Kasztany kwitną jak dawniej, ale matura już inna. Egzaminy ustne poprzedziły pisemne. Na wyniki też nie trzeba było czekać zbyt długo – ogłaszane były dwa razy dziennie, około południa i na koniec dnia. Prezentacje opracowanych tematów z polskiego z możliwością wykorzystania m.in. komputera, rzutnika multimedialnego i innych form przekazu – to też nowość.
Uczniowie mogli wybrać egzaminy nawet z 6 przedmiotów i to niekoniecznie tych nauczanych w szkole.
Największa różnica jest jednak w ocenie wyników matury. Dawniej było oczywiste: dwójka, trójka, piątka. Teraz z Komisji Okręgowej otrzymamy informację, że uczeń X zdał egzamin na 52% wiedzy z arkusza I (gdzie obowiązuje próg uzyskania 30% poprawnych odpowiedzi z przedmiotu obowiązkowego na poziomie podstawowym) lub 57% wiedzy z arkusza II lub III (poziom rozszerzony), gdzie nie ma progu zaliczenia egzaminu. Te wywody już takie oczywiste nie są…
Nowa forma matury jest też wyjątkowo mocnym utrudnieniem dla życia szkoły. Praca nauczycieli w komisjach egzaminacyjnych to 8 – 9 godz. wytężonego wysiłku dziennie. Pozostali muszą zapewnić zastępcze zajęcia edukacyjne uczniom klas I i II na odpowiednim poziomie. A wyzwaniem jest fakt, że dawniej po krótkim okresie prac pisemnych egzaminy ustne trwały 2 tygodnie i nie były aż tak absorbujące, nie podlegały tak ścisłym rygorom. Teraz ustne to 2 tygodnie, a pisemne prawie 1 miesiąc. Zapewnienie odpowiednich warunków egzaminowania (cisza, spokój), bieżące zmiany organizacji zajęć to duże wyzwanie dla każdej szkoły.
Ale to wszystko nic w porównaniu ze stresem i nerwami głównych bohaterów tych wydarzeń. Rzuceni na głęboką wodę nowej matury pokazują jednak, że nie tylko merytorycznie, ale i psychicznie potrafią radzić sobie w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji.
Egzaminy jeszcze trwają, więc choć to nowa matura, życzę wszystkim po staremu: połamania piór!