Jolanta Michalik
Nie, to nie nowy tom przygód Harry’ego Pottera, choć mamy tu również do czynienia z magią. „Ćwiczenia stylistyczne” prawie nieznanego w Polsce francuskiego pisarza Raymonda Queneau, banalna historyjka o facecie z długą szyją, podróżującym w śmiesznym kapeluszu paryskim autobusem linii S jest jak zabawa w głuchy telefon, gra w scrabble, pokaz sztucznych ogni i festiwal wyciągania za uszy z cylindra zdezorientowanych królików razem wzięte. Na 99 sposobów, wykorzystując rozmaite chwyty retoryki i gramatyki francuskiej, swobodnie i dowcipnie opowiada tak, że nie ważne jest „co” – tylko „jak”.
„Człowiek ten zaczepiał raz po raz sąsiada, mówiąc, że ów naumyślnie depcze mu po nogach, gdy podróżni wsiadają lub wysiadają. Przerwał szybko rozmowę, by zająć zwolnione właśnie miejsce” – tak wygląda dalszy ciąg opowieści w wydaniu „płynnym”. „Jestem prawie pewien, że tę samą postać napotkałem raz jeszcze, lecz gdzie? Przed kościołem? Trupiarnią? Śmietnikiem? Z kolegą, który jak się zdaje, musiał coś do niej mówić, lecz co? Lecz co?” – kończy „chwiejnym” stylem autor. „Całość wywiera porywające wrażenie, za sprawą którego dzieło Iksa na zawsze wryje się w pamięć” – recenzuje „skrzydełkowo”, czyli na sposób redaktora umieszczającego notkę na okładce książki.
Blisko 60 lat czekaliśmy na przekład „Ćwiczeń”, którego dokonał Jan Gondowicz. Niezwykle pomysłowa, nie należąca do żadnego gatunku literackiego książka Queneau wymagała niezwykłych rozwiązań, np. zamiany klasycznego aleksandrynu Racine’a na polski trzynastozgłoskowiec.
Literaturoznawcy powiadają, że powieść (najmodniejszy obecnie gatunek) podąża w kierunku „rozpasania” języka, nasycania bogactwem stylów i form, tak więc lektura francuskiego klasyka to pozycja obowiązkowa dla miłośników współczesnej prozy.
Raymond Queneau, Ćwiczenia stylistyczne, przekł. Jan Gondowicz,
Czuły Barbarzyńca
Press, Izabelin 2005, 126 ss.,
cena ok 17 zł.