” – przez wiele lat z grupą Przyjaciół organizowałam Finały w mojej rodzinnej Zielonce.
– Jesteś również aktorką?
– Pracuję w Teatrze Adekwatnym, gdzie gram w większości spektakli. W „Antygonie” Sofoklesa grywam Ismenę, bywam Frozyną w „Skąpcu” Moliera i złą siostrą w „Kopciuszku”. Długi czas współpracowałam także z Teatrem Faktu, który gra w szkołach spektakle związane z uzależnieniami. Grałam tam narkomankę Basię w sztuce „Pozory życia”. Był to spektakl bardzo mi bliski, ponieważ skończyłam resocjalizację i zawsze uważałam, że zwracać uwagę młodego człowieka na niebezpieczeństwa, które funduje mu dorosły świat. Dlatego cieszę się ilekroć w Domu Kultury odbywają się spektakle związane z profilaktyką. Bo nawet gdyby wszyscy wokół uważali, że problem narkotyków ich dzieci nie dotyczy, to ten świat jest tak brutalny, że pewnie i tak się o nie otrą. Lepiej żeby wcześniej dowiedzieli się czym to się może skończyć. Prowadzę także zajęcia z aktorstwa społecznego w Akademii Obrony Narodowej na kierunku negocjator-przywódca.
– Dlaczego akurat teatr…?
– Nie wiem dlaczego… Od dziecka wiedziałam, że chcę zostać aktorką. Poza tym zawsze chciałam wiedzieć jak to jest… Pragnęłam żyć choć przez chwilę cudzym życiem…, zrozumieć jego motywy działania, system wartości, być niemal w jednym czasie złodziejem i policjantem… To takie małe uproszczenie, ale dla mnie ta praca jest fascynująca.
Marcin Pieńkowski